Paweł Machcewicz: Niedawno w tygodniku „W Sieci" został opublikowany duży tekst prof. Andrzeja Nowaka. Była to polemika z tekstem Timothy'ego Snydera, który został opublikowany w „The New York Review of Books", a potem – w wersji skróconej – w „Gazecie Wyborczej". Andrzej Nowak, właściwie jako pierwszy historyk ze strony – nazwijmy to umownie – prawicowo-konserwatywnej (mam nadzieję, że prof. Nowak się za to nie obrazi), napisał, że zna koncepcje naszej wystawy i niezależnie od pewnych zastrzeżeń ma o niej pozytywne zdanie. Oczywiście każdy ma prawo do zastrzeżeń. Bardzo chciałbym mieć możliwość dyskusji choćby z prof. Andrzejem Nowakiem.
Minister kultury prof. Piotr Gliński powiedział mi, że zamówił cztery recenzje historyków na temat naszej wystawy. Liczyłem na to, że – tak jak minister obiecał – zostanie zorganizowana debata na temat wystawy. To byłby najlepszy sposób prowadzenia dyskusji. O każdej wystawie warto bowiem rozmawiać.
Bardzo dobrze, że istnieje Muzeum Powstania Warszawskiego, ale każdy ma prawo do przedstawienia swojej wizji Powstania. I może być ona inna od tej, która jest przedstawiana w muzeum. Chciałbym żebyśmy w Polsce, niezależnie od różnic, które nas dzielą – światopoglądowych, politycznych – potrafili rzeczowo, bez obrażania drugiej strony, rozmawiać. Bo jak słyszę zarzuty o kosmopolityzm, brak polskiej wrażliwości narodowej czy realizowanie niemieckiej polityki historycznej, to tracę zapał do dyskusji w takiej formule.
Dariusz Stola: Zanim w Muzeum Historii Żydów Polskich powstała wystawa stała, minister także poprosił historyków o opinię. Ale wtedy było wiadomo, kim są historycy, jakie jest ich zdanie, z czym konkretnie się nie zgadzają. Nie ma nic złego w tym, że minister chce zasięgnąć opinii niezależnych ekspertów na dany temat. Ale dowiedzmy się najpierw, jacy to są eksperci, czy oni rzeczywiście są ekspertami i co powiedzieli.
Dominik Zdort: Zwracając się do pana prezesa Pawła Ukielskiego, chciałbym zapytać, czy państwo powinno mieć własną narrację historyczną? Czy powinniśmy mieć narrację, przez którą prowadzi się w jakiś sposób politykę, dyplomację?
Paweł Ukielski (wiceprezes IPN): „Polityka historyczna" – pojęcie, które pojawiło się w polskiej debacie publicznej kilkanaście lat temu, od początku budziło poważne kontrowersje. Dziś te kontrowersje dalej są, choć już nie wokół samej polityki historycznej jako takiej, bo właściwie wszyscy już z milczeniem przyjmują, że zarówno państwa, jak i społeczności lokalne, władze samorządowe jakąś politykę historyczną zawsze prowadzą.
Przyznaję, że nie bardzo rozumiem zarzut, iż historia jest nauką, a zatem nie wolno prowadzić polityki historycznej. Ekonomia też jest nauką, a państwo prowadzi politykę gospodarczą. A zatem wydaje mi się, że jest oczywiste, iż państwo prowadzi politykę historyczną. Ona może być bardziej lub mniej asertywna, ale nadal trzeba nazywać, nadawać imiona szkołom, przygotowywać podręczniki historii itd. To też jest polityka historyczna prowadzona przez państwo.
W demokratycznym państwie różne wizje polityki historycznej mogą się ze sobą ścierać. Podobnie jak różne wizje prowadzenia polityki gospodarczej. Kluczem jest niewychodzenie poza prawdę. Można stworzyć różne muzealne narracje, położyć akcenty na różne elementy; mogą powstać dwie bardzo dobre książki historyczne na ten sam temat, które zupełnie inaczej kładą akcenty, ale kluczem do tego, aby były one dobre, jest to, by fundament opierał się na faktografii, na tym, co jest prawdziwe.
