Donald Tusk, pytany w połowie lipca w TVN24 o swoje przyszłe plany polityczne, po zakończeniu drugiej kadencji na stanowisku szefa RE, powiedział, że "za wcześnie jest na spekulacje", ale zna "niektóre opinie czy życzenia".
- Ale jedno mogę powiedzieć dzisiaj - gdyby Jarosław Kaczyński zdecydował się kandydować (w wyborach prezydenckich), to nie wahałbym się ani chwili i stanąłbym do takiego pojedynku - zadeklarował. - Możecie w Polsce zapytać prezesa Kaczyńskiego, czy przyjmuje takie wyzwanie - dodał. To sprawiło, że spekulacje co do całej kampanii prezydenckiej stały się coraz intensywniejsze. Grzegorz Schetyna, przewodniczący Platformy Obywatelskiej zapowiedział, że decyzja w sprawie udziału Tuska w wyborach prezydenckich w 2020 roku zapadnie dopiero w grudniu przyszłego roku.
Przeczytaj: Michał Kolanko: Za miesiąc Tusk przesunie granicę po raz kolejny, np. ostro skrytykuje Dudę
Do spekulacji na temat powrotu Donalda Tuska do polityki krajowej odniósł się w rozmowie z portalem fronda.pl Ryszard Czarnecki. - Jeżeli Donalda Tuska się pompuje, robi to Platforma Obywatelska, Nowoczesna oraz komentatorzy, jako główną alternatywę personalną dla obozu "dobrej zmiany", to jego porażka w wyborach 2020 roku oznaczałaby koniec nadziei - stwierdził.
- Tusk jest trochę jak bomba atomowa: można nim straszyć, natomiast mało kto, chce go w gruncie rzeczy użyć - powiedział europoseł, zaznaczając, że "Donald Tusk boi się konfrontacji z prezydentem Andrzejem Dudą". - Przy obecnej pracowitości głowy państwa, przy ogólnej sprawności w polityce międzynarodowej i fakcie, że każdemu pretendentowi będzie trudniej, bo przyjdzie mu walczyć z prezydentem, a nie kandydatem na prezydenta, to doskonale widać, że Tusk po prostu obawia się takiej konfrontacji - ocenił.