Mimo że lata 1956–1957 postrzegane są zazwyczaj jako czas odwilży w relacjach państwo – Kościół, to nawet w oficjalnych wypowiedziach władz nagminnie pojawiała się militarna retoryka, z „walką", „ofensywą", „atakiem" i „frontem". Z tym że tym razem była to ofensywa Kościoła, a stroną zepchniętą do narożnika stało się – zwłaszcza na peryferiach – państwo. O ile też „porządkująca" tę książkę karykatura Karola Ferstera z połowy 1956 r. sugeruje jeszcze tradycyjny, dewocyjno-różańcowy obraz kościelnych zagrożeń, to „Kapitał" i Biblia dzierżone przez obywatela na późniejszym o pół roku rysunku Juliusza Puchalskiego pokazują już głęboki konflikt ideologiczny, o strukturalnym wręcz charakterze. Jeżeli jednak wzniesione do góry dzieło Marksa miało symbolizować zwycięstwo, to był to gest stanowczo przedwczesny.
W okresie stalinowskim władze, zdając sobie sprawę, że całkowita laicyzacja jest niemożliwa, starały się przynajmniej osłabić i zneutralizować Kościół. Odbierano mu ziemię, szkoły czy szpitale, ze szkół świeckich wycofano religię, likwidowano katolickie pisma. Represjom poddawano duchownych, skazując ich nieraz (jak biskupa Czesława Kaczmarka) na wieloletnie więzienie. W 1953 r. internowano kardynała Stefana Wyszyńskiego. Walka z tzw. religianctwem wśród członków partii, pracowników państwowych, wojskowych czy milicjantów, nieraz głęboko wierzących, często zmuszała ich do życia w podwójnym świecie, w dychotomii między wartościami prywatnymi a oficjalnymi. Wysiłek laicyzacyjny okazał się tak mało skuteczny, że w celu utrzymania minimalnego konsensusu społecznego konieczne stało się przymykanie oczu na istnienie fasady, „poza którą obłudnie ukrywane były faktyczne przekonania ludzkie. Zadowalano się nieraz pozorami, żądając od ludzi mających wpływ na środowisko, aby nie praktykowali przynajmniej na widoku innych". Nastąpiła także „rekatolizacja" klasy robotniczej, przed wojną, zwłaszcza w wielkich miastach, znacznie bardziej laickiej niż w połowie lat 50. Trudno również uznać, że wykluczenie religii ze szkół zakończyło się sukcesem. „Czy większość społeczeństwa przyjęła świeckie wychowanie? – pytała publicystka „Nowej Kultury". – Czy zmniejszyła się ilość dzieci uczących się religii dlatego, że lekcje nie odbywają się w szkole? Na pewno nie, wzrosła tylko atrakcyjność tych lekcji".
Nic dziwnego, że próby utrzymania partyjno-kościelnego konsensusu nie były sporadyczne, zwłaszcza na peryferiach. Trudno przecież podejrzewać gminnych czy powiatowych sekretarzy partii o taką przenikliwość, aby w końcu 1955 r. przewidzieli radykalną zmianę krajobrazu politycznego w ciągu najbliższego roku. Ograniczmy się do kilku przykładów z Małopolski, reprezentatywnych także dla innych części kraju. W listopadzie 1955 r. na imieniny proboszcza w Kąclowej w Nowosądeckiem zostali zaproszeni oprócz duchownych m.in. kierownik miejscowego państwowego tartaku, przewodniczący GRN i sekretarz lokalnej organizacji partyjnej. „Na libacji tej – informował jeden z uczestników – między innymi były poruszane tematy polityczne, a zwłaszcza przez księdza Cabaję, który to powiedział, że w Kąclowej lepiej układają się stosunki między aktywistami wiejskimi a księdzem miejscowym, ponieważ na zaproszenie wszyscy przyszli, natomiast w Ptaszkowej to się nie uwidacznia. [...] Pod koniec przyjęcia ksiądz Cabaja przez dłuższy czas prowadził poufną rozmowę z sekretarzem POP Litwińskim, jednak mówili po cichu, że trudno było ich usłyszeć". Również u schyłku 1955 r. proboszcz parafii Gorenice koło Olkusza „do sekretarza Prezydium GRN w Niesławicach przysłał pismo, dlaczego nie chodzi do kościoła i spowiedzi. Sekretarz kol. Kasprzyk Helena, członek ZMP, poszła do księdza, ażeby się usprawiedliwić, dlaczego nie chodzi do kościoła i spowiedzi".
Wymiana gestów
Po XX Zjeździe KPZR, kiedy odwaga wyraźnie staniała, doniesienia o jawnych zachowaniach „religianckich" były z każdym miesiącem coraz częstsze. Podczas Świąt Wielkanocnych warty przy kościelnych grobach pełnili w Szczawnicy i Krościenku strażacy w hełmach z godłem państwowym, w procesjach zaobserwowano „dużą ilość" członków PZPR, milicjantów, wojskowych i pracowników rad narodowych. Powszechnie bagatelizowano 1 maja, tradycyjnie świętując dwa dni później. Tego dnia zgromadziło się na Jasnej Górze kilkadziesiąt tysięcy wiernych. W procesjach na Boże Ciało nowością nie był udział partyjnych, ale młodzieży szkolnej. W Dobrej w powiecie limanowskim „procesja z kościoła udała się pod budynek szkoły podst[awowej], skąd zabrała do kościoła młodzież szkolną maszerującą w zwartym szyku. Również w procesjach obserwowano dużą ilość młodzieży dorastającej i ZMP-owskiej, która nawet w pojedynczych wypadkach jak w Skrzydlnej, Jaworznej niosła chorągwie kościelne i obrazy". W połowie czerwca już „szereg województw (Stalinogród, Kraków, Opole, Poznań) sygnalizuje wzmożenie działalności kleru i wzrost religianctwa wśród członków partii i aktywistów". Uroczystości odnowienia Ślubów Jasnogórskich 26 sierpnia 1956 r. zgromadziły kilkaset tysięcy (może nawet milion?!) osób.
W naturalny sposób podczas „rewolucji październikowej" komponent religijny odgrywał niezwykle istotną rolę, współtworzył „język porozumiewania się tłumów zebranych na wiecach i demonstracjach, stanowiąc istotny punkt odniesienia ułatwiający identyfikację, konstytuując poczucie wspólnoty". Domagano się uwolnienia kardynała Wyszyńskiego (np. podczas wiecu w Warszawie na placu Defilad 24 października), przywrócenia symboli religijnych w instytucjach publicznych, powrotu religii do szkół, nadawania mszy przez radio, prawa wojskowych do uczestnictwa w obrzędach religijnych. Postulaty wprowadzano zresztą powszechnie w czyn, wieszając krzyże w szkołach i urzędach czy rozpoczynając i kończąc modlitwą lekcje. Podobnie jak w przypadku fabrycznych rewolucji erupcja religijności prowadziła, zwłaszcza na peryferiach, do odwetu na nauczycielach czy kierownikach szkół oskarżanych o laicyzację i często przymusowo usuwanych z pracy. Zachowanie duchowieństwa było w takich przypadkach niejednoznaczne. Część zachęcała do czynnych wystąpień. W Pulankowicach koło Kraśnika ksiądz rozdał parafianom kilkaset krzyży, polecając umieszczenie ich w szkołach i urzędach. W dolnośląskim Sycowie księża wzywali do zastępowania portretów w szkołach krzyżami. Część zachowywała akceptującą neutralność, ale wypadki łagodzenia przez duchownych atmosfery wieców czy powstrzymywania przed samosądami na członkach partii, funkcjonariuszach UB czy nauczycielach nie należały do rzadkości.