Wojciech Tumidalski: Najpierw ratować, potem kontrolować

Gdy przed nami znów staje wizja całkowitego lockdownu, ratowanie biznesu powinno być ważniejsze od sprawdzania, jak wydano publiczne pieniądze.

Publikacja: 27.10.2020 19:01

Wojciech Tumidalski: Najpierw ratować, potem kontrolować

Foto: Adobe Stock

Czasy takie, że warto wiedzieć, czym jest triaż: to procedura medyczna stosowana w medycynie ratunkowej umożliwiająca segregację rannych w wypadku masowym w zależności od stopnia obrażeń oraz rokowań rannego. Obyśmy nie musieli doświadczyć tego na SOR, gdyby zaczęło brakować łóżek i respiratorów. Tymczasem w ciężkiej zapaści znów wkrótce może się znaleźć biznes, a przynajmniej część branż, zamknięta decyzją rządu.

Gdy wiosną nastała pierwsza fala pandemii, w ramach kolejnych tarcz antykryzysowych uruchomiono warte 60 mld zł wsparcie wypłacane przez Polski Fundusz Rozwoju. Skorzystało z niego 345 tys. mikro-, małych i średnich przedsiębiorców. Część firm wsparcia nie otrzymała, bo uznano, że nie spełniła kryteriów. Trafiły na czarną listę. Do dziś toczą się w tych sprawach spory, odwołania i reklamacje, co nie przeszkadza, by owa lista – jak właśnie podano – rozrosła się o kolejne 4 tys. podmiotów.

Czytaj także:

Tysiące firm wzięły pomoc, pierwsze już są kontrolowane

Nie dość tego: PFR zapowiedział, że skontroluje firmy, które pomoc dostały. Zbada, czy podały prawdę o swej sytuacji we wnioskach o wsparcie oraz to, czy wydały je zgodnie z przeznaczeniem. Pomóc ma specjalny algorytm utworzony we współpracy z CBA.

Sam fakt prowadzenia takich kontroli nie bulwersuje, ale moment na to wydaje się co najmniej nieszczęśliwy. Stoimy bowiem przed nieuchronnym: jeśli pandemia się nie zatrzyma – a niestety nic na to nie wskazuje – czekać nas może ponowny, jesienny lockdown, i to z mglistą perspektywą jego zniesienia zimą czy wiosną. Gastronomia, hotelarstwo, turystyka, ale też wiele innych branż mierzy się z diabelską alternatywą: albo utrzymają zatrudnienie i upadną, bo przychody mają minimalne, albo zwolnią pracowników, nie dotrzymując warunku pomocy z PFR i trzeba będzie oddać to, co się dostało. Zawieszenie składek ZUS za jeden miesiąc czy przesunięcie płatności składek PIT niewiele zmienia.

I w tym momencie wchodzi PFR. Cały na biało. Ale przecież na kontrole zawsze będzie miał czas. Może nie teraz, gdy trzeba myśleć o przetrwaniu – nie dość, że z niewielkimi szansami na kolejne wsparcie, to jeszcze z widmem konieczności zwrotu otrzymanej pomocy, razem z odsetkami. Chyba że to takie osobliwe podejście do państwowego triażu w biznesie: na straty spisujemy tych, którzy naszym zdaniem nie rokują, a reszcie pomagamy na tyle, na ile służba zdrowia potrafi.

Czasy takie, że warto wiedzieć, czym jest triaż: to procedura medyczna stosowana w medycynie ratunkowej umożliwiająca segregację rannych w wypadku masowym w zależności od stopnia obrażeń oraz rokowań rannego. Obyśmy nie musieli doświadczyć tego na SOR, gdyby zaczęło brakować łóżek i respiratorów. Tymczasem w ciężkiej zapaści znów wkrótce może się znaleźć biznes, a przynajmniej część branż, zamknięta decyzją rządu.

Gdy wiosną nastała pierwsza fala pandemii, w ramach kolejnych tarcz antykryzysowych uruchomiono warte 60 mld zł wsparcie wypłacane przez Polski Fundusz Rozwoju. Skorzystało z niego 345 tys. mikro-, małych i średnich przedsiębiorców. Część firm wsparcia nie otrzymała, bo uznano, że nie spełniła kryteriów. Trafiły na czarną listę. Do dziś toczą się w tych sprawach spory, odwołania i reklamacje, co nie przeszkadza, by owa lista – jak właśnie podano – rozrosła się o kolejne 4 tys. podmiotów.

Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?