Reklama

Schetyna chce uderzyć Petru

PO pod nowym przywództwem będzie dążyć do konfrontacji z Nowoczesną. To początek planu odrodzenia partii.

Aktualizacja: 05.01.2016 06:01 Publikacja: 03.01.2016 18:10

Tomasz Siemoniak wycofał się z wyścigu o fotel szefa Platformy i poparł Grzegorza Schetynę

Tomasz Siemoniak wycofał się z wyścigu o fotel szefa Platformy i poparł Grzegorza Schetynę

Foto: PAP/Jakub Kamiński

Do zakończenia wyborów w Platformie pozostały jeszcze trzy tygodnie, ale zwycięzca jest już znany – to Grzegorz Schetyna. W ostatnim dniu 2015 roku – najtrudniejszego w dziejach PO – jego ostatni rywal Tomasz Siemoniak ogłosił rezygnację.

– Schetyna zagwarantował Siemoniakowi, że poprowadzą Platformę wspólnie. Po formalnym rozstrzygnięciu wyborów da mu takie stanowisko w partii, jakiego będzie oczekiwał – twierdzi jeden z naszych rozmówców ze ścisłych władz Platformy.

Schetyna był murowanym faworytem do zwycięstwa, więc Siemoniak wolał się wycofać za godziwą stawkę. Przez lata był jednym z najbliższych współpracowników Schetyny, w tym jego zastępcą w MSWiA. Pakt ze Schetyną daje mu szansę na pozycję człowieka nr 2 w partii.

Czy Schetyna reanimuje Platformę, umocni ją na pozycji największej partii opozycji i przywróci dawny polityczny powab? Na to liczy zdecydowana większość posłów i szeregowych członków PO, którzy nie mogą się pozbierać po podwójnej porażce wyborczej. Pierwszym punktem reanimacyjnego planu Schetyny jest wypowiedzenie otwartej wojny konkurencji politycznej.

Wcale jednak nie chodzi o PiS – bo to będzie punkt drugi – tylko Nowoczesną. Partia Ryszarda Petru w wyborach odebrała Platformie kilka punktów, a dziś rozpycha się po stronie opozycji, pęczniejąc w sondażach. – Nowoczesna to największe zagrożenie dla PO – przyznaje bliski współpracownik Schetyny.

Reklama
Reklama

Platforma po cichu liczy na to, że PiS – który od wyborów oszczędzał Petru – dobierze mu się do skóry, a przez to obniży jego notowania. Nadzieja może się okazać płonna, bo PiS dobrze odczytuje interesy PO i nie pali się do atakowania Nowoczesnej. W tej sytuacji Platforma Schetyny nie będzie miała wyjścia i sama musi ruszyć do natarcia na Petru. – Czy to będzie konfrontacja? Nie, konkurencja – przekonuje jeden z liderów PO. – Petru chciałby utrzymać proporcje Nowoczesna 30 proc., Platforma 15 proc., takie jak w ostatnich sondażach. Nie możemy na to pozwolić.

– Co na to Bronisław Komorowski? Przecież on lansował bliską współpracę PO z N – pytamy naszego rozmówcę.

– Dziś Komorowski jest bardziej sceptyczny wobec Petru niż zaraz po wyborach. Ale wojny oczywiście nie chce – twierdzi nasz rozmówca, sugerując jednak, że były prezydent nie ma już w partii wiele do powiedzenia.

Kłopotem Schetyny jest to, że zostanie szefem cudzej partii. Nie może całkowicie przemeblować władz Platformy ułożonych przez Donalda Tuska, a zakonserwowanych przez Ewę Kopacz. To oznacza, że twarzami partii wciąż będzie wielu polityków odpowiedzialnych za ostatnie porażki. – Nie będzie żadnej nowej Platformy. Będzie tylko nowy lider. Schetynie trudno to będzie sprzedać jako nowe otwarcie – przyznaje jego stronnik.

Ale jednocześnie Schetyna będzie miał silną pozycję wewnętrzną. Przez całe swe rządy, czyli osiem lat, Platforma podzielona była na dwa główne polityczne obozy: stronników Schetyny oraz „spółdzielnię", czyli koalicję części regionalnych liderów.

Porażka wyborcza z PiS spowodowała trzęsienie ziemi wewnątrz partii. Zniknęły te dawne, wyraziste podziały, a na ich gruzach tworzą się nowe koalicje, zawierane przez dawnych antagonistów. Ten stan rozedrgania wyniósł Schetynę do władzy – poparli go choćby wyraziści, konserwatywni politycy Platformy, z którymi nieraz darł koty, w tym były wicepremier Jacek Rostowski oraz były szef MSZ Radek Sikorski. Ale przede wszystkim Schetyna zdobył poparcie części dawnych spółdzielców, choćby Tomasza Lenza, szefa PO w Kujawsko-Pomorskiem. – Gdy Grzegorz pełnił funkcję sekretarza generalnego, to był najlepszy okres dla PO – z rozrzewnieniem wspomina Lenz czas do 2010 r., nie chcąc już pamiętać, że „spółdzielnia" powstała wówczas w opozycji do twardego zarządzania strukturami przez Schetynę. Dziś „spółdzielnia" nie istnieje, bo rezygnacja Siemoniaka – którego po cichu wspierała – wbiła gwóźdź do jej trumny.

Reklama
Reklama

Ale jest jeszcze poważniejszy przegrany w tej rozgrywce – to Tusk. Od wybuchu afery hazardowej w 2009 r. regularnie upokarzał Schetynę, spychał go na margines, a nawet wyszydzał. Usunął z rządu, potem ze stanowiska szefa klubu i marszałka Sejmu. W finale Schetyna stracił szefostwo swego macierzystego regionu dolnośląskiego PO, fotel w zarządzie partii, a nawet miejsce na liście we własnym okręgu wyborczym.

Tusk nieformalnie wspierał Siemoniaka, bo poparłby każdego, byle partia nie wpadła w ręce Schetyny. Ponoć Siemoniak nie konsultował z nim swej rezygnacji, co jest kolejnym dowodem na kopernikański przewrót wewnątrz PO – Tusk stracił kontrolę nad partią, którą kierował żelazną ręką przez ponad dekadę.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Reforma PIP: Gra o miliardy z KPO, decydującą rolę odegra PiS?
Polityka
PiS chce przekonać młodzież. Partia Kaczyńskiego odwołuje się do pomysłu Charliego Kirka
Polityka
Kaczyński mówi, że PiS będzie chciał przekonywać do siebie głosujących na Brauna
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Polityka
Polska ma być na rok zwolniona z relokacji migrantów. Rząd ogłasza sukces
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama