Co dla Netanjahu: fotel premiera czy ława oskarżonych?

Zarzuty korupcyjne nie tylko nie zaszkodziły w wyborach Beniaminowi Netanjahu, lecz wręcz mu pomogły.

Aktualizacja: 04.03.2020 06:11 Publikacja: 03.03.2020 18:17

Licząca ponad dwa miony obywateli społeczność arabska Izraela zdobyła rekordową liczbę mandatów w Kn

Licząca ponad dwa miony obywateli społeczność arabska Izraela zdobyła rekordową liczbę mandatów w Knesecie (w środku lider ich partii, Wspólnej Listy, Ajman Odeh), co jednak nie znaczy, że będzie miała jakikolwiek wpływ na politykę państwa żydowskiego

Foto: AFP

Trzecie w okresie ostatniego roku wybory parlamentarne w Izraelu wygrał premier Netanjahu i jego prawicowy blok Likud, zdobywając najprawdopodobniej 36 miejsc w 120-osobowym Knesecie. Razem z partiami sojuszniczymi mógłby liczyć na 59 mandatów. Tak to wyglądało we wtorek pod wieczór po obliczeniu 90 proc. głosów.

Ten wynik oznaczałby jednak, że Netanjahu nie miałby szans na objęcie urzędu premiera po raz piąty w karierze i czwarty z rzędu. Podobnie było po wyborach w kwietniu ubiegłego roku, kiedy zmontowana przez niego koalicja miała w sumie 60 głosów, ale i tak do utworzenia rządu nie doszło.

Ale od tego czasu status premiera uległ dramatycznej zmianie, gdyż kilka miesięcy temu został postawiony w stan oskarżenia przez prokuratora generalnego w trzech sprawach korupcyjnych. Wygląda na to, że zamiast w gabinecie premiera zasiądzie na ławie oskarżonych. Na 17 marca wyznaczona został pierwsza rozprawa sądowa z jego udziałem.

– Netanjahu gryzł w trakcie tej kampanii trawę. Był wszędzie i spotykał się z wszystkimi, czego nie robił nigdy do tej pory, świadom, że  tym razem walczy nie tylko o stanowisko premiera, lecz także o swą przyszłość – mówi „Rzeczpospolitej” Awi Szarf, szef wydania online krytycznego wobec premiera dziennika „Haarec”. Od tego, czy zostanie po raz kolejny premierem czy też nie, zależy osobisty los Netanjahu.

W pierwszym wypadku może doprowadzić do uchwały Knesetu wyposażającej premiera w immunitet w sprawach karnych. Jako premier mógłby też doprowadzić do wyboru nowego prokuratora generalnego, który mógłby uznać, iż zarzuty korupcyjne są pozbawione podstaw. Musiałby jednak stać na czele rządu.

Nie jest to jednak proste, nawet gdyby miał zagwarantowaną większość w Knesecie. Rzecz w tym, że misję utworzenia rządu powierzyć mu powinien prezydent Re’uwen Riwlin, który jednak czeka na orzeczenie Sądu Najwyższego w tej sprawie. Chodzi o rozstrzygnięcie, czy premierem może zostać osoba, na której ciążą prokuratorskie zarzuty korupcyjne. Orzeczenie powinno zapaść w najbliższych dniach, przed upływem dziesięciodniowego terminu, jaki ma prezydent na powierzenie misji utworzenia rządu.

Rzecznik Likudu zapowiedział już, że partia szukać będzie głosów wśród dysydentów z Likudu będących obecnie w szeregach opozycji, tak aby mieć w Knesecie co najmniej 61 mandatów.

Arabowie zyskują

Ten problem mógłby rozwiązać Awigdor Lieberman, były minister obrony w rządzie Netanjahu. Stoi na czele nacjonalistycznego i laickiego ugrupowania Nasz Dom Izrael i dysponuje najprawdopodobniej siedmioma mandatami w Knesecie. – Nie wezmę udziału w rządzie kierowanym przez Natanjahu, w którym jest Szas oraz Zjednoczony Judaizm Tory (UTJ) – oświadczył we wtorek.

Szas i UTJ to ortodoksyjne ugrupowania religijne, z którymi obecnie nie po drodze Liebermanowi i jego wyborcom rekrutującym się niemal w całości z liczącego 2 mln obywateli środowiska żydowskich imigrantów z byłego ZSRR. Tym bardziej że Lieberman żąda objęcia służbą wojskową wszystkich ortodoksyjnych Żydów, co wywołuje alergiczne reakcje u ortodoksów.

Szas z prawdopodobnymi dziesięcioma mandatami oraz UTJ z siedmioma są wiernymi sojusznikami Likudu, tak jak  i nacjonalistyczna Jamina z sześcioma posłami.

Wyniki nie są korzystne dla obozu Niebiesko-Białych Benny’ego Ganca, którzy mają najprawdopodobniej 32 mandaty. Cała opozycja ma ich w sumie 61, ale nie ma mowy o połączeniu sił. Zwłaszcza nacjonalistycznego ugrupowania  Nasz Dom Izrael z Wspólną Listą, czyli koalicją czterech partii Arabów izraelskich.

Takiej politycznej reprezentacji licząca jedną czwartą ludności Izraela społeczność arabska jeszcze nigdy nie miała. Nie jest jednak w stanie jej wykorzystać, gdyż żadne z największych ugrupowań nie zamierza współpracować z reprezentantami ludności arabskiej traktowanej jako piąta kolumna w państwie żydowskim.

Pomógł Putin

– Wybory koncentrowały się wokół problemu, kto właściwie ma rządzić Izraelem. Czy ma to robić wybrany przez obywateli premier, czy też decydować w tej sprawie mają sądy i prokurator – mówi „Rzeczpospolitej” Icchak Klein z konserwatywnego think tanku Kohelet Policy Forum. Zwraca uwagę, że kraj jest w tej sprawie podzielony i podział ten się pogłębia.

Takie oceny wydają się potwierdzać wyniki badań Izraelskiego Instytutu Demokratycznego (IDI) ze stycznia. Jedna trzecia respondentów uznała, że najważniejszym tematem kampanii była sprawa oskarżeń pod adresem Netanjahu. Na dalszych miejscach znalazły się problemy ekonomiczne, wzrost cen, bezpieczeństwo, sprawy religii w życiu społecznym. Na końcu tej listy znalazła się tematyka relacji palestyńsko-izraelskich i planu pokojowego Donalda Trumpa. Otwiera drogę do aneksji przez Izrael znacznych obszarów okupowanego Zachodniego Brzegu, a przewidywane utworzenie na pozostałych terenach państwa palestyńskiego zostało obwarowane warunkami praktycznie nie do spełnienia.

– Ogłoszenie tego planu przed wyborami miało marginalny wpływ na ich wynik – tłumaczy Icchak Klein, przyznając, że zamiarem Trumpa było zwiększenie szans Netanjahu w wyborach.

Bibi, jak nazywany jest powszechnie w Izraelu premier, pomógł sobie jednak sam. Prowadził agresywną kampanię Benny’ego Ganca, przedstawiając jako człowieka nieodpowiedzialnego, niezdecydowanego i opętanego seksualnie, o czym świadczyć miała rzekoma zawartość telefonu przywódcy Niebiesko-Białych.

Kampania Netanjahu nabrała przyśpieszenia kilka tygodni temu, w chwili gdy otrzymał cenny prezent od Władimira Putina, który ułaskawił młodą Izraelkę skazaną w Rosji na wiele lat więzienia za posiadanie niewielkiej ilości marihuany. Została zatrzymana na lotnisku w czasie tranzytu z Indii do domu. Jej uwolnienie poszło na konto Netanjahu. Do pełni szczęścia brakuje mu po poniedziałkowych wyborach bardzo niewiele. Nikt nie wyobraża sobie kolejnych przyśpieszonych wyborów do Knesetu. Izraelskie media spekulują więc, że dojść może do utworzenia rządu jedności narodowej z udziałem Likudu i Niebiesko-Białych. Oczywiście pod kierunkiem Netanjahu.  

Trzecie w okresie ostatniego roku wybory parlamentarne w Izraelu wygrał premier Netanjahu i jego prawicowy blok Likud, zdobywając najprawdopodobniej 36 miejsc w 120-osobowym Knesecie. Razem z partiami sojuszniczymi mógłby liczyć na 59 mandatów. Tak to wyglądało we wtorek pod wieczór po obliczeniu 90 proc. głosów.

Ten wynik oznaczałby jednak, że Netanjahu nie miałby szans na objęcie urzędu premiera po raz piąty w karierze i czwarty z rzędu. Podobnie było po wyborach w kwietniu ubiegłego roku, kiedy zmontowana przez niego koalicja miała w sumie 60 głosów, ale i tak do utworzenia rządu nie doszło.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"