A lewica jak sobie radzi?
Najgorzej jak można. Od kilku miesięcy jest obecna w Sejmie i nie zaproponowała niczego – żadnych inicjatyw, żadnej myśli społecznej. Partia Razem miała cztery lata na to, żeby przygotować projekt bazowy, przemyśleć swoją sytuację. Okazało się, że nie potrafiła tego dokonać, będąc poza Sejmem i w Sejmie też nie jest przekonująca. Mówię to z żalem, bo teraz jest czas na prawdziwą politykę społeczną, na budowanie mechanizmów redystrybucyjnych, a oni w tej sprawie mają nader mało do powiedzenia.
Zatem gdyby doszło w Polsce do buntu społecznego, to nie widzi pan na lewicy liderów takiego zrywu?
Obawiam się, że lewica sejmowa jest dość skromnie skalibrowana. Z pewnością nie może być jej twarzą ani Włodzimierz Czarzasty, dziecko PZPR, ani Robert Biedroń o świetnych kwalifikacjach na prestidigitatora.
To kto jest dziś mężem stanu?
Osób, które dzisiaj są na politycznym świeczniku, nie mogę traktować poważnie. Albo mamy do czynienia z kompletnymi cynicznymi hipisami, takimi jak Jarosław Kaczyński czy Ryszard Terlecki, albo z dość zagubioną i bezradną opozycją. Poważnym nieszczęściem jest to, że Donald Tusk wycofał się z wyborów. I tym samym z tworzenia wokół siebie środowiska politycznego. To jedyny polityk, który zdaje się rozumieć, na czym polega odpowiedzialność Europy, jedyny, który potrafi walnąć pięścią w stół i powiedzieć trafnie, że coś jest szaleństwem. To, że się wycofał pod pretekstem, że jest niewybieralny, było wytłumaczeniem niemądrym, a skutki tej decyzji będą dla opozycji bolesne.
Można naprawdę obawiał się przegranej i nie chciał ryzykować?
Tu nie chodzi o wynik wyborczy, tylko o to, jaki rodzaj dyskursu politycznego wyłoni się z wyborów. Ani Biedroń niczego do tego dyskursu nie wniesie, ani Kidawa-Błońska, ani Duda. To jest bardzo bolesny błąd Tuska.
Jak świat się zmieni po epidemii koronawirusa?
Sądzę, że po tym doświadczeniu opcja społeczna musi wziąć górę w myśleniu o gospodarce i o życiu ludzkim. Inwestycje w szkolnictwo, lecznictwo, w opiekę społeczną to nie są pieniądze wyrzucone w błoto. W błoto idą pieniądze na zbrojenia. Widać, że bez tych usług społecznych kraje się walą, a zatem wali się gospodarka.
Chciałbym, żeby wspólnota wzięła odpowiedzialność za edukację młodego pokolenia i zdrowie starszego. Nie można wrócić do prymitywnie pojmowanego neoliberalizmu, w myśl którego każdy odpowiada tylko za siebie, albo do tezy Margaret Thatcher, że nie ma społeczeństwa, są tylko pojedynczy ludzie. Jest społeczeństwo, a wspólnota odpowiedzialności jest współcześnie racją istnienia narodów i treścią patriotyzmu. Mam też nadzieję, że model społeczeństwa dużych nierówności jest, czy powinien być, niemożliwy do utrzymania w sensie moralnym i ekonomicznym. Koszta rozwarstwienia społecznego są wielkie. Nigdy w historii świata tak nie było, by 1 proc. ludzi posiadał majątek przekraczający stan posiadania 99 proc. Bogacze muszą zostać tak opodatkowani, by ponieśli najwyższe koszty wychodzenia z kryzysów.
Wierzy pan, że epidemia zmieni świadomość wielkiego biznesu?
Ja to mówię postulatywnie. Nie wykluczam, że możemy wyjść z tej pandemii jak z gorączki – otrząsnąć się, włożyć garnitur i znowu biec do pracy. Jednak to nie jest tak, że koronawirus się skończy, umrą tysiące ludzi, a my będziemy udawali, że nic się nie stało. Może nadal będziemy mieli w sklepach kawę z Ameryki Południowej lub Afryki, ale musimy się zastanowić, czy telefony powinny być z Chin, a podzespoły do produkcji autobusów z całego świata.
Nastąpi odwrót od globalizacji?
Na pewno nie będzie już narracji, że globalizacja oznacza samo dobro, choć wiele krajów wydźwignęła z nędzy. Rodzi jednak zagrożenia, których właśnie doświadczamy. Nie wykluczam, że będzie jakaś kontrola nad przepływem ludności, zmieni się model podróżowania, a tym samym i światowej wymiany handlowej.
Poza tym boję się skłonności krajów do wkroczenia na ścieżkę ograniczania praw obywatelskich i autorytaryzmu. Władza, która raz czegoś takiego posmakuje, może nie zechcieć rozstać się ze swoimi uprawnieniami. Jesteśmy w stanie wojny z epidemią, a każda wojna zwykle kończyła się demokratyzacją systemu. Jednak ze względu na szalone obowiązki, które państwa biorą na siebie, przekazaliśmy w ich race władzę, której nikt nigdy nie miał. Rządy regulują nieomal wchodzenie i wychodzenie z domu. W wielu krajach mają swobodny dostęp do informacji o chorobach obywateli – coś, co wcześniej było pilnie strzeżone przed osobami postronnymi. Nie wiadomo, czy to nadal będzie funkcjonowało. Czy wprowadzenie aplikacji, wedle których można identyfikować osoby łamiące zasady sanitarne, nie będzie trwalsze niż moment pandemii. Chiny dają przykład, jak używać nowoczesnych technologii do kontroli nad społeczeństwem. Viktor Orbán pewnie pójdzie w tę samą stronę.
A najgorsze jest to, że z powodu pandemii mniej istotne wydają się takie problemy, jak zmiany klimatyczne, walka o odnawialną energię, model edukacji, nauka itd. A przecież pandemia ich nie unieważniła. One nadal są przed nami i nic tego nie zmieni.
—rozmawiała Eliza Olczyk
Dr hab. Paweł Śpiewak (ur. 1951 r. w Warszawie) jest socjologiem i historykiem idei, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego. Był posłem na Sejm V kadencji (wybranym z listy Platformy Obywatelskiej; w 2007 r. nie ubiegał się o reelekcję). Urodził się w mieszanej rodzinie polsko-żydowskiej – syn pisarki i tłumaczki Anny Kamieńskiej oraz poety i tłumacza Jana Śpiewaka. W opozycji antykomunistycznej w PRL był związany ze środowiskiem „Więzi", był współzałożycielem podziemnego kwartalnika „Res Publica". W 2013 otrzymał Nagrodę im. księdza Józefa Tischnera w kategorii pisarstwo religijne lub filozoficzne za całokształt twórczości. Bada i popularyzuje zachodnią filozofię i teorię polityki, zwłaszcza myśl liberalną i konserwatywną. Jest ojcem warszawskiego aktywisty miejskiego Jana Śpiewaka.