Wiosna idzie. Za oknem słońce, termometr na plusie, słowem, idealny czas do życia. Gdyby nie te alergiczne pyłki, byłoby cudownie. Dlatego koniec z marudzeniem, narzekaniem i krytykanctwem. Nic o adhortacji „Amoris laetitia", kardynale Walterze Kasperze czy kanclerz Angeli Merkel. A zamiast tego słów kilka o ekumenizmie, jaki naprawdę lubię.
Wbrew pozorom jestem ekumenistą. Wciąż uważam, że dialog z innymi Kościołami i wspólnotami kościelnymi (przynajmniej z częścią z nich) ma sens. A z takim właśnie dialogiem mieliśmy do czynienia w mijającym tygodniu.
Papież Franciszek skierował list do papieża Tawadrosa II (koptyjski patriarcha Aleksandrii od wieków nosi taki tytuł). Przypomniał w nim, że zanim nastąpi upragniony dzień jedności eucharystycznej, możliwe i konieczne jest wspólne świadectwo obu Kościołów w innych sprawach. „Mimo iż jesteśmy wciąż w drodze do dnia, kiedy staniemy razem przy tym samym Ołtarzu, już teraz jesteśmy w stanie ukazywać widzialną Komunię między nami. Koptowie i katolicy mogą razem świadczyć o fundamentalnych wartościach, takich jak świętość i godność każdej osoby ludzkiej, świętość małżeństwa i życia rodzinnego oraz szacunek dla stworzenia powierzonego nam przez Boga. W obliczu wielu współczesnych wyzwań katolicy i Koptowie są wezwani do zaofiarowania wspólnej odpowiedzi opartej na Ewangelii" – napisał Franciszek.
Papież przypomniał także katolikom, że poza islamskimi imigrantami i uciekinierami (są wśród nich prawdziwi uchodźcy) na Bliskim Wschodzie żyją także chrześcijanie. W krajach islamskich to oni są najbardziej prześladowaną grupą społeczną. Coraz częściej – co w raporcie ukazała organizacja Open Doors – do podobnych prześladowań dochodzi w Europie, w ośrodkach dla imigrantów. Dla Koptów to oczywiście nic nowego. Oni od ponad tysiąclecia doświadczają „dobrodziejstw" współistnienia i współżycia z muzułmanami. Wiedzą więc, że nawet umiarkowany islam (a taki dominuje w Egipcie) nie odpuszcza chrześcijanom. Wiedzą, że nie mogą być nauczycielami „świętego języka" arabskiego, że ich świątynie muszą być niskie, żeby nie gorszyć wyznawców islamu, mają świadomość, że ich córki czy żony mogą zostać porwane i przymuszone do konwersji na islam. Dobrze, że papież Franciszek, choć w pewnym stopniu, o tym nam wszystkim przypomina.
W zalewie politycznie poprawnej nowomowy, jaka płynie z ust także części watykanistów (ostatnio uraczył nas nią włoski dziennikarz Andrea Tornielli, który stwierdził, że odmowa przyjęcia dowolnej liczby imigrantów oznacza, iż Kościół w Polsce odszedł od nauczania św. Jana Pawła II), jeszcze potężniejsze wrażenie zrobił na mnie wywiad kardynała Dominika Duki, prymasa Czech, w „Lidovych Novinach".