Irena Lasota: Dwie zawady dla Trumpa

Na kilka dni przed wyborami do Kongresu Ameryka przeżywa szok za szokiem. Kilkanaście bomb rozesłanych do osób wymienianych przez prezydenta Trumpa jako jego przeciwnicy, morderstwo w synagodze w Pittsburghu, gorączka przedwyborcza – to wszystko tak różni się od marazmu sprzed kilku lat i od zagrożeń, którymi od dwóch lat prezydent Donald Trump karmił swoich zwolenników: Ameryka musi stać się na powrót silna, musi obronić się przed przeciwnikami otaczającymi nas ze wszystkich stron.

Aktualizacja: 03.11.2018 20:15 Publikacja: 01.11.2018 23:01

Irena Lasota: Dwie zawady dla Trumpa

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Z zewnątrz grozi nam Unia Europejska, Kanada, terroryści islamscy i imigranci z Meksyku i Ameryki Centralnej oraz Południowej. Od czasu do czasu przeciwnikami okazują się Rosja, Korea Północna czy Chiny, ale czasami płynnie przechodzą na pozycje przyjaciół. Od wewnątrz największym zagrożeniem są demokraci, a wśród nich George Soros, Hillary Clinton, Nancy Pelosi i Maxine Waters.

Dla Trumpa USA nie jest po prostu zagrożoną twierdzą, ale twierdzą, w której jest już koń trojański, z którego wyskakują uzbrojeni wojownicy. Demokraci, nie tylko ich wybrani liderzy, ale wszyscy, którzy ich popierają, chcą zguby Ameryki. George Soros zebrał i opłacił „armię najeźdźców", którzy jak Hunowie zaleją naszą cywilizację chrześcijańską. Ponieważ owi Hunowie są jednak pobożnymi katolikami z Gwatemali, Hondurasu czy Salwadoru, Trump twierdzi, że ich szeregi zasilają bandyci z najstraszniejszego gangu na świecie, MS13, czyli Mara Salvatrucha 13, i – oczywiście – terroryści z Bliskiego Wschodu.

Nie ma na to żadnych dowodów i każdy może sprawdzić, że przepływ gangsterów M13 odbywa się bez kłopotów tunelami, a terroryści islamscy, jak na przykład większość z tych, którzy dokonali zamachu 11 września 2001 roku, przylecieli na ważne wizy z Arabii Saudyjskiej, jednego z najważniejszych partnerów strategicznych Stanów Zjednoczonych. „Armia najeźdźców" idzie na piechotę ponad tysiąc kilometrów i ci, którzy dojdą na granicę meksykańsko-amerykańską, dotrą tu za kilka tygodni, ale czekać na nich będzie 5 tysięcy amerykańskich żołnierzy wezwanych do działania na tydzień przed wyborami. W Stanach nie obowiązuje nic w rodzaju ciszy wyborczej i prezydent Trump miał zaplanowaną wielką ofensywę medialną na rzecz Partii Republikańskiej. Bo Trump – od początku właściwie – uznał, że nie jest prezydentem wszystkich obywateli USA, ale tylko tych, którzy go entuzjastycznie popierają.

Niestety – dla Trumpa – pochód Partii Republikańskiej do odparcia ataku Partii Demokratycznej na Kongres napotkał dwie nieprzewidziane przeszkody – jak Napoleon czy Hitler w marszu na Moskwę. Jedna z nich to Cesar Altieri Sayoc Jr z Florydy, urodzony w Brooklynie z filipińsko-włoskich rodziców. Mały przestępca i mitoman, utrzymujący czasami, że był piłkarzem AC Milan, a czasami, że był striptizerem. To on rozesłał 15 (może więcej, ale poczta w USA chodzi dosyć nieregularnie) bomb do przeciwników Trumpa. Najprawdopodobniej konstruował te bomby w swoim vanie, oblepionym ze wszystkich stron plakatami i ulotkami głoszącymi chwałę obecnego prezydenta.

Drugą zawadą na drodze do triumfu Trumpa jest Robert Bowers, który w ataku na synagogę w Pittsburghu zabił 11 osób. Trump i jego otoczenie energicznie zwracali uwagę, że Bowers nie był bezkrytyczny wobec Trumpa i że zięć, troje wnuków i nawet córka Trumpa Iwanka są religijnymi Żydami. Bowers rzeczywiście krytykował czasami Trumpa, ale za to, że nie jest dość silny w obronie przed żydowskimi mackami, które go oplatają.

Zarówno Cesar Altieri Sayoc, jak i Robert Bowers nie przypominają z wyglądu ani Latynosów, ani Lewantyńczyków. Przeciwnie, można by powiedzieć. Ktoś zwrócił uwagę, że obaj mają wygląd typowych entuzjastów Trumpa z wieców, które przypominają czasami seanse nienawiści. I rzeczywiście, na jednym z kadrów z wieców odnaleziono Cesara Altieri Sayoca, który wypina muskuły i wykrzykuje groźby pod adresem prasy, zwanej przez Trumpa „wrogami ludu".

Niestety – dalszy ciąg nastąpi.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Z zewnątrz grozi nam Unia Europejska, Kanada, terroryści islamscy i imigranci z Meksyku i Ameryki Centralnej oraz Południowej. Od czasu do czasu przeciwnikami okazują się Rosja, Korea Północna czy Chiny, ale czasami płynnie przechodzą na pozycje przyjaciół. Od wewnątrz największym zagrożeniem są demokraci, a wśród nich George Soros, Hillary Clinton, Nancy Pelosi i Maxine Waters.

Dla Trumpa USA nie jest po prostu zagrożoną twierdzą, ale twierdzą, w której jest już koń trojański, z którego wyskakują uzbrojeni wojownicy. Demokraci, nie tylko ich wybrani liderzy, ale wszyscy, którzy ich popierają, chcą zguby Ameryki. George Soros zebrał i opłacił „armię najeźdźców", którzy jak Hunowie zaleją naszą cywilizację chrześcijańską. Ponieważ owi Hunowie są jednak pobożnymi katolikami z Gwatemali, Hondurasu czy Salwadoru, Trump twierdzi, że ich szeregi zasilają bandyci z najstraszniejszego gangu na świecie, MS13, czyli Mara Salvatrucha 13, i – oczywiście – terroryści z Bliskiego Wschodu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu