Prezydent, doktor prawa, doskonale wie, jak eksperci oceniają ustawę dyscyplinującą sędziów – a mimo to ją podpisał. Znaczy to, że kierował się innymi względami niż prawne. Nie minął jeszcze tydzień od obrad firmowanego przez Polską Akademię Nauk Forum dla Praworządności, gdzie prezydencki minister Paweł Mucha mówił, że Andrzej Duda wsłuchuje się w głos fachowców, a wypowiadane na Forum opinie – głównie krytyczne – traktuje jak poszerzone konsultacje do ustawy. Ośmieszono autorytety prawnicze, podważono prestiż PAN. Prędzej czy później, za sprawą czynników zagranicznych, złe prawo upadnie. Na razie jednak mamy stan niepewności i chaosu.

Czytaj także: Marek Domagalski: Prezydent Andrzej Duda wybiera wariant pacyfikacyjny sędziów

Od strony prawnej jest bowiem zupełnie jasne, że zaproponowane przez PiS ograniczenie sędziowskiej niezawisłości, polegające na zaostrzeniu odpowiedzialności dyscyplinarnej i zakazywanie sądom samodzielnego stosowania prawa unijnego, ma doprowadzić do udaremnienia tego, co w sprawie polskiego sądownictwa orzekł unijny trybunał w Luksemburgu. To także umocnienie wpływu władzy politycznej na sądy. Za „utrudnienie lub uniemożliwianie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości" grozi teraz nawet usunięcie sędziego z urzędu.

Prezydent przecież dobrze wie, jakie upokorzenie funduje stanowi sędziowskiemu. Zna zarówno wyrok TSUE z listopada zeszłego roku oraz uchwałę połączonych izb Sądu Najwyższego, które jasno wskazały, że Izba Dyscyplinarna nie może być uznana za niezależną od polityków. Wie, że formuła Krajowej Rady Sądownictwa też jest dyskusyjna. Ale nic sobie z tego nie robi. Prawnicy, przyzwyczajeni do działania w granicach przepisu, w sytuacji tak drastycznej ich zmiany, są bezradni. Nie ruszą na pałac prezydencki, nie będą obalać władzy. Pozostaje im ich własne sumienie.

Sędzia, owszem, powinien się cechować odwagą – to ona jest jedną z ważniejszych składowych niezawisłości, tej wewnętrznej. Zewnętrzną, więc nieusuwalność, immunitet i niezależność, powinny gwarantować sędziom ustawy. Wszystko po to, by byli wolni od pokusy sądzenia pod publiczkę, zgodnie z sondażami czy „racją stanu", i w orzekaniu kierowali się tylko swoim sumieniem i prawem. Teraz swoboda gwarancji prawnych się kurczy. To czas próby dla tych spośród sędziów, którzy wiedząc, czym ryzykują, będą zgodnie z przepisami unijnymi pomijać prawo krajowe, które jest z nimi sprzeczne. Ale czy każdy sędzia musi być bohaterem? Na pewno nie ci o „mentalności służebnej", jak to ujął sędzia Trybunału Konstytucyjnego Stanisław Piotrowicz, gdy był jeszcze posłem.