Tydzień w Monachium zaczął się od optymistycznych wieści. W poniedziałek Robert Lewandowski pojawił się w ośrodku treningowym przy Saebener Strasse, by po raz pierwszy od czasu kontuzji kolana wziąć udział w zajęciach biegowych. Jeszcze przed pierwszym meczem z Paris Saint-Germain kapitan reprezentacji Polski rozwiał nadzieje kibiców, że zdąży na rewanż, ale rehabilitacja przebiega pomyślnie i wszystko wskazuje, że byłby gotowy na półfinał Champions League (pierwsze spotkanie 27 lub 28 kwietnia). Tyle że najpierw Bayern musi odrobić straty i awansować. W Monachium przegrał 2:3.
To najtrudniejsze zadanie, przed jakim stają Bawarczycy w tym sezonie, być może najtrudniejsze za kadencji Hansiego Flicka. Nie wystarczy wygrać w Paryżu, trzeba jeszcze strzelić przynajmniej dwa gole. Awans da zwycięstwo 2:0, 3:1 lub wyższe niż 3:2 różnicą jednej bramki (np. 4:3).
W trzech meczach bez Lewandowskiego Bayern uzbierał ledwie cztery trafienia. W miniony weekend zremisował u siebie z Unionem Berlin (1:1), ale trzeba pamiętać, że nie grał w optymalnym składzie, oszczędzał siły na PSG, a przewaga nad RB Lipsk (wciąż pięć punktów) pozwala mu finiszować na niższym biegu.
Trwają dyskusje, jak ten dorobek wyglądałby, gdyby polski as był zdrowy. Biorąc pod uwagę liczbę sytuacji, jaką stwarzają sobie Bawarczycy, można zakładać, że byłby bardziej okazały. Ale twierdzenie, że z Lewandowskim na pewno udałoby się pokonać PSG, jest nieuzasadnione.
W Monachium wielki wieczór w paryskiej bramce miał Keylor Navas, czego nie da się powiedzieć o Manuelu Neuerze i jego kolegach z obrony. Grając przeciw Neymarowi i Kylianowi Mbappe, nie można popełniać takich błędów.