Mosul. Zwycięstwo nad barbarzyńcami

Z dala od kamer i przy niewielkim zainteresowaniu mediów trwają walki o iracki Mosul. Przejęcie władzy nad miastem oznacza przecięcie kręgosłupa tzw. Państwa Islamskiego i będzie znakiem zwycięstwa cywilizacji nad barbarzyństwem.

Aktualizacja: 18.03.2017 18:34 Publikacja: 16.03.2017 23:15

Sunniccy rekruci z oddziałów Hashed al-Shabi w drodze do Mosulu.

Sunniccy rekruci z oddziałów Hashed al-Shabi w drodze do Mosulu.

Foto: AFP, Ahmad Al-Rubaye

W nocy z poniedziałku na wtorek rzęsisty deszcz, oczekiwany tutaj od dawna, powstrzymał walczących na linii dawnych murów Starego Miasta. Ale względny spokój trwał tylko kilka godzin, po południu 14 marca ruszyła oblężnicza nawałnica. Siły Szybkiego Reagowania Antyterrorystycznego, elitarne jednostki armii irackiej, wsparte zaprawionymi w bojach z ISIS batalionami policyjnymi, wdarły się na wąskie uliczki historycznej dzielnicy Mosulu, bronione przez brodatych wojowników islamu.

W morzu gęstej i chaotycznej zabudowy odbijać trzeba dom po domu. Irackie siły rządowe miałyby jeszcze trudniejsze zadanie, gdyby nie amerykańska flota powietrzna, z jej myśliwcami, śmigłowcami, dronami i systemem satelitarnego namierzania przeciwnika. To dzięki nim udało się nie dopuścić do wysadzenia w powietrze przez obrońców pięciu mosulskich mostów na Tygrysie. W środę rano trzy z nich były już w rękach armii.

Kręgosłup ISIS

Przejęcie kontroli nad przeprawami przez rzekę zasadniczo zmienia układ sił wokół Mosulu, atakowanego z trzech stron naraz: od południa, od wschodu, czyli zza Tygrysu, oraz od zachodu. Dwumilionowe miasto zajęte przez tzw. Państwo Islamskie w czerwcu 2014 r. rozłożyło się szeroko po obu brzegach rzeki. Wschodnia, lewobrzeżna część odbita została już w styczniu. W połowie lutego siły rządowe przekroczyły Tygrys na południe od zachodniej, historycznej połowy miasta i szerokim zagonem okrążyły ją od zachodu. Zamiar był jasny: odciąć Mosul od syryjskiego zaplecza. Droga numer 1, łącząca Mosul z syryjską Rakką, drugą stolicą tzw. Państwa Islamskiego, to kręgosłup ISIS, jego przerwanie jest równoznaczne ze zgruchotaniem jawnych struktur władzy islamskich fanatyków. Nie panując nad tą drogą, mogą jedynie przejść do walki partyzanckiej. W niedzielę 12 marca, było już jasne, że wojska antyterrorystycznej koalicji od osiągnięcia tego celu dzielą już tylko chwile. – Jacyśkolwiek bojownicy ISIS pozostali w Mosulu zginą wszyscy, ponieważ właśnie wpadli w pułapkę – zapowiedział Brett McGurk, specjalny wysłannik prezydenta USA na irackim froncie. W kilka godzin później pierwsi żołnierze armii irackiej stanęli na asfalcie drogi numer 1.

W ten sposób Mosul, stolica Państwa Islamskiego, stał się wyspą odciętą od głównych sił ISIS. W tej otoczonej ze wszystkich stron twierdzy, na obszarze 40 km kw. skupiło się 5 tysięcy najbardziej doświadczonych, fanatycznych wojowników czarnego sztandaru Proroka. Wywiad koalicji donosi co prawda, że połowa z nich albo już została zabita, albo też odniosła eliminujące z walki rany. Jednak nawet te 2,5 tys. zdesperowanych bojowników, ukrywających się w wąskich i krętych uliczkach Starego Miasta stanowić będzie twardy orzech do zgryzienia dla sił rządowych.

Tym bardziej że obrońcy tkwią w najgęściej zaludnionych dzielnicach Mosulu. W pułapce znaleźli się także cywilni mieszkańcy. Władze ISIS zabroniły im, pod karą śmierci, przechodzenia na stronę oblegających, jednak ponad 100 tysiącom udało się jakoś wydobyć z kotła. Siły koalicji rozmieściły ich w obozach dla uchodźców, wzniesionych naprędce na obrzeżach miasta. Kolejne 100 tysięcy mieszkające w zachodnich dzielnicach już wyzwolono w trakcie zwycięskiego marszu w kierunku historycznego centrum. Jednak na terytorium obleganej wyspy pozostała jeszcze rzesza 600 tysięcy cywilów. Ich los związany jest teraz z losem miasta.

Tu narodził się kalifat

Do połowy marca Mosul, na szczęście, nie podzielił losu Aleppo. Los ludności cywilnej w oblężonym mieście zawsze jest dramatem, ale jak dotąd nie przybrał rozmiarów ociekającej krwią katastrofy humanitarnej. Miała na to wpływ również postawa lokalnych władz ISIS, które w chwili próby najwyraźniej zrezygnowały z ostrego kursu wobec własnych „obywateli". Nie stosowano „żywych tarcz", których najbardziej obawiali się koalicjanci, nie słychać też o przypadkach rozstrzeliwania cywilów za próbę ucieczki z miasta. 8 marca, na początku ofensywy skierowanej ku śródmieściu, islamscy radykałowie uwolnili więźniów zakładu karnego Badusz. Mury więzienia opuściły wtedy setki mieszkańców Mosulu aresztowanych za takie przestępstwa, jak palenie papierosów czy posiadanie telefonu komórkowego. Niedługo potem Badusz znalazło się w rękach armii.

Ta „miękka linia" władz, znanych z publicznego ścinania głów, biczowania kobiet na głównych placach miasta czy wyrzucania tysięcy ludzi z mieszkań, z dnia na dzień, pod gołe niebo pustyni, świadczy o tym, że funkcjonariusze ISIS się boją. Wiedzą, że przegrali. Przynajmniej w Mosulu.

Ale dopóki to się nie dokonało, możemy być jeszcze świadkami tragedii. Wojska rządowe podeszły pod najtrudniejszy do zdobycia odcinek frontu: Stare Miasto. Tutaj nie trzeba gonić ludzi pod kule, w gęsto zaludnionej dzielnicy „żywe tarcze" zaludniają każdy zdobywany krok po kroku dom. Stare Miasto jest nadto miejscem symbolicznym: to właśnie tutaj, w położonym w centralnym punkcie Starówki meczecie al-Nuri mułła Abu Bakr al-Baghdadi ogłosił się emirem Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu. Jednocześnie zadeklarował powołanie kalifatu, ponadnarodowego państwa wojującego islamu, które nawiązuje do teokracji powołanej jeszcze przez bezpośrednich następców Mahometa. „Słuchajcie mnie tak, jak ja słucham Boga!" – powiedział wtedy do wiernych zgromadzonych na piątkowym nabożeństwie. Al-Baghdadi, jak głoszą słuchy, wyjechał z Mosulu do Rakki tuż przed rozpoczęciem oblężenia, ale najwierniejsi z jego ludzi z pewnością będą bronić do końca meczetu-symbolu.

We wschodnim Mosulu całe dwa miesiące trwało oczyszczanie zdobytej już części miasta z niedobitków ISIS. Przez ten czas snajperzy kalifatu, dobrze ukryci w ruinach domów, skutecznie utrudniali tam życie wojskowym i cywilom. Przywrócenie pełnej kontroli bagdadzkiego rządu nad Starym Miastem i całym prawobrzeżnym Mosulem może potrwać znacznie dłużej.

Perła Asyrii

Na wschodnim brzegu Tygrysu, naprzeciwko Starego Miasta, lecz nieco dalej od brzegu rzeki, oczy przybywających tu podróżnych przez całe wieki zaskakiwał widok ciągnącej się równym rzędem, podwójnej linii pagórków i fos. Wyznaczany przez nią nieregularny czworobok jest olbrzymi – szeroki na dwa kilometry, długi na prawie pięć. Pagórki kryły mury starożytnej Niniwy, stolicy Asyrii, królewskiego miasta Tiglatpilezara, Sennacheryba, Asarhaddona i Asurbanipala, w swoim czasie największego i najwspanialszego miasta na świecie. Symbolu dokonań ludzkiej energii i rozumu, synonimu przepychu i zepsucia. Tutaj właśnie, jak głosi Biblia, posłał Bóg proroka Jonasza: „Wstań, idź do Niniwy – wielkiego miasta – i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze". Jonasz posłusznie nawoływał mieszkańców do pokuty i nawrócenia, ale gdy Bóg, poruszony ich skruchą, ulitował się nad miastem i odwrócił odeń karę, zgorszony prorok uznał, że jego Pan postępuje zbyt łagodnie. Jahwe tłumaczył mu cierpliwie, że jednak nie ma racji: „A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą [...], gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej?". Mówiąc bez metafory: nie odróżniają dobra od zła.

Z czasem jednak Niniwa nie uniknęła kary. W roku 612 przed Chrystusem zdobyły ją połączone wojska Medów, Persów i Babilończyków, które złupiły i zniszczyły miasto, starym zwyczajem dokonując rzezi ludności. Niniwa nigdy już potem nie podniosła się z upadku. Następca Jonasza, prorok Nahum, natrząsał się z jego poniżenia: „Wszystkie warownie twoje – to drzewa figowe, [...] stróże twoi jak szarańcza, a twoi urzędnicy jak mnóstwo koników polnych". Resztki wielkiego ongiś miasta wegetowały jeszcze przez długi czas. Gdy w 627 r. nowej ery dotarły tutaj zbrojne zastępy Arabów, zwycięzcy przenieśli ludność Niniwy na drugi brzeg Tygrysu, dając początek rozwojowi Mosulu. W ruinach żyły już odtąd tylko Nahumowe koniki polne, a także szakale.

Niepotrzebne, więc szkodliwe

Również dzisiaj Niniwa jest wielkim pustym placem, odgradzającym prawobrzeżny Mosul od nowych dzielnic na wschodzie. Mury miasta, pracowicie odtworzone przez rząd Iraku z pomocą UNESCO, zburzyli w styczniu 2015 r. hunwejbini tzw. Państwa Islamskiego. Dla ideologów ISIS, podobnie jak dla proroka Jonasza, wieże Niniwy były symbolem zgorszenia. Ale także czymś więcej. Niniwa to przecież znak wielkiej, trwającej tysiąclecia historii tej ziemi. Historii znaczonej podbojami, ale też echem potężnych głosów proroków kolejnych wiar i kultów. Niniwa, a także Mosul, to zworniki historii i kultury. Miejsce, gdzie od wieków stykały się trzy wielkie ludy: Persowie wraz z Kurdami, Arabowie i Turcy. Gdzie do dziś żyją obok siebie wyznawcy islamu (w jego dwóch wielkich odmianach: sunnickiej i szyickiej), chrześcijaństwa (kilka Kościołów), a także przedstawiciele egzotycznych dla nas wspólnot religijnych: jezydzi, alawici i mandejczycy. Cały ten kipiący ferment różnorodności jest czymś nie do zniesienia dla sunnickich fanatyków spod czarnego sztandaru. Dla nich wszyscy inaczej wierzący są heretykami, skazanymi na zagładę przez Boga – którego karzącym ramieniem są oczywiście oni sami.

A historia? Radykałowie z ISIS znają tylko dwie daty: rok pierwszy, wyznaczający czas ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny, oraz szósty dzień miesiąca ramadan roku 1425 (po naszemu 4 lipca 2014), w którym to dniu emir Al-Baghdadi ogłosił odrodzenie kalifatu. Cała reszta jest niepotrzebna, ponieważ nie ma jej w Koranie. A skoro niepotrzebna – twierdzą fundamentaliści – to szkodliwa.

Niniwa i Mosul to dwie wielkie księgi historii, ale też symbole zapomnienia. Kto dziś pamięta datę upadku stolicy Asyrii? Kto wie cokolwiek o wspaniałym zwycięstwie, jakie w 627 r. – na dziesięć lat przed przybyciem Arabów – odniósł tu bizantyjski cesarz Herakliusz nad perskim satrapą Chosroesem? Nad brzegami Tygrysu wznosiły się i upadały imperia, po których dzisiaj pozostał zaledwie ślad na kartach dziejów. Pod tym względem ludzka, ułomna natura jest potężnym sprzymierzeńcem islamskich fanatyków.

10 czerwca 2014 r., w dniu zdobycia Mosulu przez bojowników tzw. Państwa Islamskiego, nad miastem spuszczono grubą kurtynę niewiedzy. Dopiero dzisiaj, w miarę postępów oblężenia, odkrywamy kolejne fragmenty mozaiki wydarzeń minionych trzech lat. Także samo oblężenie dokonuje się przy zadziwiającym milczeniu światowych mediów. A przecież Mosul dziś, tak jak Berlin w 1945 r., to znak zwycięstwa cywilizacji nad barbarzyństwem. Jednak internet, prasa, radio i telewizja nie donoszą codziennie o postępach wojsk koalicji – jakby w obawie, że zło jeszcze odwróci swoją słabą kartę i posiądzie Mosul na nowo.

Artefakty na sprzedaż

W centralnej części ruin Niniwy stos gruzów wyznacza miejsce, w którym do 24 lipca 2014 r. stał meczet Jonasza. Biblijny prorok wspomniany jest także w Koranie, stąd jego grób otoczony jest czcią muzułmanów-szyitów, znienawidzonych przez sunnickich fanatyków. Ale miejsce to jest równie drogie mosulskim chrześcijanom. Ta ponadreligijna solidarność przypieczętowała los sanktuarium, wysadzonego w powietrze przez fundamentalistów z ISIS.

Historia, z którą tak konsekwentnie walczą funkcjonariusze tzw. Państwa Islamskiego, spłatała im jednak figla. Skoro tylko wschodni Mosul został od nich oswobodzony, do Niniwy zajechali archeolodzy. Grzebiąc w ruinach meczetu Jonasza odkryli fundamenty pałacu Asarhaddona. Gdyby nie zburzono sanktuarium, nie doszłoby do tego odkrycia. Archeolodzy się spodziewali, że znajdą tutaj pałac asyryjskiego króla, jednak niespodzianką było dla nich odnalezienie tunelu, świeżo wykopanego pod meczetem. W tunelu znaleziono asyryjskie rzeźby ze zdewastowanego przez radykałów Muzeum Narodowego. Czemu je tutaj ukryto? Zapewne po to, aby je korzystnie sprzedać. Nie od dzisiaj wiadomo, że ISIS, oficjalnie niszcząc obiekty „bezbożnej" sztuki, po cichu sprzedaje je bogatym kolekcjonerom, kupując za to broń. Tunel pod grobem Jonasza ożywił więc nadzieje na to, że dzieła uznane dzisiaj za bezpowrotnie zniszczone, z czasem odnajdą się w czyjejś prywatnej galerii.

Śmierć czcicielom diabła

Al-Nuri, główny meczet Mosulu, wizytówkę miasta i jednocześnie cel zacieśniającego się oblężenia, wieńczy dziś kopuła, właściwa wszystkim sunnickim sanktuariom Bliskiego Wschodu. Ale jeszcze w połowie ubiegłego wieku nad świątynią wznosił się charakterystyczny stożek – taki sam, jakie nad swoimi miejscami kultu stawiają jezydzi. Był czas, że Mosul stanowił ich główne miasto, a al-Nuri ich główną świątynię. Potem znowu zapanowali tutaj sunnici, choć meczet nadal przyciągał wyznawców różnych wiar. Także chrześcijan – zanim zbudowano tu meczet, stał tutaj kościół nestoriański.

Pamięci o tych czasach nie mogli zdzierżyć fanatycy ISIS. Tego samego dnia, w którym weszli do Mosulu, próbowali wysadzić w powietrze przylegający do świątyni tysiącletni minaret. Mieszkańcy zwą go al-Hadba, czyli Garbus, gdyż minaret pochyla się jak wieża w Pizie. Nie udało się im. Ludzie skrzyknęli się i otoczyli minaret żywym łańcuchem. Fundamentaliści odpuścili i Garbus ostatecznie ocalał.

Gorszy los przypadł w udziale samym jezydom. Gdy na początku marca wojska rządowe podeszły w okolice więzienia Badusz, odkryły na pustyni masowy grób 600 więźniów. 10 czerwca 2014 r., w dniu zdobycia Mosulu, siepacze ISIS wywieźli tutaj pensjonariuszy zakładu karnego. Na miejscu podzielili ich na dwie grupy: w jednej znaleźli się sunnici i chrześcijanie, w drugiej – jezydzi oraz szyici. Tych pierwszych puszczono wolno, tych drugich ustawiono nad naprędce wykopanym rowem i rozstrzelano.

Podobny los czekałby zapewne tych mosulskich jezydów, których udałoby się schwytać fanatykom tzw. Państwa Islamskiego – gdyby nie fakt, że jezydzi w liczbie 40 tysięcy już wcześniej przezornie opuścili miasto. Więźniowie uczynić tego nie mogli, więc zginęli. Radykałowie kalifatu uznają jezydów za czcicieli diabła, a więc żywą obrazę Boga. Litera Koranu, której pilnują fundamentaliści, nie pozwala takim chodzić po ziemi. Ludziom ISIS co prawda równie wstrętni są szyici, ich jednak jest w Mosulu za dużo. Trudno za jednym zamachem pozabijać jedną trzecią miasta. Jezydów było tutaj niewielu, więc doskonale nadawali się na ofiary.

Prawo koraniczne nakazuje oszczędzać kobiety i dzieci heretyków. Bierze się je w niewolę. 1200 jezydek, służących jako seksualne niewolnice dygnitarzom i oficerom tzw. Państwa Islamskiego, wywieziono z Mosulu, zanim jeszcze wojska rządowe zajęły drogę numer 1. Uprowadzone kobiety przebywają dziś w bliżej nieznanym miejscu syryjskiej części ISIS.

Chrześcijanie nie podzielili losu jezydów, gdyż według szariatu stanowią tolerowaną mniejszość. Mogą żyć pod warunkiem płacenia dżizji, specjalnego podatku od niewiernych. Jednak ISIS, w miesiąc po wejściu, z dnia na dzień wypędził wszystkich z miasta. Wygnano ich około 3 tysięcy, mały procent liczebności wspólnoty, która żyła w Mosulu, zanim zaczęły się prześladowania chrześcijan. Jeśli ktoś odważył się zostać, musiał przyjąć islam. Zaraz potem zniszczono większość spośród 45 mosulskich kościołów. Resztę zamieniono na meczety albo więzienia.

W jednym ze skonfiskowanych kościołów umieszczono posterunek Hisby, policji obyczajowej tzw. Państwa Islamskiego. W jego skład wchodził specjalny oddział policjantek-sadystek, które chodziły po bazarach i pilnowały stosownych strojów u kobiet. Jeśli któraś nie nosiła przepisowo długiej i czarnej sukni, lub, uchowaj Boże, odsłaniała twarz, policjantki gryzły ją po szyi i ramionach. Niektóre z nich sprawiły sobie nawet w tym celu stalowe szczęki. Wiemy o tym z relacji poszkodowanych, a także od samej szefowej oddziału, przyłapanej w styczniu we wschodnim Mosulu. Kobieta zarejestrowała się jako uchodźca, ale została zidentyfikowana.

Podobnie jak ofiary szwadronu sadystek, poraniony i pokąsany jest dzisiaj cały Mosul. Także przedstawiciele sunnickiej większości miasta, którzy przecież są normalnymi ludźmi i chcą od czasu do czasu zapalić papierosa. Również oni zapełniali więzienia ISIS. Zarówno jezydzi, jak i chrześcijanie zapewniają, że już tutaj nie wrócą. Co będzie jednak, gdy po zwycięstwie sił rządowych liczni w mieście szyici zapragną odwetu na sunnitach? Dzisiaj wy nas, jutro my was – taka jest przecież odwieczna praktyka Bliskiego Wschodu. Czy w Mosulu stanie się inaczej?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W nocy z poniedziałku na wtorek rzęsisty deszcz, oczekiwany tutaj od dawna, powstrzymał walczących na linii dawnych murów Starego Miasta. Ale względny spokój trwał tylko kilka godzin, po południu 14 marca ruszyła oblężnicza nawałnica. Siły Szybkiego Reagowania Antyterrorystycznego, elitarne jednostki armii irackiej, wsparte zaprawionymi w bojach z ISIS batalionami policyjnymi, wdarły się na wąskie uliczki historycznej dzielnicy Mosulu, bronione przez brodatych wojowników islamu.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów