Niezależność szefa prokuratury to mit

Prokuraturę czekają wkrótce gorące miesiące. Nie wiadomo, kto zostanie jej szefem, jak będzie wyglądała niezależność prokuratorów. O problemach, z jakimi będzie musiała się zmierzyć, w rozmowie z Agatą Łukaszewicz mówi prokurator, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.

Aktualizacja: 21.12.2015 14:27 Publikacja: 21.12.2015 09:10

Niezależność szefa prokuratury to mit

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Rz: Po sześciu latach kierowania prokuraturą przez niepolityka nadszedł czas na zmianę. Wkrótce to minister sprawiedliwości ma stanąć na czele prokuratury. Jest pan jej przeciwnikiem czy zwolennikiem? A może jest to bez znaczenia?

Jacek Skała: To prawda, polityka powinna być jak najdalej od śledztw. Niektóre z nich jednak toczą się na styku z polityką. Wówczas pojawia się problem ewentualnych nacisków. Dlatego tak istotne są określone w ustawie gwarancje niezależności prokuratora prowadzącego postępowanie. Mam tu na myśli zakaz dowolnego odbierania śledztw prowadzącym je od początku prokuratorom i zakaz dowolnego przenoszenia postępowań do innych jednostek, w których miałyby one potoczyć się zgodnie z czyimiś oczekiwaniami. Takie przypadki miały miejsce i pod rządami pierwszego, teoretycznie niezależnego prokuratora generalnego, i pod rządami ministrów sprawiedliwości z różnych opcji politycznych. Przypominam sobie sprawę sprzed kilku miesięcy, dotyczącą bezprawnego posiadania broni przez ministra sprawiedliwości. Z doniesień medialnych wynika, że prokurator, który ją prowadził, wydał postanowienia o przeszukaniu mieszkania i kancelarii tego polityka. Na drugi dzień stracił postępowanie, które zmierzało w kierunku zarzutów. Gdy dziennikarze jednej ze stacji telewizyjnej pytali dlaczego, dowiedzieli się, że z przepracowania. Pamiętam sprawę zarzutów wobec jednego z wiceministrów finansów. Prokuratorowi, który je postawił, zresztą niezgodnie z przepisami, uchylono postanowienie o przedstawieniu zarzutów. To wszystko miało miejsce pod rządami niezależnego prokuratora generalnego. Przypominam sobie sprawę dziennikarzy czołowej gazety codziennej. Kolega, który postawił te zarzuty, stracił sprawę. W żadnej z tych spraw nie było mowy o rażącej i oczywistej obrazie przepisów prawa przez prokuratora.

Lepiej było pracować pod niezależnym prokuratorem generalnym czy pod ministrem sprawiedliwości?

Pod kierownictwem ministrów sprawiedliwości prokuratorzy pracowali przez ponad 20 lat wolnej Polski i pracują w większości państw europejskich. To jest kwestia modelu prokuratury, a wybór tego modelu nie należy do środowiska prokuratorskiego. Niewątpliwie kluczową sprawą jest teraz postawa środowiska prokuratorskiego wobec postulatu połączenia urzędów. Czekam na stanowisko pierwszego prokuratora generalnego w tej sprawie i Krajowej Rady Prokuratury. Trudno wyobrazić sobie sytuację, aby prokuratorzy liniowi stawali w obronie Prokuratury Generalnej, gdy ta milczy. Obawiam się, że jest to związane z chęcią miękkiego lądowania w nowej rzeczywistości. I gdzie tu mamy niezależność? W kwestii połączenia z pewnością zajmiemy stanowisko i weźmiemy pod uwagę głosy szeregowych prokuratorów, którzy w tej chwili nie chcą umierać za prokuraturę generalną, bo ta przez całą kadencję dbała tylko o siebie samą i sama w spawie własnej likwidacji nie zabiera głosu.

MS ma w planach rezygnację z kadencyjności stanowisk funkcyjnych. Tymczasem takie pewne cztery lata szefowania konkretnej jednostce prokuratury dawały prokuratorowi poczucie niezależności. Możliwość wymiany szefów niemal wszystkich jednostek prokuratury dobrze jej zrobi?

Obserwowałem to z bliska. Niezależność szefa jednostki to mit. Szef jednostki nie potrzebuje gwarancji niezależności w postaci kadencyjności. Dlaczego? Bo nie prowadzi spraw. Szef jednostki i jego zastępcy to w głównej mierze nadzorcy, którzy skupiają się na sprawozdawczości i statystyce. Dlatego tak istotne jest wprowadzenie modelu zbliżonego do sądów, gdzie prezesi i przewodniczący wydziałów orzekają. Gdyby tak samo było w prokuraturze, można by rozmawiać o sensie kadencyjności. Dziś kadencyjność doprowadziła do tego, że wykształciła się swoista rezerwa kadrowa prokuratorów mających dożywotni immunitet na nieprowadzenie spraw i występowania w sądzie. Wymieniają się tylko kadencyjnymi stanowiskami. My jako związek popieraliśmy kadencyjność, ale w połączeniu z konkursami na takie stanowiska, co pozwoliłoby ubiegać się o nie osobom mającym rzeczywiste kwalifikacje i predyspozycje charakterologiczne. W takiej postaci jak obecnie kadencyjność nie ma sensu. Przykłady Amber Gold czy swastyki na murze jednej z białostockich kamienic pokazują, że i tak można odwołać z takiego stanowiska, gdy się tylko chce. Nie będę dywagował, czy wymiana prawie 1000 funkcyjnych dobrze zrobi prokuraturze. Receptą na pobudzenie intelektualne w prokuraturze jest wprowadzanie takich mechanizmów, które niektórych pozbawia pewności, że już nigdy nie napiszą aktu oskarżenia, nie pójdą do sądu i nie pojadą do lasu na oględziny zwłok.

W programie wyborczym PiS, a teraz wszystko wskazuje na to, że i w projekcie połączenia funkcji MS, zaostrzone mają zostać zasady odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratorów. Trudniej będzie o przedawnienie deliktu. Zaostrzenie jest uzasadnione? Jak będzie projekt w tej kwestii, to się odniesiemy. Jesteśmy w końcu zawodem prawniczym w służbie państwu. W mojej ocenie należy zachować sądy dyscyplinarne, a być może zastanowić się, czy ich drugą instancją dla wszystkich zawodów prawniczych nie powinien być sąd powszechny. Jestem też zwolennikiem jawności dyscyplinarek. Wielu z nich nie byłoby, gdyby były jawne. Sądownictwo dyscyplinarne powinno zostać usprawnione organizacyjnie, tak aby sądy mogły orzekać nie tylko w Warszawie. Sędziowie powinni otrzymywać dodatki, bo wykonują dotąd społecznie ciężką pracę. Nie podzielam poglądu, że sądy dyscyplinarne są zbyt łagodne. Powiedziałbym, że są wręcz bezwzględne, jeśli prokurator popełni przestępstwo. Terminy przedawnienia były już wydłużone w latach 2005–2007. Trzeba policzyć, ile po tym okresie spraw uległo przedawnieniu i co to za sprawy. Jeśli można policzyć je na palcach jednej ręki, to nie widzę przesłanek do wydłużenia. Jeśli to jest np. kilkanaście procent, to można rozpocząć dyskusję.

Podobno szykuje się duża reforma najwyższego szczebla prokuratury, czyli prokuratur apelacyjnych... Tymczasem chyba największych zmian wymaga szczebel najniższy, czyli prokuratury rejonowe?

Prokuratury apelacyjne potrzebują reformy, a prokuratury rejonowe – pomocy. To tam na dole prowadzi się 99 proc. spraw. Przy nowej, kontradyktoryjnej procedurze karnej brakuje rąk do pracy. Są fatalne warunki, bo większość inwestycji szło w apelacje, a czasem w okręgi. Nasze komputery nadają się do muzeum. Owszem, kupiono ostatnio nowy sprzęt, ale gdzie trafił? Do apelacji i okręgów, a nie tam, gdzie koncentruje się większość aktywności całej instytucji. Rejony i wydziały liniowe okręgów potrzebują w tej chwili największego wsparcia kadrowego i sprzętowego. Co do apelacji wypowiadaliśmy się wielokrotnie. Nie jest zdrowa sytuacja, w której tylko jedna trzecia prokuratorów z tego szczebla prowadzi sprawy.

Wstępne dane PG pokazują, że prokuratura nie najlepiej poradziła sobie z nowym procesem karnym, który obowiązuje od lipca 2015 r. To zresztą jeden z powodów, dla których Zbigniew Ziobro chce się wycofać z reformy. Tylko prokuratorzy go za to chwalą...

To nie prokuratura sobie nie poradziła, tylko państwo. Trzeba w końcu zrozumieć, że w dyskusji o k.p.k. nie kierujemy się własnym interesem, tylko dobrem ofiary przestępstwa. To jest sprawa w tej chwili najważniejsza. Nie polityka, tylko narzędzie, na którym pracują prokuratorzy, czyli procedura karna. W ostatnich latach nastąpił gwałtowny rozrost mechanizmów gwarancyjnych korzystnych tak na dobrą sprawę dla świata przestępczego. Nowela lipcowa do k.p.k. zastąpiła sprawiedliwość materialną opartą na zasadzie prawdy obiektywnej sprawiedliwością formalną, która sprowadza się do nieczytelnej dla społeczeństwa, skomplikowanej gry procesowej stron. Do tego nastąpiła totalna biurokratyzacja procesu. Skala wymogów formalnych dla aktu oskarżenia jest tak duża, że nie sposób jej sprostać. Efekty są takie, że mamy paraliż na odcinku oskarżania. Jeden z moich kolegów sędziów przywitał mnie ostatnio słowami – panie prokuratorze, kapitalna procedura, jestem zadowolony. Przed 1 lipca miałem miesięcznie osiem spraw „k", a teraz dostaję jedną–dwie. Oczywiście żartował, bo wiedział, że jest paraliż. Prawdziwy nastąpi, gdy ruszą na dobre procesy na nowych zasadach – i do tego nie można dopuścić. Trzeba natychmiast przywrócić tryby uproszczone, bo utkniemy w sądach na sprawach rangi np. o zniszczenie płotu. Z tego będą się cieszyć naprawdę groźni przestępcy. Nowy proces jest dłuższy, droższy i korzystny dla dobrze sytuowanych. Trzeba zrobić szybką korektę, a potem usiąść do prac nad nowoczesnym k.p.k. w miejsce ustawy z 1997 r. ponad 100 razy nowelizowanej. To taka połatana toga, którą trzeba zastąpić nową. Poprzednicy nie podjęli się tego wezwania. Zmienili jeden z etapów procesu i pozostawili państwo nieprzygotowane do sprawnego funkcjonowania w nowych warunkach.

Udało się panu od lipca pójść choć na jedną sprawę, w której pisał pan akt oskarżenia?

Nie. Wysłałem do października tego roku trochę wniosków w trybie art. 335 (dobrowolne poddanie się karze). Podobnie większość moich kolegów. Dawniej napisanie przeciętnego aktu oskarżenia zajmowało kilka godzin, teraz, wziąwszy pod uwagę dzielenie akt na zbiory, trwa to dwa dni przy prostej sprawie.

Prokuratorzy czują się niezależni? Są dziś niezależni?

Prokuratorzy chcą przede wszystkim normalnie pracować. W spokoju i dobrych warunkach. Chcą być w pierwszej kolejności niezależni od sprawozdawczości i cyklów statystycznych oraz wszechobecnej biurokracji. Chcą sprawnej organizacji pracy asystentów, nowoczesnego sprzętu. Niezależność to indywidualna cecha charakteru. Uważam, że są warunki formalne do bycia niezależnym, tylko nie każdy chce z tego korzystać. Często niezależni dostają po głowie. Inni to widzą i zastanawiają się, czy się opłaca. Co tak naprawdę oznacza niezależność? W mojej ocenie niezależność to prawo do tego, aby twoją decyzję ocenił niezawisły sędzia. Dopiero po tej ocenie należy wyciągać wnioski, czy ktoś jest dobrym prokuratorem czy nie. Wielu z nas nie doczekało takiej oceny, bo zabrano im sprawy, które dotyczyły osób ze świecznika. Będziemy niezależni, jeśli takie ryzyko nie będzie nam towarzyszyć. Ja bym oczekiwał, czy to od ministra sprawiedliwości, czy to od prokuratora generalnego, aby w sytuacjach nagonki na decyzję prokuratora stawali na konferencji prasowej, mówiąc, że teraz tę decyzję oceni sąd. Jeśli ocena będzie negatywna, prokurator poniesie odpowiedzialność. Dopiero przy takim modelu niezależność stanie się faktem, a nie jak dotąd w wielu sytuacjach mitem.

Rz: Po sześciu latach kierowania prokuraturą przez niepolityka nadszedł czas na zmianę. Wkrótce to minister sprawiedliwości ma stanąć na czele prokuratury. Jest pan jej przeciwnikiem czy zwolennikiem? A może jest to bez znaczenia?

Jacek Skała: To prawda, polityka powinna być jak najdalej od śledztw. Niektóre z nich jednak toczą się na styku z polityką. Wówczas pojawia się problem ewentualnych nacisków. Dlatego tak istotne są określone w ustawie gwarancje niezależności prokuratora prowadzącego postępowanie. Mam tu na myśli zakaz dowolnego odbierania śledztw prowadzącym je od początku prokuratorom i zakaz dowolnego przenoszenia postępowań do innych jednostek, w których miałyby one potoczyć się zgodnie z czyimiś oczekiwaniami. Takie przypadki miały miejsce i pod rządami pierwszego, teoretycznie niezależnego prokuratora generalnego, i pod rządami ministrów sprawiedliwości z różnych opcji politycznych. Przypominam sobie sprawę sprzed kilku miesięcy, dotyczącą bezprawnego posiadania broni przez ministra sprawiedliwości. Z doniesień medialnych wynika, że prokurator, który ją prowadził, wydał postanowienia o przeszukaniu mieszkania i kancelarii tego polityka. Na drugi dzień stracił postępowanie, które zmierzało w kierunku zarzutów. Gdy dziennikarze jednej ze stacji telewizyjnej pytali dlaczego, dowiedzieli się, że z przepracowania. Pamiętam sprawę zarzutów wobec jednego z wiceministrów finansów. Prokuratorowi, który je postawił, zresztą niezgodnie z przepisami, uchylono postanowienie o przedstawieniu zarzutów. To wszystko miało miejsce pod rządami niezależnego prokuratora generalnego. Przypominam sobie sprawę dziennikarzy czołowej gazety codziennej. Kolega, który postawił te zarzuty, stracił sprawę. W żadnej z tych spraw nie było mowy o rażącej i oczywistej obrazie przepisów prawa przez prokuratora.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?