Widać to po pierwszym etapie programu pracowniczych planów kapitałowych. Zakończył się nabór w grupie największych przedsiębiorstw. Według wstępnych szacunków kancelarii prawnych oraz Instytutu Emerytalnego udział w nim zadeklarowało od 35 do 42 proc. pracowników. Po cichu mówi się o wyniku zbliżonym do pierwszej liczby.
Według wcześniejszych optymistycznych oficjalnych zapowiedzi powinno to być nawet dwa razy więcej. Jako dobry wynik określano „każdy powyżej 50 proc.". Pieniądze z PPK, liczone w miliardach, miały trafić na warszawską giełdę, sfinansować rozwój i inwestycje, być impulsem dla gospodarki itd. Jak na razie nic z tego nie będzie.
Problemem nie są PPK same w sobie. To projekt całkiem dobrze pomyślany. Nie funkcjonuje on jednak w próżni. To jedno z wielu działań państwa. Obywatel ocenia je na tle pozostałych. Jeśli państwu nie ufa, to nie zapała nagle entuzjazmem do pojedynczego programu.
To wina przede wszystkim polityków, i to wszystkich bez wyjątku opcji rządzących w ostatnich latach. Niesłowność i traktowanie obywateli jak naiwnych dzieci doprowadziły do tego, że państwu się nie ufa. I nie pomoże tu dzielenie na „osiem minionych lat" czy „ostatnie cztery lata". Zawiedli wszyscy.
Najpierw ludzie odczuli zawód w związku z OFE. Według solennych obietnic miały być to konkretne oszczędności konkretnych ludzi. OFE jednak rozmontowano i wsypano środki do bezimiennego worka z napisem „ZUS". Rządzący nie dopuszczali myśli, że rządzeni to zapamiętają. A jednak! Widać to wyraźnie w wynikach sondy, jaką Pracodawcy RP przeprowadzili tuż przed startem PPK. Aż 77,7 proc. ankietowanych zadeklarowało wtedy brak zaufania do tego programu. A na pytanie o udział w OFE twierdząco odpowiedziało... 76,9 proc. Co tu jeszcze dodać?