Pomieszkiwał to w Paryżu, to w prowansalskim miasteczku Grasse. Lawendowe wzgórza, wino, sery, ciepłe morze. Czy można chcieć czegoś więcej? A jednak Bunin tęskni.
Czytaj więcej:
Tyle że Rosja, do której tak bardzo chce wrócić, nie istnieje. Zastąpiło ją państwo bolszewików, którego ideologia była mu z gruntu obca i którym pogardzał. „(...) choćby w Moskwie panowała najpełniejsza wolność, a ja byłbym w stanie podróżować, to jednak nigdy nie pojechałbym do miasta, gdzie na placu Czerwonym leżą w galarecie dwa wstrętne trupy" – napisze w 1953 roku, kilka miesięcy przed śmiercią.
„Żal i nostalgia żarły mu duszę, ale złudzeń żadnych nie miał" – analizuje uczucia Bunina Renata Lis w arcyciekawej książce „W lodach Prowansji". „Tym, co niezmiennie wywiera na mnie wielkie wrażenie (...) jest właśnie zupełny brak złudzeń – brak urzeczenia romantyką rewolucji i pewność, że rewolucja bolszewicka nie rozwiąże problemów społecznych Rosji, ponieważ jest niszczycielską i zbrodniczą awanturą, napędzaną żądzą mordu, grabieży i gwałtu" – dodaje autorka.
I bodaj ta niezłomność starszego pana budzi moją największą sympatię, choć nie jest w stanie wzbudzić jej we mnie on sam. Zapatrzony w siebie egotyk z życiem osobistym pokręconym tak bardzo, że nawet dziś wzbudziłby podziw niejednego pseudoskandalisty.
Książka Renaty Lis to pierwsza w Polsce opowieść o ostatnich latach życia rosyjskiego poety i prozaika formatu Tołstoja i Czechowa. Ale można ją też czytać szerzej, jako dojmująco smutną kronikę losów rosyjskich emigrantów: wszystkich byłych pułkowników Białej Armii, literatów, hrabin, którzy uszli co prawda cało z pożogi, ale w hierarchii społecznej runęli kilka szczebli w dół. Nawykli do życia na wysokiej stopie, sprzątają teraz cudze mieszkania, są dozorcami, taksówkarzami, robotnikami. Bardziej wegetują niż żyją. Ale to nie degradacja jest najgorsza. Oni chorują na pamięć i samotność. „Nata, samotna, bardzo prosi o odzew. Smutno. Odpowie na każdy list". „Samotny Rosjanin z północnej Francji nawiąże korespondencję z ludźmi tak samo samotnymi i zmęczonymi jak on – i religijnymi" – zebrane przez autorkę anonse z rosyjskiej prasy emigracyjnej porażają przejmującą szczerością.