Terlikowski: Eutanazja. Zrób to sam

Holenderscy zwolennicy eutanazji mają nowy pomysł. Chcą legalizacji pigułki śmierci, dzięki której każdy będzie mógł zabić się sam. To nie żart.

Aktualizacja: 20.12.2015 22:51 Publikacja: 18.12.2015 00:45

Terlikowski: Eutanazja. Zrób to sam

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Zdaniem Holenderskiego Stowarzyszenia na rzecz Wolnego Końca Życia „pigułka pokoju" (bo jak każda technika zabijania ludzi i ta otrzymała ciepłą, przyjazną nazwę) powinna jak najszybciej zostać zalegalizowana i wprowadzona do obrotu. Dzięki niej każdy będzie mógł się pozbawić życia bez pomocy doktora. Nie dość, że zmniejszy się w ten sposób koszty całej operacji, to jeszcze odejmie się pracy eutanazistom w lekarskich kitlach. Będą oni zatem mogli się skupić na przekonywaniu nieprzekonanych, że śmierć na życzenie (a jeśli trzeba – to i bez życzenia) jest dla nich (nie wspominając o ubezpieczycielach) najlepszym wyjściem.

Te informacje, rzecz jasna, w debacie nie padają. Zamiast tego zwolennicy „pigułki pokoju" stosują stary argument, że koniecznie trzeba ją zalegalizować, bo i tak się ją stosuje, a dzięki prawu będzie można uniknąć nadużyć. W ten sposób do eutanazji przekonywano ludzi chorych nieuleczalnie, psychicznie, z depresją, wreszcie znużonych życiem i pozbawionych świadomości. Za każdym razem podkreślano, że skoro tych chorych i tak się zabija, to trzeba zmienić ustawę, by można ich było zabijać legalnie i uniknąć nadużyć.

Idąc dalej tym tropem, można by powiedzieć, że skoro, niestety, mężowie wciąż nielegalnie zabijają swoje żony (a żony mężów), to trzeba zalegalizować takie zabójstwo i je sformalizować, aby uniknąć nadużyć. Wbrew temu, co się może wydawać, reductio ad absurdum, które zastosowałem, wcale nie jest nieprawdopodobne. „Pigułka pokoju" mogłaby być przecież wykorzystywana do niedobrowolnego „dobrego końca", który mąż chciałby zaserwować niewiernej żonie albo żona kochance męża (bo Holendrzy wciąż bywają zazdrośni). I tak cicho, bezboleśnie, a może jeszcze z refundacją stosownego specyfiku można załatwić problemik. O załatwianiu problemu (choć nie takiego) mówią zresztą otwarcie zwolennicy pigułki.

Gdyby ktoś się martwił, że nie da się dziś kupić takich środków w Holandii, a w związku z tym naruszone są prawa osób „pragnących poddać się domowej eutanazji" oraz szukających zemsty mężów i żon, to spieszę donieść, że niepotrzebnie. Inne stowarzyszenie eutanazyjne już „pomaga" w sprowadzaniu zabójczych specyfików z Chin. Za jedyne 400 dolców można sobie zafundować mieszanki, które zabiją nas albo naszego ciężko chorego dziadka.

Bardzo proszę, by zwolennicy „wolności wyboru" na takie dictum nie protestowali, bo holenderscy eutanaziści sami przyznają, że jak najszybciej trzeba zalegalizować „niedobrowolną eutanazję". No bo skoro i tak się jej dokonuje, trzeba proceder uregulować, by uniknąć drastycznych nadużyć. Niedobrowolne eutanazje to już kilkanaście procent wszystkich eutanazji w Holandii. Rocznie wykonuje się ich ponad 5 tysięcy.

Czy można się więc dziwić, że część imigrantów – zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów – odmawia przyjmowania leków od lekarzy, którzy wykonują eutanazję? Powód jest prosty, nawet jeśli obawy przesadzone. Otóż ludzie ci obawiają się, że zostaną zabici. Gdy wprowadzi się nowe tabletki, kontrola będzie jeszcze trudniejsza, a możliwość pozbycia się niewygodnych krewnych – większa. Obawiają się tego także brytyjscy niepełnosprawni, którzy otwarcie zaprotestowali przeciwko wprowadzaniu rozwiązań umożliwiających skracanie ich życia.

Niestety, obserwując dynamikę wydarzeń, obawiam się, że wcześniej czy później jeśli nie holenderski, to belgijski parlament zalegalizuje pigułki śmierci. Wtedy jakaś zachodnia organizacja w rodzaju Dziadkowie na Falach (działająca na wzór organizacji feministycznych) zacznie przesyłać do Polski – dronami albo stateczkami – pigułki, które choć działają mniej więcej tak samo jak cyklon B, nazwane będą „pigułkami pokoju". A niektóre media zrobią z tego festiwal wolności.

Zdaniem Holenderskiego Stowarzyszenia na rzecz Wolnego Końca Życia „pigułka pokoju" (bo jak każda technika zabijania ludzi i ta otrzymała ciepłą, przyjazną nazwę) powinna jak najszybciej zostać zalegalizowana i wprowadzona do obrotu. Dzięki niej każdy będzie mógł się pozbawić życia bez pomocy doktora. Nie dość, że zmniejszy się w ten sposób koszty całej operacji, to jeszcze odejmie się pracy eutanazistom w lekarskich kitlach. Będą oni zatem mogli się skupić na przekonywaniu nieprzekonanych, że śmierć na życzenie (a jeśli trzeba – to i bez życzenia) jest dla nich (nie wspominając o ubezpieczycielach) najlepszym wyjściem.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu