Dlaczego Trocki wstrzymał sowiecką ofensywę przeciw Polsce

Porażka w wojnie z Polską doprowadziła do izolacji Rosji Radzieckiej od Niemiec i reszty Europy. W tym sensie była ważnym – być może kluczowym – czynnikiem, który skłonił bolszewików do poniechania idei szerzenia rewolucji.

Aktualizacja: 15.08.2016 09:30 Publikacja: 11.08.2016 14:23

Lew Trocki, człowiek nr 2 bolszewickiej Rosji

Lew Trocki, człowiek nr 2 bolszewickiej Rosji

Foto: The Art Archive/Culver Pictures /AFP

Jednym z najważniejszych, a z pewnością najbardziej dramatycznych momentów w historii niepodległej Polski po 11 listopada 1918 r., była wojna polsko-bolszewicka. Świeżo odzyskana wolność mogła wtedy zostać niemal natychmiast zaprzepaszczona. Niebagatelną rolę odegrał Lew Trocki, człowiek nr 2 w bolszewickiej Rosji.

Trocki podejmował ważne decyzje operacyjne. A ponieważ wśród bolszewików wybuchł wówczas poważny spór o sens wikłania się w międzypaństwowy konflikt, Trocki stworzył własną koncepcję. Jako szef urzędu zajmującego się wojskiem miał prawo forsować militarystyczny punkt widzenia, jednak, wbrew opinii zagranicznych dziennikarzy widzących w nim „hardego bolszewika", był człowiekiem ostrożnym. Dostrzegał ideową słuszność wojny z Polską, ale widział także ryzyko zaangażowania się.

Natchniony Marchlewskim

W pierwszej fazie, gdy walki miały jeszcze ograniczony charakter, Trocki nie próbował ich hamować. Ale gdy w drugiej połowie 1919 r. pojawiła się możliwość podjęcia rozmów – z uwagi na równoległe starcia z Antonem Denikinem, dowódcą Armii Ochotniczej, jednym z najważniejszych dowódców „białej" armii, poparł takie rozwiązanie. Wydawało się, że działania zbrojne między Polską a bolszewikami, trwające nieregularnie od lutego 1919 r., dobiegają końca. Autorem tekstu zalecającego zlikwidowanie napięć był właśnie Trocki, w czym upewnił go Julian Marchlewski, emisariusz Lenina ds. pertraktacji.

28 listopada 1919 r. dawny działacz SDKPiL potwierdził w liście do Trockiego, że koniec wojny jest kwestią dni. To ten list ukształtował późniejszą opinię szefa Armii Czerwonej dotyczącą słuszności prowadzenia działań zaczepnych w głąb terytorium Rzeczypospolitej. W grudniu 1919 r., wbrew opinii Marchlewskiego, negocjacje zerwano. Walki zostały wznowione przez polską ofensywą, zwaną potocznie wyprawą kijowską Piłsudskiego. Trocki, obawiając się konfliktu, postanowił dać pierwszeństwo idei odparcia wojsk Rzeczypospolitej.

Na początku czerwca 1920 oddziały frontów Zachodniego i Południowo-Zachodniego, dowodzone przez Michaiła Tuchaczewskiego i Aleksandra Jegorowa, przeszły do kontrofensywy, odrzucając na całej linii polskie wojska. 12 czerwca bolszewicy wkroczyli do opuszczonego dwa dni wcześniej Kijowa, następnie dość szybko odzyskali kolejne tereny, z których Polacy pospiesznie ustępowali.

Zadziałała bolszewicka propaganda pod hasłami „Ojczyzna w niebezpieczeństwie" i „Ręce precz od Rosji Radzieckiej". Podkreślenie defensywnego charakteru wojny było możliwe dzięki przedstawieniu wyprawy kijowskiej nie jako etapu, ale początku wojny. Świadomie wyciszono hasła klasowe na rzecz narodowych. Bolszewicy – teraz już Rosjanie – bronili swego państwa, nie rewolucji.

Odrębną kwestią była wiara Trockiego w powody, jakie miały skłonić Rzeczpospolitą do prowadzenia wojny. Wiara podszyta mieszanką zaufania do atrakcyjności marksizmu oraz przekonania o rychłym wybuchu rewolucji w Polsce. W tekście „Czego oni chcą?" Trocki twierdzi, że pierwszym i najważniejszym celem działań zbrojnych była ziemia. Polski chłop – pisał – jest niezadowolony i rozczarowany, gdyż młoda polska republika na razie nie dała mu nic. Posiadłości ziemskie w etnicznej części Rzeczypospolitej pozostawały tak, jak pod zaborami, w rękach „szlachty". Dlatego też „rząd Piłsudskiego, szukając wyjścia z tej sytuacji, kierował uwagę polskich chłopów na Ukrainę, Białoruś czy Litwę, mówiąc: tam dostaniecie swoją ziemię".

Tak poważne zaangażowanie w konflikt wojska polskiego uznał zatem Trocki za rezultat chłopskiego pochodzenia większości „legionistów", zachęcanych przez szlacheckich oficerów obietnicami zyskania upragnionej ziemi. Dlatego, w jego przekonaniu, wystarczyłoby odciąć Polskę od Ukrainy i Białorusi oraz skutecznie przekonać opinię publiczną, że Rosja nie prowadziła, nie prowadzi i nie będzie prowadzić wojny zaborczej, a masy robotniczo-chłopskie same wystąpią przeciw swym ciemiężcom. Takie założenie legło u podstaw pierwotnej myśli Trockiego, by przy nadarzającej się okazji wstrzymać radziecką ofensywę, ponieważ w niedalekiej przyszłości w Polsce i tak wybuchnie rewolucja. Ingerencja z zewnątrz nie będzie więc potrzebna.

Rosja Radziecka, występująca jako „przyjaciel polskiej rewolucji", spełniłaby rolę „motywującą" – podobnie jak przy powstaniu Węgierskiej Republiki Rad w 1919 r.

Oświecić umysły

Po skutecznej kontrofensywie pojawił się dylemat: kontynuować udane natarcie czy podpisać z Polską pokój na korzystnych warunkach. Pierwsza poważna debata odbyła się 11 lipca 1920 r., wtedy gdy pojawiała się propozycja mediacji ze strony szefa brytyjskiej dyplomacji Georga Curzona. Podstawą ugody miała być linia demarkacyjna (Linia Curzona) między państwami, biegnąca – zgodnie z wersją wysuniętą na alianckiej konferencji w Spa – na zachód od Grodna, Białowieży i Brześcia, wzdłuż rzeki Bug, na wschód od Przemyśla i na zachód od Lwowa do Karpat.

Lenin nie chciał przerywać ofensywy, ale postanowił skonsultować się z Trockim. Ten zaskoczył wodza bolszewików, wzywając do przyjęcia oferty Curzona. 16 lipca Politbiuro odrzuciło jednak tę propozycję. Co ciekawe, Lenin zażądał, by to Trocki wraz z nim sygnował swym podpisem odmowę. 21 lipca „Izwiestia" ogłosiły odezwę Rady Komisarzy Ludowych „Do robotników, chłopów i wszystkich uczciwych obywateli radzieckiej Rosji i Ukrainy", w której stanowczo odrzucono notę Curzona, oceniając ją jako nieuprawnione mieszanie się do spraw wewnętrznych Rosji.

W tekście Trocki prezentował się już jako „jastrząb", co, jak dziś wiadomo, nie było prawdą. „Po naszej stronie, wraz z pierwszymi zwycięstwami – pisał – wyrobiono sobie zbyt wygórowane pojęcie o otwierających się przed nami możliwościach. Zrodziła się i krzepła chęć przekształcenia wojny [...] w zaczepną wojnę rewolucyjną".

