W lutym 1887 roku Konrad dotarł do Amsterdamu skutego ostrym mrozem. Lód ściął kanały. Statki czekały na swój unieruchomiony ładunek „jak trupy czarnych statków wśród białego świata". Kapitan „Highland Forest" jeszcze się nie zjawił, więc na razie to Konrad objął dowodzenie. Spał na pokładzie pod ciężką stertą koców. Za dnia jeździł tramwajem do centrum miasta i rozsiadał się na czerwonych pluszowych fotelach „wspaniałej kawiarni" z lśniącymi sufitami i oświetleniem elektrycznym. Wysyłał raporty do właścicieli statku w Glasgow i niemal codziennie otrzymywał od nich list „polecający, abym się udał do czarterujących i żądał dostarczenia towaru [...], i domagał się, żeby asortyment różnych towarów – unieruchomiony gdzieś w głębi kraju wśród ściętego lodem krajobrazu pełnego wiatraków – został przeniesiony do wagonów, które by go odstawiały codziennie w jednakowych ilościach na statek". Konrad wytrwale chodził do czarterującego, pana Hudiga, ale zanim w ogóle mógł rozpocząć swoje przemówienie, Holender uciszał go dobrym cygarem, trzaskającym ogniem kominkiem i konwersacją o pogodzie, prowadzoną nienaganną angielszczyzną.