Wydawcy mają prawo do ochrony

Krytykując projekt Komisji Europejskiej, godzimy się na degradację mediów – prawnik z Izby Wydawców Prasy polemizuje z tekstem Macieja Michalaka.

Publikacja: 23.02.2018 07:45

Wydawcy mają prawo do ochrony

Foto: Adobe Stock

Po zapoznaniu się z tekstem mec. Macieja Michalaka („Wydawcy prasy oczekują ochrony", „Rz", 2 lutego 2018 r.) uważam, że autor skrótowo przedstawia prace nad regulacjami wdrażającymi w UE jednolity rynek cyfrowy. Więcej uwagi poświęca jednej: projektowi dyrektywy ws. praw autorskich na tym rynku, przedstawiając rzeczowo argumenty wydawców za uchwaleniem prawa pokrewnego i stanowisko oponentów tego prawa. W ostatnim zdaniu podaje w wątpliwość sens przyjęcia propozycji KE co do rozwiązania z art. 11 projektu. Dlaczego?

Jako osoba, która uważnie śledzi te prace, chciałbym obalić tę wątpliwość. Komercjalizacja wykorzystywanych materiałów prasowych jest oczywista, czemu kwestionuje się prawo wydawcy do rekompensat? Bez nakładów na utrzymanie redakcji nie mogłyby powstać honoraria autorskie, inwestycje w technologie, koszty eksploatacyjne itp., artykuły, które – w odróżnieniu od niezweryfikowanych treści internetowych – podlegają obowiązkom z prawa prasowego, za które redaktor i wydawca odpowiadają. Czemu producentów materiałów prasowych traktować inaczej niż producentów muzyki i filmów czy nadawców radiowych i telewizyjnych, nie mówiąc o korzystających od lat z ochrony producentach programów i gier komputerowych? Nie ma uzasadnienia dla tej nierównowagi.

Komisja Europejska przedstawiła jesienią 2016 r. racjonalny projekt, który nie dotknie indywidualnych użytkowników internetu, zachowując wszystkie dotychczasowe formy dozwolonego użytku. Niesłuszne są obawy, jakoby uchwalenie dyrektywy ograniczyło linkowanie. W motywie 33 projektu stwierdza się bowiem, iż ochrona publikacji prasowych „nie obejmuje czynności linkowania, która nie stanowi publicznego udostępnienia". I choć motyw nie jest obowiązujący w takim stopniu jak zapis artykułu, nadaje kierunek interpretacji przepisów i tym samym ma wpływ na rozumienie i wdrożenie do prawa krajowego całej regulacji.

Autor przywołuje regulacje z Hiszpanii. Fakt, nie tylko tam, ale i w Niemczech wprowadzono rozwiązania, które wzmacniają pozycję wydawców prasy wobec gigantów technologicznych i innych wykorzystujących materiały prasowe w celach komercyjnych, bez ponoszenia kosztów ich wytworzenia. W Hiszpanii organizacja zbiorowego zarządzania CEDRO podpisuje w imieniu wydawców umowy z agregatorami treści, a z badań wynika, że po zamknięciu usługi Google News wydawcy nie ucierpieli. Ruch zmalał w pierwszym okresie, ale później zaczęto korzystać z innych agregatorów lub wchodzić bezpośrednio na strony wydawców, co przełożyło się na wzrost ich przychodów reklamowych. W Niemczech wydawcy wskutek szantażu operatora największej wyszukiwarki, która zapowiedziała usunięcie materiałów wydawców z wyników wyszukiwania, o ile ci ostatni nie zgodzą się na darmowe wykorzystywanie ich treści – wyrazili na to zgodę. Nikt jednak nie wyjaśnia do końca, że zgoda ta jest warunkowa i będzie cofnięta, gdy zakończy się zgłoszona do sądu przez reprezentującą wydawców organizację zbiorowego zarządzania sprawa o nadużywanie monopolistycznej pozycji przez koncern Google.

Te cele komercyjne mogą nie być widoczne na pierwszy rzut oka, bo nie wszystkie podmioty zamieszczają przy treściach prasowych reklamy. Pozyskując zainteresowanie użytkowników internetu, zbierają szczegółowe informacje o użytkowniku, które zagregowane są cennym źródłem dla reklamodawcy gotowego płacić za możliwość sprofilowania własnej reklamy. Mimo działań edukacyjnych i legislacyjnych nadal poziom wiedzy większości użytkowników sieci o ochronie prywatności jest nieznaczny i brakuje także zrozumienia, iż bezpłatnie nie znaczy za darmo. Na rynku każdy powinien płacić, najlepiej z własnych pieniędzy, za potrzebne mu produkty i usługi. Jeśli na rynku ktoś dostaje coś bezpłatnie, nie jest klientem, tylko produktem, który jest właśnie sprzedawany – mówi prof. Cellary. Internauta nie zdaje sobie z tego sprawy, a edukacja pozostawia sporo do życzenia...

W projekcie dyrektywy przewidziano też wprowadzenie nowych wyjątków, w tym art. 3 co do eksploracji tekstów i danych, który obejmuje tylko działania instytucji badawczych, precyzyjnie zdefiniowane w projekcie. W ten przepis też uderzają oponenci wprowadzenia prawa pokrewnego, próbując – przez rozszerzenie zakresu podmiotowego – utworzyć furtkę dla swych biznesów.

Jeżeli godzimy się na powszechne i masowe łamanie prawa i uważamy, że ochrona wydawców i ich nakładów inwestycyjnych na powstanie materiałów prasowych nie jest potrzebna, to cały pomysł KE możemy podać w wątpliwość. Tym samym zgodzimy się na degradację branży prasowej, a w konsekwencji zanik wiarygodnych treści, profesjonalnie tworzonych przez zawodowych dziennikarzy, mających wpływ na konstruktywną debatę publiczną.

Autor jest prawnikiem, współpracuje z Izbą Wydawców Prasy

Po zapoznaniu się z tekstem mec. Macieja Michalaka („Wydawcy prasy oczekują ochrony", „Rz", 2 lutego 2018 r.) uważam, że autor skrótowo przedstawia prace nad regulacjami wdrażającymi w UE jednolity rynek cyfrowy. Więcej uwagi poświęca jednej: projektowi dyrektywy ws. praw autorskich na tym rynku, przedstawiając rzeczowo argumenty wydawców za uchwaleniem prawa pokrewnego i stanowisko oponentów tego prawa. W ostatnim zdaniu podaje w wątpliwość sens przyjęcia propozycji KE co do rozwiązania z art. 11 projektu. Dlaczego?

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA