Ale tato, jak ja się napatrzę, tak dobrze, i w nocy się przyśni, to jej tak nienawidzę, że strach" – tłumaczył młody Witia Pawlak ojcu swoje grzeszne zainteresowanie córką Kargula. Czasami mam wrażenie, że podobne zjawisko występuje na polskiej prawicy w stosunku do gejów i lesbijek. Nie tylko widzą ich wszędzie, ale też wszędzie ich szukają. Sama mam Netfliksa, ale gdyby nie poseł Bortniczuk, nawet bym nie wiedziała, że jest tam osobny dział poświęcony „lesbijkom et consortes", bo nigdy nie czułam potrzeby, żeby „wpisać w przeglądarkę". Zapewne tak jak większość abonentów, która w telewizji szuka dobrych filmów, a nie cudzych grzechów, na które będzie się można tak dobrze napatrzeć, żeby jeszcze mocniej nienawidzić.




Netflix, gdzie pan poseł znalazł „lesbijki et consortes", jest prywatną amerykańską platformą vod, którą każdy ogląda za własne pieniądze. Jeśli już mamy z troską pochylać się nad kulturotwórczą rolą telewizji, zacznijmy od tej docierającej do każdego domu, na którą zrzucamy się w naszych podatkach, i na którą poseł Bortniczuk ma realny wpływ. Jakie wzorce kulturowe promuje Telewizja Polska, kształtująca świadomość Polek i Polaków dużo bardziej niż jakakolwiek płatna stacja? Czego może nauczyć młodego widza telewizja, w której można być gwiazdą nawet po tym, jak się we własnej autobiografii chwaliło kupieniem 12-letniego dziecka? Zanim się wyruszy na krucjatę przeciwko Netfliksowi, trzeba umieć krytycznie spojrzeć na wzorce wciskane Polakom za ich własne 2 miliardy złotych rocznie w telewizji, nad którą się ma pełną kontrolę. A wcześniej zrozumieć, że wbrew temu, co zdaje się sądzić część polskiej prawicy, ani prawicowości, ani chrześcijaństwa nie mierzy się stosunkiem do gejów i lesbijek.

Polska młodzież jest coraz bardziej lewicowa, to fakt. Ale wcale nie dlatego, że się zaraża lewicowością od lesbijek z Netflixa. Dużo bardziej prawdopodobne jest to, że idzie na lewo, bo widzi, co jest na prawo.