Tomasz Pietryga: Eldorado w gąszczu wątpliwości

Bardzo dobrze, że Bruksela przygotowała raport z działania rozporządzenia o ochronie danych osobowych (tzw. RODO). Ta praktyka powinna być stosowana i w Polsce, by upewniać się, czy nowe przepisy osiągnęły swój cel i nie prowadzą do absurdów.

Publikacja: 24.06.2020 19:09

Tomasz Pietryga: Eldorado w gąszczu wątpliwości

Foto: Adobe Stock

Tak niestety nie jest. Po uchwaleniu przepisów, szumnym ogłoszeniu kolejnego legislacyjnego sukcesu gaśnie światło i niech się dzieje co chce. Dopiero kiedy jakiś nieroztropny przepis wywoła katastrofę, stanowczo utrudni ludziom życie, wtedy – zazwyczaj pod społeczną czy medialną presją – jest korygowany. Szkoda więc, że w Polsce nie ma instytucji, która zajmowałaby się stałym monitoringiem nowego prawa. Z pewnością nasze państwo działałoby sprawniej.

Przepisy RODO od początku budziły emocje i właściwie podzieliły Polskę na orędowników nowych rozwiązań oraz zajadłych przeciwników. Wielu ekspertów, prawników, kancelarii oraz firm szkoleniowych we wdrażaniu RODO znalazło finansowe eldorado. Płatne szkolenia z unijnego rozporządzenia stały się wręcz obowiązkowe. A to ze strachu przed milionowymi karami. Branża szkoleniowa szybko się rozrastała, a domorośli eksperci zaczęli oferować „certyfikaty RODO", tworząc setki interpretacji nowych przepisów.

Niektóre doprowadzały sprawę ochrony danych do absurdu. W przychodniach czy taksówkach pacjenci oraz klienci byli identyfikowani za pomocą haseł, a rodziny chorych miały problemy ze zdobyciem informacji o stanie zdrowia bliskich, nawet w sprawach nagłych. Do tego doszły dziesiątki tysięcy formularzy zgód wypełnianych właściwie przy każdym kontakcie ze światem zewnętrznym i magazynowanie ton papieru w związku z obowiązkiem, którego sensu nikt do końca nie odczytał. Były też pozytywy, jak podniesienie świadomości prawnej Polaków. W taki oto sposób RODO stało się jednym z najważniejszych wydarzeń prawnych ostatnich lat.

Bruksela, oceniając RODO po dwóch latach działania, obwieściła jego sukces. Dostrzegła pozytywny wpływ również na rozwój cyfrowego świata, w którym coraz trudniej zachować prywatność. Dobrze, że zachęca do większej edukacji w kwestii ochrony danych, choć akurat tego w Polsce niestety zabrakło. U nas RODO stało się polem do nadużyć dla samozwańczych ekspertów i „znawców" tematu. Szczęśliwie na naukę nigdy nie jest za późno, zwłaszcza gdy państwo zajmie się nią na poważnie i zrobi wszystko, aby przepisy były używane z korzyścią dla obywateli, a nie, by piętrzyć wydumane zagrożenia.

Tak niestety nie jest. Po uchwaleniu przepisów, szumnym ogłoszeniu kolejnego legislacyjnego sukcesu gaśnie światło i niech się dzieje co chce. Dopiero kiedy jakiś nieroztropny przepis wywoła katastrofę, stanowczo utrudni ludziom życie, wtedy – zazwyczaj pod społeczną czy medialną presją – jest korygowany. Szkoda więc, że w Polsce nie ma instytucji, która zajmowałaby się stałym monitoringiem nowego prawa. Z pewnością nasze państwo działałoby sprawniej.

Przepisy RODO od początku budziły emocje i właściwie podzieliły Polskę na orędowników nowych rozwiązań oraz zajadłych przeciwników. Wielu ekspertów, prawników, kancelarii oraz firm szkoleniowych we wdrażaniu RODO znalazło finansowe eldorado. Płatne szkolenia z unijnego rozporządzenia stały się wręcz obowiązkowe. A to ze strachu przed milionowymi karami. Branża szkoleniowa szybko się rozrastała, a domorośli eksperci zaczęli oferować „certyfikaty RODO", tworząc setki interpretacji nowych przepisów.

Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?