Kryzys pietruszkowy

Niepokojący wzrost cen pietruszki, zarówno części białej, jak i natki, wywołał poruszenie i w kręgach finansowych, i wśród szerokich warstw społeczeństwa.

Publikacja: 26.06.2019 21:00

Kryzys pietruszkowy

Foto: Pixabay / Innviertlerin

Poza walorami odżywczymi, smakowymi i zdrowotnymi (być może również własnościami afrodyzjaku – należałoby o to zapytać ministra rolnictwa) pietruszka ma w Polsce znaczenie symboliczne. W końcu nieraz nasza reprezentacja narodowa grywała mecze „o pietruszkę".

Problemu pietruszki nie należy lekceważyć także z innego powodu. Choć polityków przeważnie to zaskakiwało, wzrost cen żywności okazywał się społecznym dynamitem w większym stopniu niż cokolwiek innego. Rewolucja francuska wybuchła nie wtedy, kiedy w Bastylii więziono krytyków króla, ale kiedy skutkiem nieurodzaju podrożał chleb. Podobny mechanizm zakończył rządy carów w Rosji i stał się początkiem końca reżimu komunistycznego w Polsce, gdy w 1976 r. i 1980 r. usiłował podnieść ceny mięsa.

Politykę zostawmy jednak na boku. W sferze ekonomicznej chodzi po prostu o to, czy droga pietruszka nie symbolizuje końca ery niskiej inflacji. Inflacja była zmorą lat 90. Na początku dekady wynosiła, w skali rocznej, ponad 1000 proc., do poziomu jednocyfrowego udało się ją zdusić dopiero po dziesięciu latach. A od sześciu lat przyzwyczailiśmy się do tego, że ceny w Polsce rosną bardzo wolno, a czasem wręcz spadają. Skutkiem tego ryzyko znacznego wzrostu inflacji bagatelizuje dziś zarówno rząd, jak i NBP.

Nic nie jest jednak dane na zawsze. Problem z inflacją polega na tym, że mechanizm wzrostu cen tworzą dwa zjawiska. W tzw. pierwszej rundzie pojawiają się wywołane przez różne czynniki skoki cen poszczególnych produktów. Nieurodzaj w rolnictwie wywołuje wzrost cen żywności, niepokoje na Bliskim Wschodzie podnoszą ceny ropy naftowej (czasem też ceny spadają, np. nowe technologie powodują spadek rachunków za telefon). To normalność, zazwyczaj po wzroście cen żywności w kolejnym roku mamy ich spadek.

Problemem jest głównie to, co nazywa się efektami drugiej rundy. Jeśli ludzie uznają, że inflacja nie jest zjawiskiem przejściowym, ale trwałym, domagają się podwyżek płac (zwanych indeksacją). A to uruchamia mechanizm dużo groźniejszy, bo w ślad za płacami rosną ceny wszystkich towarów i usług. A to nakręca oczekiwania wyższej inflacji.

Niezwykle niską inflację w ciągu ostatnich lat zawdzięczamy temu, że ludzie nie bali się inflacji i nie żądali płacowych rekompensat za wzrost cen. Utrzymaniu niskich żądań płacowych sprzyjało wysokie bezrobocie, a także stabilność kursu walutowego. Z kursem oczywiście może być różnie, ale bezrobocia już nie ma. Więc jeśli teraz ceny znacząco wzrosną w wyniku efektów pierwszej rundy, sprawa się na tym nie skończy.

Czy do trwałego wzrostu inflacji doprowadzi coraz wyraźniejszy wzrost cen żywności z pietruszką na czele? Czy może wzrost niepokoju na Bliskim Wschodzie na tle napięć między USA a Iranem? Nie wiadomo. Ale jeśli raz inflacja w Polsce trwale wzrośnie, bardzo trudno będzie ją opanować.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Tajniki oszczędnościowych obligacji skarbowych. Możliwości na różne potrzeby
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację