Problemem jest fakt, że australijskie prawo zabrania osobom posiadającym podwójne obywatelstwo zasiadania w australijskim parlamencie. W efekcie np. John Alexander, jeden z parlamentarzystów, musiał zrezygnować z mandatu posła, ponieważ - jak się okazało - w świetle australijskiego prawa prawdopodobnie ma również brytyjskie obywatelstwo, "odziedziczone" po swoim ojcu.
Alexander to tylko jeden z wielu polityków, który ma problem z podwójnym obywatelstwem. Konserwatywna koalicja Malcolma Turnbulla może nawet stracić władzę w wyniku fali odejść parlamentarzystów z podwójnym obywatelstwem z parlamentu.
Rządząca Australią Partia Liberalna i opozycyjna Partia Pracy uzgodniły, że do 1 grudnia wszyscy senatorowie mają przedstawić dokumenty poświadczające, że mają oni wyłącznie australijskie obywatelstwo. Urodzeni w Australii parlamentarzyści mają poinformować o miejscu urodzenia swoich rodziców i dziadków i dowieść, że nie "odziedziczyli" po nich obywatelstwa. Z kolei osoby, które nie urodziły się w Australii muszą przedstawić dokumenty zaświadczające, że skutecznie zrzekli się obywatelstwa kraju, w którym przyszli na świat.
Jednocześnie australijski rząd wezwał dwóch parlamentarzystów opozycji do tego, by zrzekli się mandatów, ponieważ ich sytuacja jest podobna do tej, w jakiej znalazł się Alexander. Jeśli opozycyjni posłowie sami nie zrezygnują - sprawa trafi do Sądu Najwyższego.
Najgłośniejszym przypadkiem polityka z podwójnym obywatelstwem, który stracił z tego powodu miejsce w parlamencie był wicepremier Barnaby Joyce - okazało się, że - o czym sam Joyce nie wiedział - w świetle australijskiego prawa jest obywatelem Nowej Zelandii. Joyce zrzekł się już nowozelandzkiego obywatelstwa i zamierza ponownie ubiegać się o zwolniony przez siebie mandat w wyborach uzupełniających zaplanowanych na 2 grudnia.