Rozkazy, jakie wtedy wydał Trocki, były jednak powściągliwe: wojska miały nacierać „do granic wyznaczonych przez Ententę i poza te granice, jeśli sytuacja zmusi nas do ich przekroczenia". W połowie lipca 1920 r., podczas ciągłego pasma sukcesów kontrofensywy, wydawało się, że to Lenin nawołujący do intensyfikacji działań ma rację. Kiedy zdobyto już całe terytorium Ukrainy i Białorusi, zbliżając się do linii wytyczonej przez Curzona, Trocki wnioskował, by zatrzymać natarcie i złożyć Polsce publiczną ofertę pokojową. Najpewniej już 5 maja 1920 r. dostrzegł potrzebę ograniczenia, a później zatrzymania, działań wojennych. Tego bowiem dnia Lenin przekazał mu list Marchlewskiego i poprosił, by omówił z nim zawarte tam informacje. Jak przypuszczam, były działacz SDKPiL ponownie wzbudził w Trockim wątpliwości co do rzekomej gotowości Polaków do rewolucji.

Zapewne to ten list miał na myśli Trocki, gdy potem wspominał: „Niektórzy polscy towarzysze, jak zmarły J. Marchlewski [...], zapatrywali się bardzo trzeźwo na sytuację. Pogląd Marchlewskiego wpłynął w znacznym stopniu na moje dążenie do jak najszybszego zakończenia wojny". Trocki porzucił zatem retorykę nacjonalistyczną na rzecz próby ukazania bolszewików jako „przyjaciół ludu polskiego". W rozkazach zalecano na przykład, by wojsko powstrzymywało się od zabijania jeńców. Taktyka ta miała na celu wywołanie w Polsce rewolucji, tym razem poprzez zwolnienie z obozów i wysłanie na etniczne terytorium zradykalizowanych jeńców – co wcześniej zastosowano przy okazji rozmów brzeskich w 1918 r. czy powstaniu Węgierskiej Republiki Rad. Trocki miał nadzieję, że zwalniani żołnierze staną się awangardą polskiego proletariatu, będąc naturalnym oparciem dla KPP.

„Każdemu złapanemu legioniście, czy to robotnikowi, czy chłopu, wyjaśnimy niegodziwość klas rządzących jego krajem. Oświecimy jego umysł i uczynimy z niego naszego najlepszego przyjaciela i sojusznika, tak jak to zrobiliśmy z Niemcami, Austriakami, Węgrami, żołnierzami Kołczaka, Denikina i innymi [...]. Polscy żołnierze są bezsilnymi ofiarami [...] burżuazji i dlatego też naszym zadaniem jest przyjmować ich jako naszych oszukanych i omamionych braci, aby później wysyłać do wyzwolonej ojczyzny jako już oświeconych ludzi".

Tęgi cios

Z wojskowego punktu widzenia rozejm na przełomie lipca i sierpnia 1920 r. był nielogiczny. Polska zapewne nie zaakceptowałaby przebiegu granicy według Linii Curzona i mogłaby wykorzystać tę sytuację do wzmocnienia sił. Gdy złapałaby oddech, działania wojenne zostałyby wznowione, lecz już w znacznie gorszej dla bolszewików sytuacji.

Wszystkie te okoliczności Trocki niewątpliwie brał pod uwagę. Gotów był podjąć ryzyko, skupiając się na zyskach politycznych. Głośna publiczna oferta pokojowa, jasno stwierdzająca, że czerwona Rosja nie chce pozbawić Polski niepodległości i terytorium, mogłaby przychylnie nastawić do bolszewików polską opinię publiczną. Trocki najwidoczniej snuł analogię do sytuacji w Rosji za rządów Aleksandra Kiereńskiego, gdy kontynuowanie wojny kosztowało Rząd Tymczasowy całkowitą utratę popularności, z czego skwapliwie skorzystał Lenin.

Natarcie bolszewików na Warszawę bez propozycji rozejmu nie dawało najmniejszych szans na przeciągnięcie mas na stronę rewolucji. Kroczące pod czerwonym sztandarem siły byłyby dla Polaków nową wersją caratu, który niewolił ich ojców i dziadów.