Dominik Zdort: Z książkami jest łatwo. Ale co zrobić z muzeami? Zmienia się władza i co dalej – zmieni się całkowicie koncepcja Muzeum II Wojny Światowej? Mając do czynienia z konfliktem, który może również wpływać na postrzeganie historii w Polsce - czy może być tak, że przyjdzie nowa władza i znowu zburzy wnętrze muzeum, zbuduje je od nowa? Czy tu nie ma szansy na konsensus?
Paweł Ukielski: To kwestia tego, jak w danym państwie demokratycznym silny jest spór. Można wywrócić do góry nogami politykę gospodarczą, zmienić działanie państwa, tylko pytanie, czy to państwu wyjdzie na zdrowie.
Paweł Machcewicz: Dostrzegam tu różnicę pomiędzy polityką gospodarczą a sferą kultury czy polityką historyczną. Nie może być tak, że Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Pracy prowadzą konfliktowe polityki, bo może to doprowadzić do chaosu, rozchwiania i nieskuteczności. Upierałbym się przy tym, że sfera kultury, historii – nawet w wymiarze publicznym – powinna mieć wbudowaną pewną strefę autonomii. Większą niż w przypadku polityki finansowej, która musi być konsekwentna i spójna. Ponadto sfera kultury powinna być pluralistyczna, ponieważ nie ma tu oczywistych rozwiązań. Siedząc przy tym stole, także różnimy się poglądami na „Solidarność", opozycję demokratyczną, na Powstanie Warszawskie. Nawet jeżeli pewien konsensus jest możliwy do osiągnięcia między nami, to różnimy się w wielu elementach – i mamy do tego prawo. To jest istota demokratycznego państwa i społeczeństwa.
Zmiana tworzonej przez osiem lat wystawy Muzeum II Wojny Światowej tuż przed otwarciem placówki – planujemy je za kilka miesięcy – stworzy groźny precedens. Bo po kolejnych wyborach, jeśli suweren zmieni zdanie, następny rząd będzie zmieniał nie tylko dyrektorów muzeów, przerywając ich kadencje, ale również kształty wystaw. Niezależnie od różnic między nami powinniśmy bronić autonomii instytucji kultury.
Dominik Zdort: A czy uważają panowie, że rząd nie powinien mieć swojej polityki historycznej, którą „eksportuje" i pokazuje w kraju?
Jan Ołdakowski: Uważam, że państwo ma prawo mieć politykę historyczną, powinno prowadzić do debaty; jestem za kuroniowskim „budowaniem własnych komitetów". W odróżnieniu do wielu krajów zachodnich – być może jest to też przyczyna stawiania zarzutów muzeum prof. Machcewicza – Polska ciągle jest krajem historycznym. Kraje zachodnie są już posthistoryczne. A my jesteśmy cały czas uwikłani, zanurzeni w historii. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, podstawowym doświadczeniem, które nas ciągle definiuje, są dzieje XX w. – walka o naszą wolność. Z powodu totalitaryzmów, a właściwie jednego z nich, przez wiele lat nie mogliśmy wyartykułować tego, co było dobre, a co złe. Później oczekiwań nie spełniła wolna Polska, próbując szybkim nurtem uciec w posthistoryzm. Mam tu na myśli – umownie – hasło Aleksandra Kwaśniewskiego: „wybierzmy przyszłość". Co należy rozumieć następująco: „wybierzmy przyszłość, nie zwracajmy uwagi na przeszłość". Skok w posthistoryzm zupełnie się jednak nie udał. Okazało się, że Polacy potrzebują przedyskutowania, porównania własnych, rodzinnych doświadczeń – tego, co mamy w sobie – z tym, co jest oficjalne.
Za granicą brakuje wiedzy o naszym doświadczeniu związanym z II wojną światową. Jesteśmy specyficzni, bo jak ktoś do nas przyjeżdża, to od razu zaczynamy opowiadać o II wojnie światowej. Ale nie ma innego sposobu wytłumaczenia, że u nas było inaczej, że nasze doświadczenie jest odmienne. Że w naszym przypadku skutki II wojny światowej kończą się w latach 90. Wyartykułowanie tego jest naszym obowiązkiem.
Paweł Machcewicz: Zgadzam się z prawie wszystkim, co powiedział dyrektor Ołdakowski. Tyle że nasze muzeum opowiada polską historię. W tej chwili nie ma żadnego innego muzeum, które w takiej skali, w sposób tak szczegółowy, opowiadałoby o polskim heroizmie i martyrologii podczas II wojny światowej. Opowiadamy o represjach, o obu totalitaryzmach, które zniszczyły II RP, a potem prowadziły ludobójczą politykę wobec polskich obywateli. Mamy tysiące eksponatów traktujących o polskim oporze i polskiej martyrologii. Opowiadamy o powojennym podziemiu niepodległościowym, wywózkach na Syberię, o tym, że Antoni Pajdak wrócił z Syberii dopiero w 1955 roku (mamy jego paszport). Różnica jest tylko taka, że wpisujemy naszą historię w szerszy kontekst. W ten sposób, naszym zdaniem, to muzeum będzie współkształtowało światowy obraz II wojny światowej.
Paweł Ukielski: Wypowiedź prof. Stoli trochę wybrzmiała, jakbym był zwolennikiem ręcznego sterowania przez państwo działalności każdej instytucji historycznej. Tak nie jest. Chodziło mi o to, że silne państwo, które decyduje o pewnych działaniach, również w sferze polityki historycznej, ma do tego pełne prawo. Natomiast jestem zwolennikiem tego, by państwo decydowało, jakie muzeum jest nam w danej chwili potrzebne, a następnie by wyznaczyło zespół, który będzie miał dużą swobodę działania. Tak było w przypadku budowy Muzeum Powstania Warszawskiego; był wówczas silny lider polityczny, Lech Kaczyński, który wyraził wolę, żeby to, co od wielu lat nie mogło powstać, w końcu powstało. Dał nam dużą swobodę w kreowaniu tego miejsca.
Dariusz Stola: Lech Kaczyński podpisał też akt założycielski Muzeum Historii Żydów Polskich, a nikt nie twierdzi, że jest to muzeum partyjne...
Dominik Zdort: A co, gdyby niedługo zmieniła się władza i zostało wybudowane muzeum z zupełnie inną wizją historii? Na przykład, gdyby za kilkadziesiąt lat powstało muzeum Powstania Warszawskiego, pokazujące negatywne skutki polityczne i militarne Powstania, na którego czele stanąłby np. Piotr Zychowicz. I byłyby w Warszawie dwa muzea, traktujące o Powstaniu Warszawskim…
Paweł Machcewicz: To są zagrożenia związane z demokracją. Mam nadzieję, że nie powstanie muzeum, które będzie udowadniało, że trzeba było iść z Hitlerem w 1939 roku... Że nie pojawi się narracja, iż decyzja o wybuchu Powstaniu była zbrodnią, jak powiedział gen. Anders – i na tym koniec.
Powinien istnieć pluralizm, powinno się dążyć do obiektywizmu, do prawdy historycznej. Bardzo dobrze, że rząd PiS będzie tworzył Muzeum Historii Polski – może być to flagowy projekt tego rządu – ale to muzeum ma też swoją radę programową, w której znajdują się wybitni historycy. Jestem spokojny o poziom historyczny tego muzeum. Nie wyolbrzymiałbym zagrożeń. W Polsce zmieniały się przez ostatnie lata rządy, a chyba nie wskażemy wystawy historycznej, która budziłaby nasze oburzenie.
Paweł Ukielski: Na zachodzie są kręgi, w których to, co dzieje się u nas, budzi wielkie zainteresowanie. Miałem okazję być w Brukseli na zaproszenie jednego z profesorów tamtejszego uniwersytetu, który corocznie przyjeżdża do Polski z grupą swoich studentów. On mi powiedział, że to co się dzieje w naszym muzealnictwie jest unikatem w skali europejskiej.
Dariusz Stola: Jest to pochodna szerszego zjawiska, która przynajmniej dla nas, historyków, jest błogosławieństwem. Pochodna powszechnego przekonania, że w przeszłości jest coś ważnego. Że przeszłość jest godna uwagi. Dobrze, że ludzie chcą korzystać z doświadczeń przeszłości, bo tak naprawdę niewiele ponadto mamy. Odnoszę jednak wrażenie, że obecnie historia ma służyć tworzeniu podziałów i dynamiki politycznej wewnątrz narodów. Obawiam się, że na dłuższą metę może doprowadzić to do erozji cennego przekonania, że w przeszłości jest coś ważnego.
