Leon Podkaminer: Dlaczego rząd podnosi ceny prądu?

Wielekroć dowodziłem, że rentowność netto elektroenergetyki jest ekstraordynaryjnie wysoka i wynosi obecnie dwakroć więcej niż w przetwórstwie przemysłowym.

Aktualizacja: 17.03.2021 22:38 Publikacja: 17.03.2021 21:00

Leon Podkaminer: Dlaczego rząd podnosi ceny prądu?

Foto: Adobe Stock

Na początku 2020 r. wzrosły ceny płacone przez gospodarstwa domowe za energię elektryczną: w styczniu średnio o 7,6 proc., w lutym o dalsze 3,8 proc. Efekt: w grudniu 2020 r. ceny elektryczności były wyższe niż przed rokiem aż o 11,7 proc.

W tym samym czasie ogólny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniósł odpowiednio jedynie 2,4 proc. (w tym żywność zaledwie 0,8 proc.). Kontrast między ogólnym wskaźnikiem cen a wskaźnikiem cen prądu należy wywieść z różnicy pomiędzy mechanizmami kształtowania się cen w segmentach gospodarki. W dominującym segmencie wolnorynkowym (konkurencyjny) ceny rosną umiarkowanie, co odzwierciedla stagnację wydatków (i dochodów) gospodarstw domowych.

Dyscyplinie rynkowej nie podlega sektor wytwarzania i dystrybucji prądu (elektroenergetyka). Sektor ten jest zdominowany przez kartel kilku państwowych koncernów, które podzieliły się rynkiem krajowym. Zarządy tych koncernów w istocie są przedstawicielami rządu, ponadto działają w „porozumieniu" z państwowym urzędem regulacyjnym. W ostatecznej instancji to więc rząd decyduje o skali podwyżek cen prądu – i ponosi za nie odpowiedzialność.

Uzasadnień podwyżek cen prądu nie brakuje. Logika niektórych z nich bywa pokrętna i nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Mam tu na myśli pogląd, że w związku z bogaceniem się społeczeństwa należy dążyć do tego, by wzrastał udział wydatków na energię w ogólnym „koszyku" wydatków konsumpcyjnych. Prawda jest taka, że podwyżki cen energii doprowadziły do spadku udziału energii w naszym „koszyku". Wg GUS aż do połowy 2014 r. udział ten wynosił ponad 12 proc. Potem się obniżał. Obecnie wynosi on 10 proc.!

Warto też zwrócić uwagę na to, że obecna krajowa tendencja do podrażania energii stoi w sprzeczności z tendencją światową. Według International Energy Agency w krajach rozwiniętych od początku 2019 r. ceny hurtowe energii elektrycznej wyraźnie się obniżają. W trzecim kwartale 2020 r. były aż o 37 proc. niższe niż w pierwszym kwartale 2019. Tendencja ta w dużym stopniu odzwierciedla sytuację rynkową – zmniejszony popyt na energię.

Powszechnie sądzi się, że podwyżki cen prądu są niezbędne dla zapewnienia stosownej rentowności elektroenergetyki. Innym sugerowanym uzasadnieniem tych podwyżek jest deficytowa sytuacja górnictwa węglowego, głównego dostarczyciela surowca elektroenergetyki.

Wielekroć dowodziłem, że rentowność netto elektroenergetyki jest ekstraordynaryjnie wysoka i wynosi obecnie 10 proc., dwakroć więcej niż w przetwórstwie przemysłowym! Co więcej, nawet gdyby z jakichś względów elektroenergetyka czuła się zobowiązana do pokrywania strat krajowego górnictwa węglowego, to i tak opływałaby w dziesiątki miliardów złotych zysku netto! Ponoszone koszty w żadnej mierze nie uzasadniają podwyżek cen energii! Fakt ten ilustruje wykres obok.

Dysproporcja pomiędzy rentownością sektora rynkowego (jakim jest przetwórstwo przemysłowe) a skartelizowanego, państwowego sektora elektroenergetyki nie jest niczym nowym. Warto też odnotować, że ceny produkcji sektora przetwórstwa przemysłowego obniżają się od początku bieżącego roku – prawidłowo reagując na realia rynkowe. Tymczasem ceny produkcji sektora elektroenergetycznego są w najlepsze systematycznie podnoszone.

Czy osiąganie nadzwyczajnych zysków można uzasadniać potrzebą gromadzenia środków finansujących nowe inwestycje w elektroenergetyce? Odpowiedź jest negatywna. Owszem, potrzeba inwestycji technologicznie innowacyjnych. Ale tych nie można się spodziewać po firmach, których wyjątkowy „dobrostan" oparty jest na tradycji spalania węgla.

W gospodarce rynkowej technologicznie nowatorskie inwestycje z reguły pojawiają się „na zewnątrz" istniejącego układu. Koleje żelazne nie zostały zapoczątkowane przez posiadaczy dyliżansów gromadzących kapitał poprzez obarczanie podróżnych jakąś „daniną inwestycyjną". Przedsięwzięcia innowacyjne są finansowane przez rynek kapitałowy, względnie kredytem bankowym, a nie zgromadzonymi zyskami.

Oczywiście koncerny elektroenergetyczne dysponują i tak odpisami amortyzacyjnymi posiadanego majątku (odziedziczonego po PRL). Nic nie stoi na przeszkodzie, by odpisami tymi finansować bieżące inwestycje modernizacyjne.

Wiemy więc, co napędza obecną inflację: podrażanie elektryczności. Tak do końca nie wiemy jednak, jakie są jego systemowe motywy. Mniemam, że występują tu motywy fiskalne. W ostateczności do rosnących zysków polskiej elektroenergetyki ma prawo jej państwowy właściciel. Jest więc w interesie fiskalnym państwa (a raczej rządu) osiąganie możliwie wysokich dywidend właścicielskich. Dochodzą do tego inne dochody, np. z tytułu VAT na drożejącą energię.

Sądzę, że rząd przyzwala na podwyżki cen prądu (i innych „opłat") albo wręcz je forsuje, po to, aby zmniejszyć deficyt fiskalny. Odbieranie tym sposobem gospodarstwom domowym części wypłacanych dotacji (500+ itp.) może i jest politycznie rozumne. Ale wątpię, czy ma to głębszy sens ekonomiczny. Rzecz jasna, nie można przeoczyć też tego, że opływające w gotówkę państwowe firmy tego sektora mają skłonność do szczodrego finansowania przedsięwzięć „promocyjno-propagandowych" miłych władzy politycznej. Nie powinniśmy też się specjalnie zdziwić, gdy któregoś pięknego ranka któreś z nich postanowi „sprawdzić się" – tak jak Orlen – w sektorze medialnym.

Autor jest emerytowanym pracownikiem Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Na początku 2020 r. wzrosły ceny płacone przez gospodarstwa domowe za energię elektryczną: w styczniu średnio o 7,6 proc., w lutym o dalsze 3,8 proc. Efekt: w grudniu 2020 r. ceny elektryczności były wyższe niż przed rokiem aż o 11,7 proc.

W tym samym czasie ogólny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniósł odpowiednio jedynie 2,4 proc. (w tym żywność zaledwie 0,8 proc.). Kontrast między ogólnym wskaźnikiem cen a wskaźnikiem cen prądu należy wywieść z różnicy pomiędzy mechanizmami kształtowania się cen w segmentach gospodarki. W dominującym segmencie wolnorynkowym (konkurencyjny) ceny rosną umiarkowanie, co odzwierciedla stagnację wydatków (i dochodów) gospodarstw domowych.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację