Od początku najważniejszym ogniwem tożsamości powstających Stanów Zjednoczonych Ameryki była tęsknota za wolnością. Rozumiana na wiele sposobów, pogłębiana przez kolejne dekady i stulecia, podszyta abolicyjną i ekonomiczną nadzieją, ale prowadząca powoli do samounicestwienia, bo skrajne rozumienie wolności musi unicestwiać wspólnotowość. Dzisiejsza Ameryka jest blisko tego progu samozniszczenia. Targana ekonomicznymi i etnicznymi sprzecznościami, głęboko podzielona politycznie, z naroślą rakową zorganizowanej przestępczości, wciąż jednak pielęgnuje wolność jako wartość podstawową, nie tylko w wymiarze społecznej aksjologii, ale również w polityce i gospodarce. Bez wolności przestałaby być Ameryką. Z kolei świat bez Ameryki straciłby symbol i ostoję wolności. Skutki byłyby oczywiste: renesans monokultury przemocy.