Zewsząd słyszę o zamachu na Trybunał Konstytucyjny. W darciu szat przoduje opozycja (dla przypomnienia – teraz to PO), która pierwsza dokonała skoku na Trybunał.
Bo nie byłoby dzisiejszej afery, gdyby nie zmiana ustawy o TK, złożona w Sejmie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, która weszła w życie 30 sierpnia. Pomysły PO były zaiste bombowe – pod płaszczykiem „przyspieszenia postępowania" zamierzano zdegradować pozycję Trybunału i jego sędziów. Regułą miała się stać rozprawa niejawna, a sędzią mógłby zostać byle magister. Przy okazji zamierzano wyciąć z postępowania przed TK prokuratora generalnego i zablokować gremia prawnicze, które chciały zgłaszać kandydatów na sędziów.
No i rzecz najistotniejsza, łamiąca wszelkie standardy – Platforma zapewniła sobie możliwość wymiany pięciu sędziów TK, mimo że kadencja dwojga z nich miała upłynąć dopiero w grudniu, czyli w czasie pracy nowego już parlamentu.
Ta nowelizacja niewątpliwie była zamachem na Trybunał – po fali protestów (opozycja, media, prawnicy) udało się tę bombę w dużej mierze rozbroić. Na stanowiskach pozostało jednak pięciu już powołanych sędziów. Na protesty posła Wojciecha Szaramy z PiS szef sejmowej podkomisji Robert Kropiwnicki z PO odpowiadał wówczas: „Proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy". Stołków w Trybunale, rzecz jasna.
Najwyraźniej jednak nie wystarczyło, bo PiS po dojściu do władzy natychmiast ogłosił, że zmienia ustawę o TK.