Choć większość zaabsorbowanych podróżowaniem, odwiedzaniem się lub po prostu bezwstydnym leniuchowaniem Polaków zdaje się o tym zapominać, są to święta ważne i skłaniające do refleksji. Nawet jeśli przy snującym się dymie z grilla i wśród pasujących do grilla napojów na poważniejsze refleksje zbyt wiele miejsca raczej nie ma.

Dzień 1 maja ma u nas raczej kiepską prasę. Nic dziwnego: za czasów komunistycznych był zmieniony w parodię „święta pracy", z przymusowymi pochodami, hasłami o sukcesach w budowie socjalizmu (na szarym tle owego sypiącego się właśnie w ruinę ustroju), radosnymi festynami, w czasie których łaskawe władze rzucały złaknionemu ludowi nieco parówek, z flagami i transparentami. Prawdziwy 1 maja był jednak zawsze symbolem czegoś innego. Symbolem toczącej się nieprzerwanie w gospodarce rynkowej walki o podział wartości dodanej. W walce tej początkowo absolutna przewaga należała do właścicieli kapitału, narzucających przenoszącym się ze wsi do miast nędzarzom głodowe stawki płac, 12-godzinny dzień pracy i brak jakichkolwiek zabezpieczeń socjalnych. Właścicieli kapitału przez długi czas ochoczo wspierało państwo, w razie potrzeby każąc żołnierzom strzelać do strajkujących (to właśnie rocznicą jednej z takich masakr, w Chicago w roku 1886, jest data 1 maja).

Z czasem kapitalizm został stopniowo zreformowany, praca wywalczyła swój godziwy udział w zyskach, a rozwój państwa dobrobytu w ciągu XX wieku wygasił rewolucyjne bunty i ustabilizował społecznie kraje Zachodu. Ale owa stabilność to już raczej historia. Walka o podział dochodu trwała i trwa, cywilizowane formy dialogu i negocjacji są w odwrocie, na ulice wychodzą „żółte kamizelki" całego świata zachodniego, stabilność polityczna jest zaburzona przez populistów. A nadciągają zmiany jeszcze większe, choćby te związane z robotyzacją i rozwojem sztucznej inteligencji. Czy roboty i komputery zastąpią ludzi i skażą ich na bezrobocie i nędzę? Czy właściciele robotów, pracujących taniej i niestrajkujących, będą zmuszeni dzielić się zyskami z tymi, którzy nie będą mogli – albo nie będą chcieli – znaleźć dla siebie pracy? Święto 1 maja wydaje się dziś anachroniczne i tkwiące głęboko w minionym stuleciu. Ale problemy podziału dochodów i relacji pracy i kapitału wcale nie są żadną przeszłością. Niewykluczone, że już niedługo gospodarka może znów stać się polem zażartej walki, a społeczeństwa Zachodu mogą na dobre wypaść z błogiego stanu równowagi i zadowolenia, w który wpadły w czasach powszechnego dobrobytu drugiej połowy XX wieku.

A 3 maja? To refleksja, która powinna być szczególnie ważna dla Polaków. Ogłoszona w roku 1791 konstytucja była próbą naprawienia dramatycznych błędów w rozwoju społecznym i gospodarczym kraju, które skazywały Polskę na rolę cywilizacyjnego pariasa i politycznej ofiary potężniejszych sąsiadów. Myśląc z dumą o tej próbie, pamiętajmy jednak przede wszystkim o straszliwej orgii chciejstwa, egoizmu, sobiepaństwa, pogardy dla prawa, warcholstwa i kłótliwości, która doprowadziła Rzeczpospolitą nad skraj przepaści. Oby coś takiego się już nigdy nie powtórzyło.

A na razie życzę udanego majowego weekendu.