Wojciech Warski: Obudźcie rozum, bo wstają demony

Karygodne jest przerzucanie kosztów braku przygotowań do walki z pandemią na przedsiębiorców. Oni nie zastrajkują jak górnicy lub kobiety, ale po prostu padną.

Publikacja: 02.11.2020 21:00

Wojciech Warski: Obudźcie rozum, bo wstają demony

Foto: Adobe Stock

Zaklęcia o dobrym stanie gospodarki, płytkiej recesji i szybkim odbijaniu w górę dziwnie brzmią w uszach dziesiątek tysięcy właścicieli firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Patrzą oni na sytuację gospodarczą nie z perspektywy chełpiących się dobrymi wynikami Orlenów i KGHM-ów, ale swoich niewielkich biznesów, którymi nasza gospodarka stoi.

Niektórzy z nich przeżywają szczęśliwie pandemiczny boom biznesowy, lecz bardzo wielu dostawców usług, kooperantów przemysłu, handlu nie ma już kasy na podtrzymywanie przy życiu biznesów pracujących na pół gwizdka lub mniej. Brak zamówień i opóźnianie kontraktów jest zmorą, która je dusi.

Jedna trzecia małych na skraju plajty

Należy wierzyć szefowi PFR, że wzrosła liczba firm z ponad trzymiesięcznym buforem finansowym. Z pewnością nie dotyczy to jednak firm małych, do 50 zatrudnionych, których około jedna trzecia jest na skraju wypłacalności. Zły stan tych firm nie wynika z ich anachroniczności, choć oczywiście zdarzają się też firmy zombi, jak widzą to nawet niektórzy przedstawiciele organizacji pracodawców.

Rozdrobnienie i konieczność konsolidacji to jedno, ale stan zawałowy wielu przedsięwzięć sektora MŚP to drugie. Wynika on wprost z decyzji rządowych o zamykaniu lub ograniczaniu działalności gospodarczej. Łatwo jest zza biurka skazać na zagładę rzekomo nieefektywne firmy, ale kto i w jakim czasie je zastąpi, kiedy pandemia ustąpi i znów trzeba będzie budować polskie PKB?

W sytuacji, gdy stan klęski żywiołowej nie został ogłoszony na wiosnę (bo wybory), ani nie jest obecnie ogłaszany, to państwo odpowiada wprost wobec przedsiębiorców za bezpośrednie skutki swoich decyzji o ograniczaniu możliwości działania. Przy tym nikt rozsądny nie kwestionuje konieczności ograniczeń, nawet tych krytycznych, ale pod warunkiem, że nie są działaniami ad hoc, panicznymi reakcjami na eksplozję zachorowań, którą rządzący sami bezmyślnie prowokowali.

Jak ograniczać straty i podtrzymać działalność gospodarczą? Wbrew inercji rządu jest tu sporo do zrobienia od zaraz. I to wcale nie drogą mnożenia arbitralnych zapomóg (bo o realnym wsparciu finansowym rząd nie mówi), lecz drogą porządkowania stanu prawnego, daleko idących ulg fiskalnych i rozumnego wdrożenia covidowej polityki zamówień publicznych.

Na szczęście nie sprawdzają się wiosenne prognozy szybkiego wzrostu bezrobocia. Exodus pracowników ukraińskich, którzy zwolnili szereg miejsc pracy, oraz warunki wsparcia z tarczy finansowej powodują, że podaż pracowników znajduje na bieżąco alokację na rynku.

Nie oznacza to jednak, że są to procesy bezproblemowe: jedni pracodawcy zatrudniają, ale inni nie mogą w sytuacji kryzysowej elastycznie zwalniać. Na przeszkodzie stoją przepisy prawa pracy z innej epoki.

Rząd przespał szansę na jakąkolwiek racjonalizację tych przepisów. W poprzedniej kadencji nie zdecydował się na wdrożenie nowego projektu prawa pracy, opracowanego w Radzie Dialogu Społecznego, a obecnie nawet nie próbował – z oczywistych powodów przedwyborczych – wdrożyć jakichkolwiek zmian w zakresie uprawnień pracowniczych, które przy zachowaniu bezpieczeństwa socjalnego ułatwiałyby firmom dostosowanie stanu zatrudnienia do stanu zamówień.

Dopłaty „postojowego" są w oczywisty sposób nieadekwatne, gdy mówimy o długotrwałej redukcji stanu załóg. W tej chwili jest ostatni moment, by wdrożyć inne rozwiązania.

Stan epidemii powoduje dezorganizację pracy w firmach i – co gorsza – wyraźne pogorszenie nastrojów. A „gdy rozum zasypia, budzą się demony". Tak, jak zdarzają się źli pracodawcy, tym częściej zdarzają się roszczeniowi, nieuczciwi pracownicy.

Nieokreślony stan prawny odnośnie uprawnień pracodawcy w wymuszaniu stosowania środków ochrony, brak uprawnień do nakazania pracy zdalnej w stanie kwarantanny, nadużycia wynikające z łatwości uzyskania zwolnienia lekarskiego są problemami, z którymi zderzają się dziś masowo pracodawcy, a których nikt nie podnosi, mimo że środki zaradcze są proste i oczywiste. Nie zajmuje się żadnymi rozwiązaniami nadzwyczajnymi Rada Dialogu Społecznego, a dział „praca" podróżuje między ministerstwami i chwilowo wydaje się być bezpański.

Chaos zakazów w ostatniej chwili

Warto też przypomnieć rządzącym, że kanonem rozumnego gospodarowania jest przewidywalność i planowanie. Można rozumieć, że vacatio legis określonych rozwiązań musi być krótsze niż w normalnych czasach, ale nic nie usprawiedliwia chaotycznych zakazów z dnia na dzień, które mają istotny wpływ na działalność firm, teatrów, gastronomii.

Nawet w warunkach epidemii dla przyjmowanych regulacji trzeba przeprowadzać ocenę skutków regulacji – nie tylko dla budżetu i państwa, ale też dla podmiotów gospodarczych. Tego nie ma, są natomiast straty firm.

Znaczenie polityczne sektora MŚP jest wielokrotnie mniejsze niż np. emerytów, więc tym bardziej karygodne jest przerzucanie kosztów braku stosownych przygotowań na przedsiębiorców. Oni wprawdzie nie zastrajkują jak górnicy lub kobiety, oni po prostu padną. Jak będzie wyglądać Polska, gdy po pandemii inne już firmy znów będą musiały zaczynać od zera?

Są też rozwiązania, które miałyby walor praktyczny w stanie epidemii. Co realnie dzieje się w Sejmie z senacką ustawą o zawieszeniu ograniczeń handlu w niedzielę? Co z przesunięciem wprowadzania PPK, co z rezygnacją z nowych schematów JPK, które wymuszają kosztowne zmiany w oprogramowaniach księgowych firm? Co z przyspieszeniem zwrotów VAT? Nie może być tak, że dobre pomysły są zamrażane tylko dlatego, że ich autorem jest opozycja.

Co z produktywnością inwestycji publicznych

Kolejny element wpływu na sytuację to inwestycje publiczne. Słusznie twierdzą przedstawiciele rządu, że to one winne być kołem zamachowym odbudowy gospodarki. To jest danie zatrudnienia firmom, dla których brakuje zleceń na rynku prywatnym. Oczywistym dla każdego ekonomisty jest fakt, że przyszła produktywność i przydatność dla gospodarki obecnie podejmowanych projektów winna być wskaźnikiem, które z nich faktycznie finansować. Nie widać, by taki przegląd zadań dla podmiotów publicznych i spółek Skarbu Państwa w skali kraju był prowadzony.

Wręcz odwrotnie – królują schematy myślenia, które z powodów głównie propagandowych każą rządzącym brnąć w przedsięwzięcia o wątpliwej produktywności po pandemii. Czy ktokolwiek analizował na serio sens ekonomiczny inwestycji CPK w porównaniu z przykładowo elektrownią jądrową? Czy zastanawiano się nad alternatywami, również w komponencie kolejowym?

Środki publiczne potrzebne będą również na wiele mniej spektakularnych przedsięwzięć lokalnych, na modernizacje usług publicznych i infrastruktury krytycznej. Na wszystko NBP kasy nie wydrukuje i nie każdy projekt znajdzie finansowanie zewnętrzne.

Dr Wojciech Warski jest przedsiębiorcą, ekspertem Team Europe, w latach 2011–2019 był wiceprzewodniczącym Rady Dialogu Społecznego i wiceprezesem BCC

Zaklęcia o dobrym stanie gospodarki, płytkiej recesji i szybkim odbijaniu w górę dziwnie brzmią w uszach dziesiątek tysięcy właścicieli firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Patrzą oni na sytuację gospodarczą nie z perspektywy chełpiących się dobrymi wynikami Orlenów i KGHM-ów, ale swoich niewielkich biznesów, którymi nasza gospodarka stoi.

Niektórzy z nich przeżywają szczęśliwie pandemiczny boom biznesowy, lecz bardzo wielu dostawców usług, kooperantów przemysłu, handlu nie ma już kasy na podtrzymywanie przy życiu biznesów pracujących na pół gwizdka lub mniej. Brak zamówień i opóźnianie kontraktów jest zmorą, która je dusi.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację