Najważniejszymi uczestnikami tej gry są czołowe państwa sojuszu, Turcja i Francja, a toczy się ona między innymi o to, jakie stanowisko w sprawach wojen w pobliżu granic NATO zajmą Stany Zjednoczone. Polska i państwa bałtyckie były zakładnikami rozgrywki. Już nie są. Jak się okazało w tym tygodniu, Turcja nie blokuje już planów obronnych sojuszu dla naszych krajów.
SZANTAŻ TURCJI
Pod koniec zeszłego roku blokowała te plany na poziomie politycznym, na szczycie NATO w Londynie w grudniu 2019 z tego zrezygnowała. Ale raczej nieoczekiwanie wróciła do blokowania w tym roku na poziomie wojskowym (wymagana jest zaś akceptacja przez wszystkie państwa członkowskie na obu poziomach, politycznym i wojskowym).
Turcja stawiała warunek: uzna te plany dla krajów flanki wschodniej, jeżeli inni członkowie NATO uznają organizację Kurdów syryjskich YPG za terrorystyczną (Turcja uważa, że to filia PKK, organizacji tureckich Kurdów, a tę za terrorystyczną uznaje i wielu innych, z USA i UE na czele). Trudny warunek do przełknięcia przez opinię publiczną w wielu krajach Zachodu, bo organizacje syryjskich Kurdów i Kurdyjek są tam postrzegane jako główni pogromcy terrorystów-dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego.
CZY ZAPŁACILI KURDOWIE? RACZEJ NIE