Nie był to dobry rok dla nas, obywateli, którzy załatwiali swoje sprawy przed sądem. Gdyby długość procesów przedstawić na wykresie, wynikałoby z niego, że od dekady nieustannie pnie się ona w górę, mimo zapowiedzi i złotych reformatorskich pomysłów na poprawę. W 2018 r. ten trend tylko się umocnił. I dotyczy w zasadzie wszystkich kategorii spraw, może poza pracowniczymi, ale to nie zasługa lepszej organizacji sądów, lecz mniejszego barbarzyństwa na rynku pracy i lepszej koniunktury.
Czytaj także: Podsumowanie roku w polskim sądownictwie
Dla obywateli w 2018 r. zdarzyło się niewiele. Ruszyło losowanie spraw. Może dało to poczucie większej transparentności, ale procesów nie przyspieszyło. Podobnie jak wszystkie ruchy związane z wymianą kadry zarządzającej czy ograniczeniem stanowisk funkcyjnych.
Zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego znaczące propozycje zmian w procedurze cywilnej i karnej pojawiły się dopiero przed świętami, chociaż mówiło się o nich od miesięcy. Tylko marketingowym hasłem pozostaje natomiast wprowadzenie sędziów pokoju czy zmiana struktury sądów, co przecież jeszcze rok temu zapowiadano.
Z tego wniosek, że racjonalne reformy przegrywają z doraźną polityką i sporem o praworządność oraz z sędziowskimi elitami. Nie ma natomiast – oprócz zapowiedzi w wywiadach i na konferencjach prasowych – rzeczywistej woli przeforsowania systemowych zmian, które doprowadziłyby do poprawy działania wymiaru sprawiedliwości.