Wojciech Stanisławski: Jeszcze ad vocem problemu reagowania muzeów na zmieniającą się władzę. Myślę, że to może być trochę kwestia siły bezwładności – łatwiej manewruje się kajakiem niż tankowcem. Znacznie łatwiej jest wydać książkę, czy zabrać głos w debacie, niż stworzyć muzealną wystawę, np. o wojnie polsko-bolszewickiej. Jest to wyzwanie.
Z jednej strony kilka lat temu była olbrzymia fascynacja – po straszliwej przaśności peerelowskich muzeów z gablotką, w której zawsze gasła świetlówka – multimediami, filmami, wielością źródeł, artefaktami, które można dotykać. Z drugiej strony pojawiła się teza, że materialność nam ucieka, że przeszłość nam ucieka. że żyjemy w świecie migotliwych symulatorów. W którą stronę, panów zdaniem, przechyla się szala?
Jan Ołdakowski: Parki tematyczne, w których są różne pokazy, trzęsie się fotel i leci para wodna, są traktowane jako rozrywka. Prawdziwe muzealnictwo musi być jednak oparte na eksponatach. Muzeum przyciąga przede wszystkim opowieścią, historią, która sprawia, że – gdy jest dobre muzeum – widz bierze udział w pewnej grze intelektualnej. Widz musi czuć, że to wszystko jest zbudowane po to, aby on przyszedł i zrozumiał pewien fragment historii.
Paweł Machcewicz: Zgadzam się. Widziałem muzeum, które było niemalże w 100 proc. wirtualne, multimedialne - Muzeum de Gaulle’a w Paryżu. Po wejściu do niego zwiedzający odnosi wrażenie, że znajduje się w wielkiej sali komputerowej albo w newsroomie telewizji. Tam nie było żadnego eksponatu – same ekrany. I mimo że byłem pół roku po otwarciu muzeum, to znaczna część tych ekranów już nie działała. To pokazuje pułapkę nowoczesności.
W Polsce mamy do czynienia z pewnymi oczekiwaniami wobec muzeów. My, tworząc Muzeum II Wojny Światowej, nie mogliśmy ignorować tych oczekiwań. Jest u nas dużo multimediów – być może zbyt dużo – ale przeciwwagą dla nich są eksponaty. Najważniejsze dla nas było poszukiwanie autentycznych, wyjątkowych eksponatów, które niosą ze sobą pewne historie ludzi, rodzin, wydarzeń. Cała sztuka polega na tym, aby zarówno z multimediów, jak i z eksponatów stworzyć pewną wspólną narrację. Przykład: mamy Enigmę, którą otrzymaliśmy od Norweskiego Muzeum Wojny. Ale ona jest tak cennym eksponatem, że nie możemy pozwolić, aby każdy zwiedzający stukał w jej klawisze, bo po tygodniu przestałaby istnieć. Tak więc Enigma będzie pokazywana, lecz nie będzie można jej dotykać. Obok niej znajdować się będzie kilka modeli Enigmy, na których zwiedzający będą mogli szyfrować i odszyfrowywać wiadomości. Wydaje się jednak, że fala zafascynowania multimediami, elektroniką opada. Ludzie szukają kontaktu z czymś autentycznym.
Paweł Ukielski: Pamiętajmy, że muzeum interaktywne to nie muzeum, które zostało napakowane multimediami. Muzeum interaktywne wprowadza interakcję między zwiedzającym a ekspozycją. Budzi emocje, wprowadza konieczność poszukiwania własnej ścieżki – to jest klucz do sukcesu. W Muzeum Powstania Warszawskiego jest kawałek chleba powstańczego, który zawsze wzbudzi więcej emocji niż nowoczesny touch screen. Multimedia mogą być uzupełnieniem ekspozycji, mogą pomóc w budowaniu narracji, ale są tylko pewnym środkiem do osiągnięcia celu – w dodatku nie najważniejszym.
Dariusz Stola:Zgadzam się, że dylemat jest fałszywy. Natomiast wahadło, po zachłyśnięciu się możliwościami nowych technologii komunikacyjnych, bardzo się wychyliło w drugą stronę. Pamiętajmy , że dopiero uczymy się tych technologii. Multimedia w naszym muzeum są czwartym wymiarem. Nigdy nie zmieścilibyśmy gigantycznej ilości wiedzy, która jest dostępna na miejscu – poprzez dotknięcie ekranu dotykowego - gdyby nie było technologii.
Nie wiemy jeszcze, co nowe technologie potrafią. Być może powstaną technologie, które będą rozwiązania w dużo większym stopniu, niż makieta z cegły, oddać np. doświadczenia przechodzenia przez kanały w Powstaniu Warszawskim. Powinniśmy używać nowych technik w celach, do których najlepiej się one nadają. Można dzięki nim m.in. zgromadzić 5 tys. stron tekstu, którego nigdy nie zmieścilibyśmy na żadnej ścianie.
Wojciech Stanisławski: Jakie – poza granicami Polski – jest panów ulubione muzeum?
Jan Ołdakowski: Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i Muzeum Szpiegostwa. Muzeum Holokaustu jest cudowne, jego twórcy cały czas konserwują formę, w której muzeum powstało. Co prawda zostało otwarte w latach 90., ale wygląda tak, jakby jego otwarcie miało miejsce pół roku temu. Pracownicy tego muzeum po prostu niczego nie zmieniają. Nie wchodzą w reakcję ze współczesnością. Waszyngtońskie Muzeum Holokaustu stało się muzeum w muzeum.
Muzeum Szpiegostwa to z kolei muzeum prywatne. Jego twórcy, byli agenci CIA, podjęli próbę atrakcyjnego opowiedzenia pozostałych po zimnej wojnie zbiorów CIA.
Warto też wspomnieć o najdroższym muzeum świata, czyli o Muzeum 11 Września w Nowym Jorku. Muzeum, które w tej chwili jest dla mnie numerem jeden pod względem łączenia subtelnej gry z widzem, zaskoczenia widza. Ponadto wszystko dzieje się w podziemiach wież.
Paweł Ukielski: Odpowiem krótko: Muzeum RAF-u. Ze względu na eksponaty.
Dariusz Stola: A ja nie wskażę muzeum narracyjnego, ale tradycyjne, którego siłą są fantastyczne zbiory i sztuka ich eksponowania oraz architektura budynku – z tych powodów największe wrażenie zrobiło na mnie Muzeum Izraela w Jerozolimie.
Paweł Machcewicz: Mnie zachwyciło Muzeum I Wojny Światowej we Flandrii. Opowiada ono o wojnie poprzez wykorzystanie świetnej, pomysłowej scenografii, eksponatów, zdjęć, a nawet poezji, np. wiersza o makach na polach Flandrii. Dla mnie było objawieniem, jak można o czymś bardzo złożonym i skomplikowanym opowiedzieć w tak bardzo poruszający i wciągający sposób.
Jeśli chodzi o polskie muzea, warto wspomnieć o peryferyjnie położonym Muzeum w Bełżcu. To nie do końca jest muzeum narracyjne, raczej miejsce pamięci, zagłady. Ale mamy tam niezwykłe połączenie architektury – wielkich bloków betonowych – z małym muzeum: z elementami narracyjnymi, z multimediami, z eksponatami. Otwarte w 2004 roku muzeum jest w Polsce trochę niedoceniane.
Paweł Ukielski – historyk, badacz Europy Środkowej, zajmujący się tzw. polityką historyczną, zatrudniony w Instytucie Studiów Politycznych PAN, od września 2014 roku zastępca prezesa IPN, autor publikacji „Aksamitny rozwód: rola elit politycznych w procesie podziału Czechosłowacji" (2007)
Jan Ołdakowski – urzędnik i polityk, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, redaktor Wydawnictwa Naukowego PWN w latach 1995–1998, odznaczony przez Bronisława Komorowskiego Orderem Odrodzenia Polski (2011), od 2015 roku zasiada w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
Dariusz Stola – historyk, prof. nauk humanistycznych w Instytucie Studiów Politycznych PAN, od marca 2014 roku dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich, udekorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2013), autor publikacji „Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949–1989" (2010)
Paweł Machcewicz – historyk i nauczyciel akademicki, dyrektor powstającego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej (2008), od 2012 roku zasiada w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej, autor publikacji „Spory o historię 2000–2011" (2012)
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95