Gospodarka potrzebuje silnych liderów - prof. Andrzej Szumański o nowym prawie holdingowym

Zniesione zostaną bariery utrudniające funkcjonowanie grup spółek w Polsce. Skorzystają na tym zarówno spółki, jak i ich zarządcy – mówi prof. Andrzej Szumański, szef zespołu, który opracował nowe prawo holdingowe.

Aktualizacja: 15.06.2020 08:50 Publikacja: 15.06.2020 07:14

Prof. Andrzej Szumański

Prof. Andrzej Szumański

Foto: materiały prasowe

W trzy miesiące pański zespół przygotował projekt prawa o zarządzaniu grupami spółek. Skąd ten pośpiech?

Potrzeba stworzenia takiej regulacji prawnej była zgłaszana przez praktykę od dawna. Dobrze wiemy, że wielki biznes jest realizowany w Polsce i za granicą przez grupy spółek w myśl zasady „duży może więcej". A sprawa polskiej regulacji prawa grup spółek leży mi na sercu od co najmniej 14 lat. Skorzystałem więc z okazji prac Komisji ds. Reformy Nadzoru Właścicielskiego i przyjąłem propozycję kierowania grupą złożoną głównie z praktyków, która miała przygotować projekt ustawy. Pracowaliśmy szybko, gdyż przeciąganie prac nie miałoby sensu.

Nie było sporów?

Prawo grup spółek można pisać w różnoraki sposób, tj. z perspektywy spółki dominującej albo spółki zależnej czy też wspólników mniejszościowych oraz wierzycieli tej ostatniej spółki. Osiągnęliśmy kompromis. Nie zamierzamy się natomiast spieszyć przy konsultacjach społecznych, na które przewidziano aż 45 dni. Wynika to stąd, że prawo gospodarcze prywatne piszemy przede wszystkim dla przedsiębiorców, którzy angażują w biznes swe pieniądze i ponoszą ryzyko gospodarcze swojej inwestycji, a także dla zarządców spółek, którzy podejmując decyzje, muszą za nie odpowiadać.

Czytaj też: Projekt prawa holdingowego gotowy

Działaliście przy Ministerstwie Aktywów Państwowych, więc podejrzenie, że może chodzić o wzmocnienie domeny państwowej, by nie powiedzieć położenie na jej spółkach łapy?

Absolutnie nie. Projekt przewiduje takie same reguły gry dla spółek z udziałem Skarbu Państwa i dla spółek wyłącznie z kapitałem prywatnym. Wszystko natomiast zależy od tego, czy spółka z udziałem Skarbu Państwa albo spółka z wyłącznym kapitałem prywatnym występuje w grupie spółek w roli spółki dominującej czy też spółki zależnej.

Celem noweli jest, jak rozumiem, pogodzenie sprzecznych interesów w grupie i wokół niej czy tylko ich „uczesanie"?

Dokładnie tak. Celem projektowanego prawa grup spółek jest wyważenie sprzecznych interesów spółki dominującej, spółki zależnej, zarządców, wspólników mniejszościowych i wierzycieli spółki zależnej, nie mówiąc o samej grupie spółek. W związku z tym w projekcie można dostrzec dwie grupy przepisów: zapewniające sprawne zarządzanie grupą spółek przez spółkę dominującą, która realizuje wspólną strategię gospodarczą grupy, oraz tzw. przepisy ochronne, które chronią interes spółki zależnej, jej zarządców, wspólników mniejszościowych oraz wierzycieli.

Pojawienie się tej drugiej grupy przepisów jest nawet konieczne, gdyż polskie prawo grup spółek będzie umiejscowione w kodeksie spółek handlowych, a więc w prawie prywatnym, rolą prawa prywatnego jest zaś ochrona praw jednostki. Zestawiając to z mechanizmami sprawnego zarządzania, możemy mówić o godzeniu sprzecznych interesów w grupie spółek, a nie jedynie ich „uczesaniu".

Główny interes w grupie to interes spółki matki. Jakie ona dostanie narzędzia?

W projekcie nie mówimy o interesie spółki dominującej, tylko interesie grupy spółek, a więc wspólnym interesie spółki dominującej oraz jej spółek zależnych, które de facto tworzą wspólny organizm gospodarczy. Interes grupy spółek jest nawet zdefiniowany w projekcie, m.in. dlatego, że działanie w interesie grupy spółek będzie uzasadniało aksjologicznie wydawanie przez spółkę dominującą wiążących poleceń spółce zależnej, a więc stosowanie podstawowego mechanizmu sprawnego zarządzania grupą spółek, ale także będzie uzasadniało wyłączenie potencjalnej odpowiedzialności cywilnej, a nawet karnej zarządców spółki zależnej, którzy stosując się do wiążących poleceń spółki dominującej, spowodują powstanie szkody w tej spółce, wprawdzie tylko w skali krótkoterminowej.

Kto ma władzę, wydaje polecenia, powinien więc ponosić odpowiedzialność. Jak ma być ona rozłożona?

Na wstępie należy zaznaczyć, że projekt przewiduje instytucję odmowy wykonania wiążącego polecenia. Jej stosowanie jest jednak zróżnicowane. Jednoosobowa spółka zależna nie może odmówić wykonania wiążącego polecenia. Z kolei spółka zależna, w której spółka dominująca może samodzielnie zmienić umowę (statut) spółki zależnej, ma prawo odmówić jego wykonania tylko wtedy, gdyby doprowadziło ono do niewypłacalności tej spółki bądź stanu zagrożenia niewypłacalnością.

Natomiast pozostałe spółki zależne mogą odmówić wykonania wiążącego polecenia, jeżeli będzie ono sprzeczne z ich interesem, wyrządzi tym spółkom szkodę, która nie będzie naprawiona w ciągu najbliższych dwóch lat. Dlatego też spółka dominująca odpowiada wobec spółki zależnej za wyrządzoną jej szkodę wskutek wykonania wiążącego polecenia. Odpowiada także za utratę wartości udziałów (akcji) wspólników mniejszościowych w przypadku drugiej ze wspomnianych wyżej kategorii spółek zależnych. Odpowiada też – choć w sposób bardzo ograniczony – względem wierzycieli spółki zależnej. Nie jest to jednak tzw. odpowiedzialność przebijająca spółki dominującej za długi spółki zależnej.

Czyli spółka matka w ogóle nie będzie odpowiadać za skutki jej poleceń?

Odpowiedzialność spółki dominującej za zobowiązania spółki zależnej względem wierzycieli tej ostatniej spółki (czyli odpowiedzialność przebijająca) należy do najtrudniejszych problemów zakresu prawa grup spółek. Przypomina to trochę kwadraturę koła. Od strony systemowej spółka dominująca jako wspólnik spółki zależnej (zawsze spółki kapitałowej) nie powinna odpowiadać za długi tej spółki, gdyż do istoty spółki kapitałowej należy brak odpowiedzialności wspólnika za zobowiązania spółki.

Z drugiej zaś strony obowiązuje zasada, że z decyzją powinna się wiązać odpowiedzialność. Skoro spółka dominująca wydaje spółce zależnej wiążące polecenia, to powinna ponosić odpowiedzialność za skutki tych poleceń także wobec wierzycieli spółki zależnej. Jeżeli bowiem sfera decyzji rozmija się ze sferą odpowiedzialności, to wówczas następuje patologia. Mamy do czynienia ze sporem na wzór tego, który toczył Kreon z Antygoną w tragedii Sofoklesa. Zarówno Kreon, jak i Antygona mieli przekonujące racje, lecz ich stanowiska szły dokładnie w odwrotnych kierunkach.

Wiele krajów ten dylemat rozwiązało.

W większości krajów ten spór – na gruncie konkretnego przypadku – rozstrzyga orzecznictwo, wykorzystywane są też w praktyce obszerne poglądy doktryny nawiązujące do koncepcji nadużycia prawa podmiotowego (tu przez spółkę dominującą). Idąc jednak za mainstreamem, nie uregulowaliśmy w projekcie prawa grup spółek odpowiedzialności przebijającej. Chcąc jednak uwzględnić zasadę, że z decyzją powinna się wiązać odpowiedzialność, przyjęliśmy odpowiedzialność odszkodowawczą spółki dominującej względem wierzycieli spółki zależnej w wypadku, gdy egzekucja przeciwko spółce zależnej należącej do grupy spółek okaże się bezskuteczna. Jest to nawiązanie do znanej prawu polskiemu odpowiedzialności z art. 299 k.s.h., która jest stosowana w praktyce, posiadając obszerne orzecznictwo oraz bogatą literaturę. Mamy więc instytucję znaną, a nie coś zupełnie nowego.

Nie ma ryzyka, że mocniejszy (spółka czapka) będzie jeszcze mocniejszy i wyciśnie wszystko ze spółki podporządkowanej jak z cytryny?

Myślę, że takiego ryzyka nie ma. Prawdziwa grupa spółek to nie system kolonialny, który ma zapewnić dobrobyt tylko metropolii. To raczej wspólnota interesów. Spółka dominująca jest bardziej dyrygentem, który może dobrze dyrygować wielką orkiestrą symfoniczną, uzyskując wspaniałe brzmienie różnych instrumentów. Jak w dobrej symfonii klasycznej może uzyskać znakomity efekt (tutaj synergii gospodarczej). Natomiast wspomniane wcześniej przepisy ochronne skutecznie wykluczają możliwość sprowadzenia spółki zależnej do roli kolonii, którą należałoby wycisnąć jak cytrynę.

A czy matką w grupie może być tylko inna spółka czy np. jednoosobowy przedsiębiorca też? I czy reforma dotyczy raczej wielkich konglomeratów czy także niedużych dwóch–trzech spółeczek?

Grupa spółek zasadniczo kojarzy się z tym, że w roli podmiotu dominującego występuje spółka dominująca (z reguły kapitałowa). Stąd też nazwa „grupa spółek", a nie np. „grupa kapitałowa". Ale projekt wyraźnie pozwala na to, żeby w roli podmiotu dominującego wystąpiła osoba fizyczna będąca przedsiębiorcą, ale także fundacja, stowarzyszenie itd. Nie ma natomiast przepisu, który by wskazywał, że w grupie spółek powinny być co najmniej trzy bądź więcej spółek zależnych. O istnieniu grupy spółek, a tym samym o możliwości korzystania z przepisów omawianego projektu, decyduje fakt ujawnienia grupy spółek w rejestrze (Krajowym Rejestrze Sądowym). W takim przypadku spółka dominująca i dwie bądź trzy jej spółki zależne mogą stanowić grupę spółek. Może to być więc także orkiestra kameralna.

Kto może się spodziewać profitów z tej reformy i jakich?

Beneficjentami reformy będą same spółki tworzące grupę, jej zarządcy oraz interesariusze. Projektowane przepisy wyeliminują przede wszystkim istniejące obecnie ryzyko prawne w rozstrzyganiu wielu kwestii z zakresu grup spółek, gdyż przepisy k.s.h. są pisane pod kątem pojedynczej spółki, a nie grupy spółek. I choć nie unikniemy w biznesie ryzyka gospodarczego, to ryzyko prawne przez dobre przepisy możemy jeżeli nie wykluczyć, to przynajmniej znacząco ograniczyć. Zniesione zostaną bowiem bariery, które obecnie utrudniają funkcjonowanie grup spółek w Polsce. Spółka dominująca uzyska narzędzia sprawnego zarządzania grupą, a pozostali interesariusze grupy spółek godziwą ochronę prawną.

A jaki może być długofalowy wpływ na polską gospodarkę prawa dla grup spółek?

Odpowiem hasłem reklamowym, że „duży może więcej". Żyjemy w czasach poważnych konsolidacji gospodarczych. Stąd nieprzerwanie od ponad 20 lat istnieje w Polsce (ale także za granicą) „fuzjomania", a więc łączenie się spółek, oraz tzw. akwizycje, czyli nabywanie już istniejących spółek przez inne spółki, w celu dołączenia ich do grupy spółek, w której nabywca odgrywa rolę spółki dominującej. Nie bez powodu w wielu znaczących kancelariach prawnych istnieją potężne departamenty zajmujące się tzw. transakcjami M&A (łączenie się spółek i ich przejęcia).

W skali gospodarki narodowej potrzebni są tzw. narodowi czempioni. Przekonaliśmy się o tym zwłaszcza w ostatnich miesiącach, kiedy okazało się, że kapitał ma jednak swą narodowość. Silna gospodarka potrzebuje silnych liderów biznesu, mimo że bogactwo narodowe – jak trafnie podają podręczniki ekonomii – tworzą zasadniczo małe i średnie przedsiębiorstwa. Akwizycje nowych spółek przez inne spółki jako spółki dominujące oraz przyłączanie nabytych spółek do już istniejących grup spółek czyni z tych grup organizmy jeszcze silniejsze niż dotychczas. Mogą one wówczas łatwiej konkurować nie tylko na rynku krajowym, ale także europejskim, a nawet jako silny gracz wychodzić poza terytorium Unii. W wyniku tych procesów mamy coraz więcej polskich spółek (z udziałem Skarbu Państwa czy z udziałem tylko polskiego kapitału prywatnego) rozpoznawalnych w Europie i na świecie.

W trzy miesiące pański zespół przygotował projekt prawa o zarządzaniu grupami spółek. Skąd ten pośpiech?

Potrzeba stworzenia takiej regulacji prawnej była zgłaszana przez praktykę od dawna. Dobrze wiemy, że wielki biznes jest realizowany w Polsce i za granicą przez grupy spółek w myśl zasady „duży może więcej". A sprawa polskiej regulacji prawa grup spółek leży mi na sercu od co najmniej 14 lat. Skorzystałem więc z okazji prac Komisji ds. Reformy Nadzoru Właścicielskiego i przyjąłem propozycję kierowania grupą złożoną głównie z praktyków, która miała przygotować projekt ustawy. Pracowaliśmy szybko, gdyż przeciąganie prac nie miałoby sensu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem