Na billboardach w różnych miastach Polski, w mediach społecznościowych i innych kanałach reklamowych amatorów białego szaleństwa kusi gruntownie zmodernizowana stacja narciarska w Szczyrku. Jeśli wierzyć marketingowym obietnicom, dorobiliśmy się wreszcie miejsca zimowego wypoczynku na przyzwoitym, europejskim poziomie. I wypadałoby się z tego tylko cieszyć, gdyby nie to, że już niebawem dojazd do tego ośrodka będzie drogą przez mękę. Choćby dlatego, że rozpocznie się przebudowa drogi wiodącej z Ustronia do Wisły i dalej do Szczyrku. Inwestycja zapowiadana od lat, której nie dało się skoordynować z rozbudową stacji narciarskiej.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że nie jest obowiązkiem państwowego inwestora patrzeć na to, co robią prywatni inwestorzy. I będzie miał rację. Z drugiej jednak strony tego typu projekty dla wielu regionów oznaczają gospodarcze być albo nie być i próba koordynacji prac realizowanych przez różnych inwestorów powinna być w interesie samorządów, bo zyskują na niej wszyscy. Oczywiście nie mają one magicznych mocy, by np. przyspieszyć działania, za które odpowiadają instytucje centralne (remonty i rozbudowa dróg czy linii kolejowych), ale – tu być może będę nieco naiwny – mogą uświadamiać zainteresowanym stronom, że we wspólnym interesie leży współpraca.

Potencjał turystyczny Polski jest ogromny. W wielu wypadkach jednak nie może być w pełni wykorzystany, bo inwestorów zniechęcają właśnie problemy z infrastrukturą. Nie zawsze jest to kwestia potężnych projektów, nie wszędzie niezbędna jest dwupasmówka, wystarczyłaby poprawa istniejącej infrastruktury, na co jednak samorządów nie stać albo też nie do nich należą odcinki dróg, które trzeba zmodernizować. Przykład Szczyrku jest tu podręcznikowy – z jednej strony chcemy, by Polacy zimą chętniej niż dotąd szusowali w kraju, udaje się ściągnąć inwestora, dokonać jakościowych zmian, z drugiej – pod względem infrastruktury komunikacyjnej – projekt znalazł się w próżni. Takich sytuacji można wskazać więcej.

Dlatego – zamiast narzekać, że Polacy znów ruszyli w Alpy – postarajmy się, żeby w te polskie góry czy w atrakcyjne regiony nadmorskie dało się normalnie dojechać, a nie przelecieć nad nimi w drodze do krajów, gdzie z podobnymi problemami sobie poradzili.