Bo i faktycznie nad kartami „Pana Żarówki" unosi się duch luteranizmu. Z jednej strony widać go w powracającym temacie pracy, odkrywania własnych zdolności i samorealizacji. Z drugiej wyznawanie luteranizmu w Polsce to bycie Innym, odmiennym.
Kimś odmiennym jest właśnie bohater komiksu. Nikt nie nazywa go po imieniu – jest po prostu Żarówką, zgodnie ze słowami powracającymi w komiksie niczym echo etosu pracy: „Kimkolwiek jesteś, ludzie i tak zapamiętają cię za to, co robisz". We wczesnym dzieciństwie uległ przedziwnemu wypadkowi w hucie i w jego wyniku świeci po podłączeniu do prądu. Całe wnętrze Pana Żarówki trzyma się na trzech drucikach, które kiedyś w końcu się przepalą...
Wypadek małego Żarówki jest tylko jednym z wielu osobliwych fenomenów typowych dla świata wykreowanego przez Wawszczyka. Oboje rodzice Żarówki tracą zdrowie i sprawność w równie absurdalnych okolicznościach – ojciec w pracy rozprasowuje się sam na naleśnik zbyt dużym żelazkiem, a matka, pracująca w hucie, próbuje unieść zbyt ciężką kadź z ciekłym metalem i... łamie się na pół. Te trzy wypadki wyznaczają początek smutnej, nieraz ciepłej, chwilami zabawnej i niemal zawsze surrealistycznej historii o trudnym dojrzewaniu, rozwoju własnych talentów i poszukiwaniu miłości.
Opowieść zaczyna się w latach 80., w czasach dzieciństwa głównego bohatera, a kończy dzisiaj, trzydzieści kilka lat później. Autor nie pisze o tym wprost – tło historyczne daje o sobie znać przez sprzęty, pojazdy, wygląd budynków. Na początku mały Żarówka jedzie do babci peerelowskim pociągiem, ale jako dorosły człowiek wraca już do domu rodzinnego składem pendolino. Telefon stacjonarny z tarczą niepostrzeżenie zmienia się w starą Nokię, a potem w smartfona. Zmienia się też społeczeństwo. Wawszczyk opowiada o zderzeniu wrażliwych i uczciwych ludzi z bezlitosnymi przemianami świata. Oboje rodzice Pana Żarówki ulegają wypadkom w pracy, gdy – prawdopodobnie mniej więcej w okresie transformacji ustrojowej – biorą na siebie za dużo. Jest w „Panu Żarówce" wiele doświadczeń pokolenia zwanego X, urodzonego na przełomie lat 70. i 80. – pokolenia rozdartego między dwoma światami, między „Reksiem" a MTV, między leniwymi z baru mlecznego a Big Makiem. Pokolenia zagubionego, bardzo ciężko pracującego, nastawionego na samorealizację, która jednak, jak się okazuje, przynosi często więcej rozczarowań niż korzyści. Ale „Pan Żarówka" to nie tylko – a raczej nie przede wszystkim – doświadczenia wieku dorosłego. Cały surrealizm przedstawionego świata jest jakby przeniesieniem na plan wydarzeń wyobraźni i fantazji dziecka. Któż z nas nie chował się w ścianie, nie budował bunkrów z pościeli, nie wyobrażał sobie tajnych przejść pod kredensem?