Postanowił, że straże gminne i miejskie tracą prawo do używania fotoradarów – i stacjonarnych, i mobilnych. Dlaczego? Bo przez lata zdzierały z kierowców, ile wlezie. Nie musiały nawet kupować własnego sprzętu, bo wystarczyło fotoradar wypożyczyć, aby interes kręcił się w najlepsze.

Gdy więc okazało się, że strażnicy miejscy nie będą już mogli wyskakiwać z fotoradarem zza krzaka, zaczęło się! Jak Polska długa i szeroka słychać gminny płacz i zgrzytanie zębów, które, rzecz jasna, dotarło i do Senatu.

Skąd! Gminom wcale nie chodzi o pieniądze, ale o bezpieczeństwo mieszkańców! Przecież bez fotoradarów wariaci drogowi będą rozjeżdżać miejscowych jak żaby na wiosnę – tak na środowym posiedzeniu senackiej komisji łkali zgodnym chórem licznie przybyli wójtowie. Bezpieczeństwo nade wszystko!

Farsa to była niebywała – naprawdę warto było posłuchać. Skoro chodzi o bezpieczeństwo – mówi przytomnie jeden z posłów, to zostawmy te fotoradary stacjonarne, a środki z mandatów przekażmy do Krajowego (czytaj – nie gminnego) Funduszu Drogowego.

I zaczęło się! Odwracanie kota ogonem. Bo przecież wcale nie chodzi o pieniądze!