Wolność internetu czy cenzurowanie? - Adam Pacuski o dyrektywie o prawie autorskim

Konieczność płacenia za korzystanie dla zarobku z cudzej własności intelektualnej nie ogranicza swobody i jest korzystne dla wszystkich użytkowników sieci.

Publikacja: 04.04.2019 07:00

Wolność internetu czy cenzurowanie? - Adam Pacuski o dyrektywie o prawie autorskim

Foto: www.sxc.hu

Dyrektywa o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym została przyjęta przez Parlament Europejski, a nie cichnie dyskusja, czy ugruntowuje wolność w sieci, czy ją cenzuuje. Warto to przemyśleć w związku z 24-miesięcznym terminem na transpozycję dyrektywy do polskiego porządku prawnego. Czas ten, zamiast na spory, spożytkujmy na stworzenie mechanizmów satysfakcjonujących wszystkich zainteresowanych.

Czytaj też:

Wydawcy i autorzy górą. PE za dyrektywą o prawach autorskich

Dyrektywa autorska nie zabije internetu

Co grozi za udostępnianie chronionej piosenki w internecie?

Co się zmieni po przyjęciu dyrektywy ws. praw autorskich

Zwykły użytkownik będzie bezpieczny w internecie

Obalamy mity o dyrektywie autorskiej: płatne treści

Dyrektywa dotyczy korzystania w sieci z utworów, do których prawa majątkowe jeszcze nie wygasły. Nie dotyczy dzieł, które nie są już objęte tzw. monopolem autorskim, uprawniającym do decydowania o możliwości zapoznania się przez innych z utworem. Z nich po implementacji dyrektywy będzie można korzystać niezależnie od jej regulacji.

Jak zatem dyrektywa odnosi się do utworów objętych monopolem? Podmiot świadczący usługi związane z udostępnianiem w sieci utworów objętych prawami autorskimi lub pokrewnymi będzie zobowiązany informować użytkowników, że świadczy takie usługi. Będzie także musiał uzyskać zezwolenie od uprawnionych z tych praw autorskich i pokrewnych, szczególnie przez zawarcie umów licencyjnych. Zezwolenie powinno objąć korzystanie z utworów przez użytkowników serwisu, mające charakter niekomercyjny czy niegenerujący istotnych profitów. Zezwolenie operatora serwisu internetowego powinno się zatem rozciągać na większość aktów eksploatacji utworu w sieci za pośrednictwem tego serwisu, dokonywanych przez użytkowników, spełniających kryterium niekomercyjnego użytku.

Postanowienia z art. 17 dyrektywy, mają bardzo istotne znaczenie dla zwykłych, niekomercyjnych użytkowników serwisów internetowych. Umożliwiają dzielenie się za ich pośrednictwem treściami chronionymi prawem autorskim, a obowiązek zabezpieczenia uprawnień licencyjnych będzie miał operator serwisu. Uzyska je bezpośrednio od uprawnionych do korzystania z tych praw lub organizacji zbiorowego zarządzania.

Dyrektywa będzie mieć zapewne największe znaczenie dla operatorów serwisów internetowych, ich użytkowników, uprawnionych do korzystania z praw oraz organizacji zbiorowego zarządzania. Licencja udzielana na jej podstawie ma być możliwie szeroka. Ponieważ dyrektywa ma zabezpieczyć interesy ekonomiczne uprawnionych, licencja będzie zapewne także odpłatna. Kluczowa jest więc budowa mechanizmów kształtowania tej odpłatności.

Wielu zainteresowanych

Dyrektywa nakłada dość ogólne wymagania na wymienionych uczestników dialogu, co oceniam bardzo pozytywnie. Państwa członkowskie nie są tu związane żadnymi ramami prawnymi dla wprowadzanych przez nie mechanizmów kształtowania opłat. Jedynym wymogiem jest, aby umożliwić uzyskanie przez uprawnionych z praw odpowiedniego i proporcjonalnego wynagrodzenia. Dyskusja o tych mechanizmach w gronie zajmujących się wprowadzaniem nowoczesnych systemów rozliczeniowych, doprowadzi zapewne nie tylko do rozwoju nowych sposobów rozliczeń. Może też być impulsem dla korzystających na innych polach eksploatacji do domagania się wprowadzania bardziej zaawansowanych mechanizmów rozliczeniowych. Korzyści technologiczne uzyska więc nie tylko grono zainteresowanych organizacji, ale i liczna rzesza użytkowników. Barierą może być konieczność ponoszenia przez organizacje zbiorowego zarządzania kosztów tego unowocześnienia, które muszą zostać przeniesione na uprawnionych z praw. Chęć łączenia potencjałów organizacji przez powierzenie trudu unowocześniania jednej z nich, a także możliwość przeniesienia nowych doświadczeń na inne pola eksploatacji powinny skutecznie zachęcać uprawnionych z praw do kibicowania tym wysiłkom. W końcu to oni są ekonomicznymi beneficjentami tego projektu.

Zakres danych, jakie przypuszczalnie mogą być istotne dla strony uprawnionej z praw i operatorów serwisów internetowych oraz sposób ich analizowania i prezentowania wyników sprawiają, że wykształcone w związku z wdrożeniem dyrektywy mechanizmy będą ważne także dla innych uczestników rynku własności intelektualnej. Zatem także dla nich merytoryczna debata bezpośrednio zainteresowanych będzie istotna i może się przełożyć na stworzenie nowych modeli biznesowych, zwiększenie innowacyjności, postęp technologiczny i inne pożyteczne dla branży rozwiązania. Należy więc postulować, by debata na ten temat była jak najszersza i wielowątkowa. Treść dyrektywy wskazuje bowiem, że w sferze technologii komunikacji między sferami biznesu i uprawnionych z praw może dojść do wypracowania całkiem nowych standardów. W tym sensie dyrektywa to szansa dla wielu uczestników rynku, by zrewidować dotychczasowe praktyki i wdrożyć nowe rozwiązania. To umożliwia przyjrzenie się przepływom pieniądza i analizy zasadności niektórych wydatków. Wyniki takiego przeglądu mogą być bardzo ciekawe.

Brak wymaganego dyrektywą zezwolenia, udzielonego przez uprawnionych z praw lub organizację zbiorowego zarządzania spowoduje konieczność poniesienia przez operatora serwisu odpowiedzialności za nieuprawnione udostępnianie konkretnego utworu za jego pośrednictwem. Zwolni go z niej jednak podjęcie niezbędnych działań w celu uzyskania takiej zgody, zabezpieczenie serwisu przed udostępnianiem w nim utworów nieobjętych zgodą i podjęcie odpowiednich działań w przypadku otrzymania od uprawnionych powiadomienia o wykorzystaniu utworu nieobjętego zgodą. Mniejsi operatorzy, krócej obecni na rynku, mają być zobligowani tylko do spełnienia tego pierwszego warunku. Można więc przyjąć, że przypadki, gdzie operator nie zwolni się od odpowiedzialności, będą bardzo rzadkie. Z pewnością dyrektywa wymaga od operatorów przyjrzenia się obecnym procedurom i regulaminom.

Sama dyrektywa zawiera wiele regulacji umożliwiających korzystanie z utworów bez konieczności posiadania wynikających z niej zezwoleń lub ułatwiających ich uzyskanie na preferencyjnych zasadach. Nie wpływa istotnie na istniejącą dziś powszechną wolność udostępniania w sieci treści chronionych prawem autorskim. Ta nadal będzie powszechna, pod warunkiem że nie będzie dokonywana w celach zarobkowych. Dyrektywa może - choć nie musi - wiązać się z pewną odpłatnością użytkownika, z którą mamy już do czynienia w niektórych serwisach, np. tych, które umożliwiają słuchanie muzyki. Z obowiązkiem uiszczania opłat z tego tytułu ani ich wysokością nikt już nie polemizuje.

Zyskają zwykli

Regulacje przewidziane w dyrektywie wpływają natomiast na udostępnianie w sieci utworów w celach zarobkowych, potwierdzając i umacniając dotychczasowe normy krajowe i międzynarodowe, przewidujące konieczność odpłatnego nabywania uprawnień do korzystania w takim zakresie z cudzej twórczości. Porównując ją z coraz powszechniejszym świadczeniem usług krótkoterminowego wynajmu samochodów, możemy stwierdzić, że zgodnie z przyjętą regulacją wynajęcie samochodu w celu odwiezienia do szkoły własnego dziecka byłoby nieodpłatne. Nieodpłatne byłoby także wynajęcie samochodu w celu odwiezienia dzieci sąsiadów, o ile nie wiązałoby się z identyfikowalnym zarobkiem. Natomiast z tytułu odpłatnego wożenia do szkoły większej liczby dzieci prowadzącemu wypożyczalnię należałoby się wynagrodzenie. Zatem jeśli nie eksploatujemy cudzej własności intelektualnej dla zarobku, nie musimy obawiać się masowego i bezpośredniego ponoszenia z tego tytułu opłat.

Trudno odnieść wrażenie, że takie postawienie problemu może ograniczać czyjąś wolność. Konieczność płacenia za korzystanie dla zarobku z cudzej własności intelektualnej żadnej wolności nie ogranicza. Tym bardziej nie może prowadzić do cenzurowania internetu, i to niezależnie od tego, że dyrektywa wyłącza z zakresu nakładanych przez nią ograniczeń zamieszczane przez użytkowników: cytat, krytykę, opinię, karykaturę, parodię lub pastisz, a także że nie wymaga automatycznego monitorowania treści. Przeciwnie, „zwykli" użytkownicy zyskają na jej implementacji, bo na nieodpłatne publikowanie treści w sieci uzyskają zezwolenie poprzez licencję udzieloną operatorowi serwisu. Takie udostępnienie będzie zatem zawsze legalne. Wolność w sieci, przynajmniej co do praw autorskich, pozostanie nie tylko niezagrożona, ale umocni się i zyska nowe podstawy.

Apel o rzetelną debatę

Dla każdego użytkownika internetu, korzystającego z niego w celach zarobkowych bądź niezarobkowych, znacznie bardziej interesujące od dyskusji na temat tego, czy dyrektywa jest, czy też nie jest próbą jego cenzurowania, powinno być raczej to, w jaki sposób uprawnieni do korzystania z praw, operatorzy serwisów internetowych i organizacje zbiorowego zarządzania zamierzają ukształtować warunki licencji na korzystanie z utworów w sieci, warunki przekazywania sobie informacji o utworach, a przede wszystkim, jakie będą z tego tytułu opłaty. Te właśnie potencjalnie mogą bowiem zostać pośrednio przeniesione na ostatecznych użytkowników.

W ich interesie leży zatem, aby debata nad tym, w jaki sposób dyrektywa ma być wdrożona do polskiego systemu prawnego, obfitowała w rzetelną argumentację, popartą prawdziwymi danymi. Materia jest nader skomplikowana, wymagająca dystansu i zrozumienia wzajemnych racji. Tylko taka debata może doprowadzić do ukształtowania prawa, a następnie praktyk rynkowych w sposób pożądany przez nas wszystkich. Ostatecznie bowiem wszyscy, niezależnie od tego, czy zawodowo jesteśmy związani ze stroną operatorów serwisów internetowych, stroną uprawnionych z praw, stroną organizacji zbiorowego zarządzania, czy też, co najczęstsze, z żadną z nich, jesteśmy użytkownikami sieci. Zatem wolność, ale na nieznanych jeszcze warunkach.

Autor jest radcą prawnym w kancelarii Gekko Taxens, gdzie odpowiada za praktykę z ochrony własności intelektualnej

Dyrektywa o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym została przyjęta przez Parlament Europejski, a nie cichnie dyskusja, czy ugruntowuje wolność w sieci, czy ją cenzuuje. Warto to przemyśleć w związku z 24-miesięcznym terminem na transpozycję dyrektywy do polskiego porządku prawnego. Czas ten, zamiast na spory, spożytkujmy na stworzenie mechanizmów satysfakcjonujących wszystkich zainteresowanych.

Czytaj też:

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?