„Narodowe uprzedzenia (Polaków – M.M.) – dowodził Trocki – wciąż są silne. Po długim okresie ucisku Polska zbyt krótko była niepodległym państwem. Uczucia narodowe wciąż są zbyt świeże, miesiąc miodowy niepodległości jeszcze się nie skończył i to na tych sentymentach [...] Piłsudski stara się bazować swoją politykę. Nie przeminęła jeszcze nieufność i nienawiść żywiona przez bardziej zacofane masy chłopskie w stosunku do Rosji [...] gdyż w ich umysłach Rosja i rosyjskie oznacza car i carskie".

Inna przesłanka to kwestie militarne. „Wystarczy jeden tęgi cios, aby wstrząsnąć naszym frontem i przekształcić jedyne w swoim rodzaju [...] natarcie w katastrofalny odwrót. Domagałem się natychmiastowego, jak najszybszego zawarcia pokoju, zanim armia wyczerpie swe siły do ostatka". Powyższe słowa przytoczył Trocki w 1929 r. w autobiograficznym „Moim życiu", gdy przebieg ofensywy Tuchaczewskiego był od dawna znany. Czy były to rzeczywiście prorocze przemyślenia z połowy lipca 1920 r., czy może odcinanie się ex post od odpowiedzialności za klęskę? Nie sposób tego rozstrzygnąć. Wiadomo jednak, że Trocki był jedynym, prócz Aleksieja Rykowa, członkiem najwyższych władz, który nie poparł wniosku Lenina w kwestii kontynuowanej wojny zaczepnej w głąb polskiego terytorium.

13 sierpnia 1920 r. rozpoczęła się Bitwa Warszawska. Trwała, licząc włącznie z polskim kontruderzeniem i pościgiem, do 28 sierpnia. Uznana została za jedną z kluczowych w dziejach świata, gdyż uratowała Europę przed bolszewicką dyktaturą. W trakcie walk Lenin zwrócił się do Trockiego, by udał się na front w celu ratowania sytuacji. Trocki odmówił. To kolejny dowód na jego dystans wobec decyzji Politbiura. Pod koniec sierpnia Armia Czerwona była już w pełnym odwrocie.

18 marca 1921 r. Rosja i Ukraina Radziecka podpisały z II RP kończący wojnę traktat pokojowy zwany ryskim. Zamiast proponowanej nie tak dawno „Linii Curzona" bolszewicy musieli zaakceptować włączenie w granice Rzeczypospolitej zachodniej części Białorusi i Ukrainy (Galicji Wschodniej).

Między porodem a poronieniem

Błąd warszawski" okazał się niezwykle ważny dla dalszych losów bolszewickiej Rosji. Trocki doskonale to rozumiał: „Błąd w strategicznym obrachunku popełniony podczas polskiej wojny pociągnął za sobą poważne konsekwencje historyczne. Wojna w sposób zgoła nieoczekiwany tylko wzmocniła Polskę Piłsudskiego. Rozwojowi rewolucji polskiej zadano dotkliwy cios. Granica ustalona w myśl traktatu ryskiego odcięła republikę radziecką od Rzeszy Niemieckiej, co wywarło później wielki wpływ na życie obydwu krajów".

Trocki nie zdawał sobie jednak sprawy, że klęska ta miała znaczenie także dla niego. W 1920 r. powróciło zasadnicze pytanie: czy rewolucja może być przynoszona innym krajom „na ostrzach bagnetów"? Powołując się na marksizm oraz własną koncepcję rewolucji permanentnej, Trocki był sceptyczny. Zdaniem jego amerykańskiego biografa Izaaka Deutschera wynikało to z lekcji rewolucji francuskiej, a także zakorzenionej w marksizmie tezie o robotnikach jako suwerennych nosicielach socjalizmu, którym nie można narzucać komunizmu z zewnątrz. W takiej zaś roli bolszewicy wystąpili na Węgrzech, w Finlandii i na Łotwie, wysyłając komisarzy politycznych, udzielając pomocy finansowej i w sprzęcie. Ich działania wszędzie kończyły się fiaskiem. Mimo to w czasie wojny z Polską kierownictwo radzieckie poszło krok dalej – armia najeźdźców, w zamyśle Lenina, miała zadziałać jako katalizator rewolucji.

