Rozumowanie ultrazachowawców było mniej więcej takie: „Nie można doprowadzić do sytuacji, w której będziemy przepraszać za to, że istniejemy. Kościół jest pod potężnym ostrzałem, jest atakowany z każdej strony. Zamiast dawać argumenty naszym przeciwnikom, powinniśmy się bronić, a nie iść na rękę wrogom". Z kolei bardziej liberalna część polskiego Kościoła uważała, że strategia oblężonej twierdzy się nie sprawdzi, i sugerowała mniejszą lub większą otwartość, a przede wszystkim działania oczyszczające.
Czy sprawa ks. Henryka Jankowskiego będzie dla wszystkich – ale przede wszystkim dla tych radykalnie konserwatywnych hierarchów – nauczką? Pokazuje ona wyraźnie, że nie da się obok grzechów z przeszłości przejść obojętnie – nawet jeśli prokurator nie znalazł podstaw do wszczęcia przed laty postępowania. Grzech popełnili ci, którzy sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu, ci, którzy zostali namaszczeni do głoszenia Dobrej Nowiny, do nauczania katechizmu i Dekalogu, a sami stali się zgorszeniem.
Trudno uwierzyć, że da się na zawsze zataić przykłady zgorszenia, jakiego dopuścili się duchowni. Czasy powszechnej demokratyzacji i mediów społecznościowych sprawiają, że Kościół nie może – i wcale nie powinien – liczyć na to, że bezbronne ofiary księży będą milczeć. Ten, kto wierzy, że przemilczanie problemu nadużyć seksualnych wobec małoletnich jest drogą dobrą, po prostu Kościołowi poważnie szkodzi.
Tym bardziej że w ostatnich latach (nie tylko w Watykanie) w tej sprawie doszło do prawdziwej rewolucji. Również polscy biskupi zrobili bardzo dużo, by zapewnić bezpieczeństwo ofiarom pedofilów w sutannach. Polski Episkopat przyjął wytyczne postępowania w tej sprawie, które są surowsze nawet od przepisów prawa państwowego. W Kościele jest naprawdę dużo osób, które chcą naprawić popełnione zło i wprowadzić takie mechanizmy, by tego typu historie nie zdarzały się w przyszłości. Ale ich wysiłek może pójść na marne.
Bo stanowisko twardogłowych jest bardzo krótkowzroczne. Cóż z tego, że sprawę uda się na jakiś czas zamieść pod dywan? Gotów jestem postawić tezę, że dziś, gdy Kościół wciąż cieszy się sporym autorytetem, łatwiej mu będzie się zmierzyć z przeszłością niż za kilka czy kilkanaście lat, gdy będzie znacznie słabszy. Zjawiska cywilizacyjne są nieubłagane, wolniej niż na Zachodzie, ale fala sekularyzacji dochodzi również do Polski. Taktyka oblężonej twierdzy prowadzi do tego, że kolejne sprawy będą wybuchały, Kościół powoli będzie się wykrwawiał, a jego autorytet będzie cierpiał.