Dla Bryana jakość zdjęć nie była jednak celem samym w sobie. Mówił: „kłopot z wieloma (...) fotografami polega na tym, że w swoim życiu i pracy nie mają żadnego silnego i podstawowego bodźca, któremu podporządkowane byłyby ich fotografie". On sam gromadził obrazy życia w obcych krajach, by „propagować lepsze zrozumienie między rasami", co czynił m.in. podczas niezliczonych prelekcji, z którymi objeżdżał Stany Zjednoczone. Z jego opowieści wynika, że „towarzysze w Związku Sowieckim mimo wszystko są ludźmi" (1934 r., „The Wall Street Journal").