Może „błąd warszawski" swą genezę miał w narastającym strachu przed izolacją, a przenoszenie komunizmu na drodze podboju było desperacką próbą wyrwania się z osamotnienia? Krytyka porażki odnosiła się jednak nie tyle do samego pomysłu „eksportu rewolucji", ile jego marnego finału. Głównym wyrazicielem „idei rewolucji z zewnątrz" był Tuchaczewski, Trocki zaś starał się z nią walczyć. Ostrzegał przed pokusą zbrojnego instalowania wzorców radzieckich za granicą. Był przekonany, że robotnicy wysoko uprzemysłowionych państw są u progu rozpoczęcia własnej rewolucji, a próby ich popędzania mogą jedynie zaszkodzić.

5 grudnia 1921 r., w polemice prasowej z szefem Zarządu Politycznego Armii Czerwonej Siergiejem Gusiewem, pisał: „Zewnętrzna siła zbrojna ma pełnić w procesie rewolucyjnym rolę pomocniczą, a nie podstawową. Tylko w takim wypadku, gdyby istniały sprzyjające warunki, mogłaby ona przyspieszyć rozwiązanie i ułatwić zwycięstwo. Interwencja wojskowa to jak kleszcze ginekologiczne. Zastosowane we właściwym momencie mogą ulżyć w męczarniach porodowych. Użyte przedwcześnie spowodują tylko poronienie".

Trocki oczywiście był zwolennikiem „eksportu rewolucji". Jego myśl polityczna po 1917 r. zasadzała się na tym założeniu. Jednak gdy rewolucja stała się aneksją, został postawiony przed dylematem, którego nie potrafił rozwiązać. Nigdy nie wszedł w otwarty spór ze zwolennikami rewolucji z zewnątrz, a jednocześnie twierdził, że każdy, kto pragnie zastąpić klasyczny przewrót rewolucyjny wyłącznie działaniami zbrojnymi, powinien „powiesić sobie kamień u szyi i rzucić się w morze".

W osamotnieniu

Porażka w wojnie z Polską była równoznaczna z uszczelnieniem zachodnich granic Rosji Radzieckiej. Doprowadziła do jej izolacji od Niemiec i reszty Europy. W tym sensie była ważnym, być może kluczowym czynnikiem zewnętrznym, który skłonił bolszewików do poniechania idei szerzenia rewolucji i skupieniu się na kwestiach wewnętrznych, a wkrótce dyplomatycznych – uregulowania relacji ze światem zewnętrznym, mimo jego kapitalistycznego oblicza.

Dało to początek polityce odróżniania interesów państwa radzieckiego od interesów światowej rewolucji, co oznaczało stopniową marginalizacją Kominternu i bolszewickich intelektualistów – a wśród nich przede wszystkim Trockiego. Jednak negatywny efekt wojny z Polską to tylko jeden z przynajmniej kilku czynników, które zmusiły bolszewików do zmiany polityki i zaprowadziły Rosję w mroki stalinizmu.

Autor jest historykiem i publicystą, pracuje w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, w 2013 r. wydał książkę „Rewolucja permanentna Lwa Trockiego. Między teorią a praktyką".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Jednym z najważniejszych, a z pewnością najbardziej dramatycznych momentów w historii niepodległej Polski po 11 listopada 1918 r., była wojna polsko-bolszewicka. Świeżo odzyskana wolność mogła wtedy zostać niemal natychmiast zaprzepaszczona. Niebagatelną rolę odegrał Lew Trocki, człowiek nr 2 w bolszewickiej Rosji.

Trocki podejmował ważne decyzje operacyjne. A ponieważ wśród bolszewików wybuchł wówczas poważny spór o sens wikłania się w międzypaństwowy konflikt, Trocki stworzył własną koncepcję. Jako szef urzędu zajmującego się wojskiem miał prawo forsować militarystyczny punkt widzenia, jednak, wbrew opinii zagranicznych dziennikarzy widzących w nim „hardego bolszewika", był człowiekiem ostrożnym. Dostrzegał ideową słuszność wojny z Polską, ale widział także ryzyko zaangażowania się.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami