Dyskusja na temat momentu przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty europejskiej jest pożyteczna jak każda wymiana myśli, jakkolwiek dzięki naszej rosnącej integracji gospodarczej z Unią Europejską i będącej tego efektem stabilności kursu złotego do euro możemy spokojnie się zastanowić, jak i kiedy to zrobić.
Jeśli chodzi o Unię, to uśmiechnęło się do nas szczęście. Nasze wejście do UE zaczęto uważać za przesądzone w okresie, gdy na świecie przyspieszył proces tworzenia się globalnych sieci produkcyjnych. Dlatego już od połowy lat 90. płynęły do nas inwestycje zagraniczne. Pomogły nam zmniejszyć lukę technologiczną i menedżerską, jaka dzieliła nas od Zachodu – analogicznie jak napływ amerykańskich inwestycji pomógł Europie dogonić gospodarczo USA po II wojnie światowej. Tytuły europejskich gazet były w tamtym czasie pełne ostrzeżeń, że „Amerykanie nas wykupią". Dzisiaj już prawie nikt o tym nie pamięta, bo konkurencyjność i zamożność Europy wzrosły wtedy skokowo.
Oczywiście w latach 90. bardzo pomogły nam polskie reformy. Badania empiryczne mówią, że plan Leszka Balcerowicza stworzył warunki, w których przedsiębiorcami stawały się osoby wywodzące się ze wszystkich bez wyjątku grup społecznych. Tworzyło się więc korzystne sprzężenie zwrotne pomiędzy otwarciem na świat i krajową przedsiębiorczością. Niedocenianą stroną prywatyzacji lat 90. jest to, że budżet został uwolniony na dekady od konieczności pokrywania kosztów nieefektywności państwowych firm, co dzisiaj tak ciąży rządom między innymi Brazylii i Chin.
Nasz potencjał eksportowy wzrósł z biegiem czasu do tego stopnia, że kilka lat temu staliśmy się krajem właściwie nadwyżkowym. Jeszcze w latach 90. można było obawiać się, że jeśli nasz deficyt handlowy bardziej by się zwiększył (a sięgał chwilami połowy wartości eksportu), to trzeba byłoby jeszcze silniej podnosić stopy procentowe i ograniczać popyt krajowy, by zbyt duża dziura w handlu nie ściągnęła na nas jednego z licznych wtedy ataków spekulacyjnych. Zdestabilizowały one wtedy szereg gospodarek nie tylko w Azji, ale także w naszym regionie. Zdecydowana polityka fiskalna i pieniężna sprawiły, że rynki dały nam spokój. Nie musieliśmy potem lizać latami ran po ataku spekulacyjnym jak bracia Czesi.
Euro i miejsce na mapie
Moment wejścia do strefy euro nie jest już tak oczywistym wyborem jak w przypadku UE. Paradoksalnie, wynika to w części z sukcesu europejskiej integracji gospodarczej. To ona w dużej mierze sprawia, że kursy korony szwedzkiej, funta, złotego i korony czeskiej są stabilne wobec euro. Co więcej, kurs zmienny pomógł wszystkim tym krajom stabilizować REER (realny efektywny kurs walutowy – skorygowany o inflację i strukturę handlu), który odzwierciedla kosztową konkurencyjność danego kraju – w sytuacji, gdy wiele państw wewnątrz strefy euro stopniowo traciło swą konkurencyjność kosztową, głównie w stosunku do Niemiec. A stabilność REER osiągaliśmy kosztem tak małej zmienności kursu, że nie szkodziło to ani nam, ani naszym europejskim partnerom handlowym.