Pamiętamy, że zmiana na stanowisku prezesa Trybunału Konstytucyjnego spowodowana wygaśnięciem dziewięcioletniej kadencji Andrzeja Rzeplińskiego i wybraniem Julii Przyłębskiej z nowego obozu przechyliła szalę w tamtym sporze na korzyść rządów PiS. Pytanie zatem nie o to, czy, ale kiedy nastąpi to w SN.
Czytaj także: Kim są kandydaci wybrani do Sądu Najwyższego
Nowi sędziowie Sądu Najwyższego wybrani
Teraz czas na ruch prezydenta. Może jeszcze nie dzisiaj, ale wkrótce, gdy tylko Krajowa Rada Sądownictwa przedłoży mu kandydatury. Mówi się o połowie września, może szybciej. Jeśli prezydent powoła 40 kandydatów, to Zgromadzenie Ogólne sędziów SN powinno niezwłocznie, jak mówi art. 111 § 5 ustawy o SN, wybrać i przedstawić prezydentowi pięciu kandydatów na pierwszego prezesa SN. Muszą być spełnione dwa warunki: stanowisko pierwszego prezesa SN jest zwolnione (prezydent konsekwentnie uważa, że to nastąpiło 4 lipca), a w SN musi być obsadzonych co najmniej 80 stanowisk. Ten warunek też byłby spełniony, bo obecnie w SN jest 57 sędziów (nie licząc prof. Gersdorf), w tym 12 czeka na decyzję prezydenta o przedłużeniu im prawa do orzekania. Pięciu z nich otrzymało pozytywną opinię KRS. Gdyby prezydent przedłużył orzekanie choćby tylko tej piątce, będzie ich 50, a z nowymi 90. Mogliby więc (ale czy powinni?) przystąpić do wyboru pierwszego prezesa. Czy ten scenariusz jest realny?
Tu mają zastosowanie ogólne i nowe zasady wybierania prezesów w SN. Otóż do podjęcia uchwały Zgromadzenia Ogólnego SN w sprawie wyboru pięciu kandydatów na stanowisko pierwszego prezesa SN (z których prezydent wybierze jednego) wymagana jest obecność na zgromadzeniu co najmniej 2/3 sędziów każdej z izb. Co ważne, w starych izbach sędziowie niedawno jednomyślnie podjęli uchwałę, że prof. Gersdorf jest pierwszym prezesem SN do 2020 r. Gdyby nie osiągnięto kworum, zwołuje się kolejne posiedzenie i wtedy wystarczy obecność co najmniej 3/5 liczby sędziów SN, czyli 54.