Hitler był lewakiem! – ogłosił ustami Piotra Zychowicza tygodnik „Do Rzeczy" w wydaniu z 28 sierpnia tego roku. Sensacyjna i skrajnie kontrowersyjna okładkowa teza bazująca wyłącznie na eksploatowaniu wielkich kwantyfikatorów ma najwyraźniej poprawić gwałtownie spadającą sprzedaż tygodnika. Trudno nam uwierzyć, żeby ktokolwiek poza samym autorem tekstu, który chyba kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością, mógł tak ahistorycznie i jednostronnie podejść do historii doktryn politycznych.
Należy też dodać, iż w całej tej dyskusji nie chodzi o to, by arbitralnie przypisać wodza III Rzeszy do jakiegokolwiek nurtu politycznego. Już samo pytanie – czy był on prawakiem czy lewakiem (na marginesie to „nazewnictwo" wprowadza nas w bardzo infantylne rejony), jest absurdalne i pokazuje, że z żadną choćby prowokacyjną debatą intelektualną nie mamy tu do czynienia. Przykro to stwierdzić, ale autor ciekawej „Opcji niemieckiej" tak stawiając sprawę, udowadnia nam, że kompletnie nie wie albo udaje, że nie wie, na czym w XX wieku polegał fenomen Adolfa Hitlera.
Wydawałoby się, że każdy średnio rozgarnięty absolwent studiów historycznych orientuje się, że Hitler czerpał z różnych potencjałów ideologicznych; że poglądy, jakie głosił, były nad wyraz eklektyczne, różnorodne i pojemne. A kluczem do zrozumienia jego „uwodzicielskiej" filozofii było to, że okazał się doskonałym populistą i trybunem ludowym wcielającym w życie zasadę „dla każdego coś miłego"; odkrywając zarazem manipulatorską podatność szerokich mas na różne chwytliwe hasła – począwszy od rewizji traktatu wersalskiego, antysemityzmu i antykomunizmu, silnej retoryki socjalnej, na mistycznym nacjonalizmie podlanym aryjską legendą o rasie panów skończywszy.
Hitler lewak, Stalin prawak
Dlaczego wiec „Hitler był lewakiem"? Według Zychowicza to banalnie prosta – lewakiem jest każdy zwolennik ingerencji państwa w gospodarkę. Autor „Obłędu '44" następnie podaje przykłady rozbuchanego etatyzmu III Rzeszy, mówiąc przy tym, że to rozwiązania wprost ściągnięte ze Związku Radzieckiego.
Te rewelacje to klasyczne przejawy historycznego postmodernizmu. Przede wszystkim definicja, którą Piotr Zychowicz określa „prawicę", sprawia, że w najlepszym wypadku moglibyśmy tym mianem określić politykę „ojców założycieli" z czasów wojny o niepodległość USA (sprzeciw wobec niesprawiedliwych podatków) i być może politykę Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Ta dwójka prawdopodobnie byłaby u Zychowicza na cenzurowanym. Wszak Żelazna Dama podczas swoich pierwszych rządów podniosła podatki, np. VAT do 15 proc. (cóż za lewaczka!), a Reagan wydawał publiczne, bo przecież nie własne, pieniądze na wyścig zbrojeń ze Związkiem Radzieckim (ewidentny lewak!).