Nazizm wcale nie był przecież erupcją ślepej, bezrozumnej nienawiści i wcale nie wynikał jedynie z pierwotnych instynktów plemiennych czy narodowych. Jego korzenie były racjonalne, a ideowe założenia na wskroś nowoczesne i postępowe. I choć Hitler i jego uczniowie doprowadzili je do skrajności, i (jak się wówczas wydawało,) kompletnie skompromitowali, to ziarna tamtego stylu myślenia pozostały obecne w myśli zachodniej.
Zacznijmy od fobii. Adolf Hitler, tak jak wielu jemu współczesnych, wyrzekł się chrześcijaństwa jako nieracjonalnego, ciemnego, niespełniającego kryteriów naukowości, a przede wszystkim wstrzymującego duchowy i polityczny postęp. Miejsce religii objawionej zajęły wtedy „swobodne poszukiwania duchowe", których celem miało być wyzwolenie człowieka z okowów klasycznej koncepcji prawdy czy niewoli Dekalogu. Skutkiem tego myślenia, jego absolutyzacją, stał się program eksterminacji najpierw narodu wybranego (jego wyniszczenie miało być dowodem na to, że „Bóg Izraela" to fikcja), a później – chrześcijan.