Tomasz Terlikowski: PiS pogrzebał ustawę antyaborcyjną

Od samego początku było wiadomo, że obrońcy życia nie odpuszczą, że dla nich polityczne interesy PiS są mniej istotne niż ważne dla nich wartości i ludzkie życie.

Aktualizacja: 07.04.2017 14:27 Publikacja: 06.04.2017 15:25

Tomasz Terlikowski: PiS pogrzebał ustawę antyaborcyjną

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

A nie mówiłem! Tak, mam świadomość, że to sformułowanie doprowadza do szału partnerów i dzieci, pracowników i szefów, o innych ludziach nie wspominając, ale nie mogę się powstrzymać, by go nie użyć. Gdy PiS odrzucał (w bardzo brzydki sposób, bez choćby próby przedyskutowania go) projekt ustawy zakazujący aborcji, używał szczytnych argumentów, że chodzi o to, by nie rozpalać emocji społecznych, by ugasić pożar i budować społeczny spokój. W bardziej otwartych rozmowach jego politycy przyznawali, że chodzi o to, by nie utracić części wyborców (tak się bowiem składa, że akurat w tej kwestii społeczeństwo jest nieco inaczej podzielone niż w typowej medialnej wojence plemiennej).

Już wtedy ostrzegałem, że decyzja ta nic dobrego PiS ani Polsce nie przyniesie. Od samego początku było wiadomo, że obrońcy życia nie odpuszczą, że dla nich polityczne interesy PiS (nawet jeśli na tą partię głosowali, a wielu tak zrobiło) są mniej istotne niż ważne dla nich wartości i ludzkie życie. Ustępstwo w tej sprawie partii, która deklarowała (przynajmniej ustami części swoich prominentnych przedstawicieli), że prawo do życia jest dla niej fundamentalne, rozochociło także zwolenników aborcji i antyklerykalnej lewicy. I choć innych sukcesów nie widać, to aktywność tamtych środowisk wzrosła. Wciąż odbywa się medialne wyszukiwanie lekarzy, którzy nie przepisują antykoncepcji, od czasu do czasu próbuje się podważyć klauzulę sumienia, a w tym roku rozpoczęła się (by zająć się kwestią z innej przestrzeni) medialna nagonka na rekolekcje w szkołach. Jednym słowem starcie cywilizacji się toczy.

Nie powinno to zresztą zaskakiwać, bowiem współczesna lewica realizuje po prostu wizję Antonio Gramsciego, który już ponad 50 lat temu przekonywał, że zamiast walczyć o politykę, trzeba zdobyć kulturę i edukację. Władza jest w tym przydatna, ale wcale niekonieczna. Wystarczy nigdy nie ustępować, nieodmiennie – niezależnie od tego, czy przynosi to krótkotrwałe sukcesy czy też nie – stawiać swoje postulaty, promować je, przekonywać, że tylko one są umiarkowane i rozsądne, a powoli, powoli osiągnie się swoje cele. Tak światopoglądowa lewica promuje tzw. małżeństwa jednopłciowe, tak postępuje z aborcją i tak powoli buduje akceptację dla eutanazji.

Obrońcy życia, i to nie tylko w Polsce, nauczyli się, że nie ma długofalowego sukcesu, jeśli nie zastosuje się podobnej strategii. I dlatego szczególnie w Polsce i w Stanach Zjednoczonych (bo w zasadzie to dwa kraje, w których ruchy te nie tylko działają, ale też znajdują się w nieustannej ofensywie) działania prolajferów są stałe, konkretne i dotyczą wszystkich przestrzeni życia. Złożenie broni byłoby porażką, zaprzestanie działania, tylko dlatego, że obecnie u władzy jest obóz politycznie i światopoglądowo bliższy (choć niechętnie spoglądający na ekspansję obrońców życia) byłoby pozostawieniem pola zwolennikom aborcji, którzy czas władzy prawicy wykorzystaliby do konsolidowania swoich zwolenników. I dlatego ruch pro life nie może milczeć, nie może złożyć broni, musi działać.

Każdy, kto obserwuje jego zwolenników, każdy kto ma minimalną znajomość mechanizmów, które nim rządzą, a także każdy, kto wie, na jak mocnym moralnym imperatywie opiera się ruch pro life, wiedział, że jego zwolennicy nie spoczną. Oskarżanie ich o bycie ruskimi agentami tego nie zmieni. Oni zrobią wszystko, by zmienić prawo. PiS, lekceważąc ich, popełnił kolosalny błąd. Ustawa i tak do niego wróci, Sejm będzie się nią zajmował, dla feministek i tak jest wcielonym złem, a część jednoznacznie prolajfowych wyborców już straciło do niego zaufanie. Jednym słowem cnota została stracona, a rubelka się nie zarobiło.

A nie mówiłem! Tak, mam świadomość, że to sformułowanie doprowadza do szału partnerów i dzieci, pracowników i szefów, o innych ludziach nie wspominając, ale nie mogę się powstrzymać, by go nie użyć. Gdy PiS odrzucał (w bardzo brzydki sposób, bez choćby próby przedyskutowania go) projekt ustawy zakazujący aborcji, używał szczytnych argumentów, że chodzi o to, by nie rozpalać emocji społecznych, by ugasić pożar i budować społeczny spokój. W bardziej otwartych rozmowach jego politycy przyznawali, że chodzi o to, by nie utracić części wyborców (tak się bowiem składa, że akurat w tej kwestii społeczeństwo jest nieco inaczej podzielone niż w typowej medialnej wojence plemiennej).

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów