W dodatku Kolej Warszawsko-Wiedeńska powstała w 1848 roku, a Moniuszko zmarł 24 lata później, czyli mógł sobie pojeździć. Nie da się zatem nie zauważyć, że miał więcej wspólnego z koleją niż Szopen z liniami lotniczymi czy Batory z rejsami przez Atlantyk. Zastanawiam się, czy nie warto pójść o krok dalej i puszczać z głośników utwory Moniuszki. Taki pasażer spóźniony na pociąg mógłby zanucić wraz ze śpiewakiem: „Nie mam żalu do nikogo..." A ponieważ spóźnił się, bo dworcowy zegar nie działał, co zdarza się nagminnie, mógłby sobie basem zaintonować: „Ten zegar stary..." Mogłaby stanąć też w holu ławeczka dla zakochanych, którzy właśnie się rozstają (rozstawać się na dworcu – rzecz normalna). Mógłby chłopak przycisnąć guzik w oparciu i rzewnie zanucić: „Oj Halino, oj jedyno, dziewczyno moja", a potem wsiąść do ekspresu do Wrocławia, gdzie ma drugą Halinę i dziecko.