Ani jego ojciec, Albert II, ani wuj Baldwin nie posunęliby się do takiego gestu. Zbyt świeża była pamięć kolaboracji belgijskich faszystów z nazistowskim okupantem. Ale król Filip uznał, że sytuacja jest bez wyjścia: albo podejmie próbę nawiązania dialogu z liderem flamandzkiej skrajnej prawicy, albo dalsze istnienie królestwa stanie pod znakiem zapytania. Do oddalonego o dwa kilometry od siedziby Komisji Europejskiej Pałacu Królewskiego został więc pod koniec ub.r. zaproszony Tom Van Grieken, charyzmatyczny 32-letni lider partii Vlaams Belang. Na równi z przywódcami „szanowanych" partii. Polityczny kordon sanitarny pękł.