Temat białorusko-rosyjskich relacji poruszył Dmitrij Kisielow w swoim programie "Wiesti niedieli", transmitowanym przez główną rządową stację Rossija 1. W swoim programie jeden z czołowych propagandystów Kremla podsumowuje najważniejsze wydarzenia z kraju i ze świata. Odniósł się do niedawnej wypowiedzi prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, który stwierdził, że "Rosja może stracić sojusznika".

- Oczywiście, że my tego kategorycznie nie chcemy. Ale jeżeli w Mińsku postanowią pozostać bez Rosji, przyszłość Białorusi będzie upiorna. Rosja, rzecz jasna, osłabnie, ale Białorusi po prostu nie będzie. Nie trzeba mieć złudzeń - stwierdził Kisielow.

Od miesięcy Białoruś domaga się rekompensaty od Kremla za straty, jakie powoduje wdrażany w Rosji od 1 stycznia tzw. manewr podatkowy. Ekonomiści w Mińsku podliczyli, że z powodu rosnącej ceny rosyjskiej ropy białoruska gospodarka w ciągu najbliższych pięciu lat straci nawet 10 mld dolarów. Moskwa z kolei proponuje "głębszą integrację" w ramach podpisanego jeszcze w 1999 roku porozumienia "o utworzeniu Państwa Związkowego Białorusi i Rosji".

Łukaszenko stwierdził, że nie dopuści "inkorporacji Białorusi". W poniedziałek szef białoruskiej dyplomacji Uładzimir Makiej poinformował, że Mińsk już prowadzi rozmowy z Waszyngtonem odnośnie "powrotu do normalnych politycznych i gospodarczych relacji". Od ponad 10 lat kraje komunikują się za pośrednictwem chargés d'affaires w swoich placówkach dyplomatycznych. Makiej przyznał, że rozmowy o powrót ambasadorów już trwają.

Co ciekawie, kilka godzin później premier Rosji Dmitrij Miedwiediew zaapelował do władz w Misńku by "mieli szacunek za dotychczasowe wsparcie". Zaznaczył, że zobowiązania Białorusi wobec Rosji wynoszą obecnie 6,5 mld dolarów nie licząc kredytu, który Moskwa udzieliła na budowę elektrowni atomowej w Ostrowcu (10 mld dolarów).