Cztery godziny

Mój telewizor, kiedy nic mu nie robię oprócz tego, że patrzę w ekran, po czterech godzinach wyłącza się sam. Zastanawiam się, po jaką cholerę?

Publikacja: 20.01.2019 19:45

Cztery godziny

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Nikt z tego nie ma pożytku: ani operator, bo płacę mu ryczałtem za miesiąc, ani dostawca prądu, ani ja, bo jakbym chciał wyłączyć, tobym wyłączył. Nawet sąsiadom to nie na rękę, bo wystarczy, że pogłośnię, i znowu mam cztery godziny wolnego.

Rozmawiałem o tym z moją córką, która powiedziała mi rezolutnie: „Przecież możesz tę usługę wyłączyć". I tu się z moją rezolutną córką nie zgadzam. Coś takiego mogę sobie ewentualnie włączyć, ale w standardzie to jest kompletnie bez sensu. Każdy może zamówić strzyżenie psa w domu, ale jeśli co cztery godziny ktoś będzie pukał do drzwi z pytaniem, czy przypadkiem nie trzeba ostrzyc psa, to już przy drugim pukaniu dojdziemy do wniosku, że mamy do czynienia ze świrem.

Poza tym usługa to jest z definicji coś, z czego mi wolno nie korzystać. Ale jeśli przyjdzie pan z administracji i powie: „Pan już cztery godziny nie korzystał z windy, więc ją panu wyłączamy", to już nie jest żadna usługa, tylko szantaż. No i skąd akurat te cztery godziny, a nie dwie i pół, albo 12? W czyjej głowie to się lęgnie i po co?

Otóż podejrzewam, że chodzi o... premie. W każdej korporacji szefowie działów muszą co jakiś czas na tak zwanym zarządzie wykazać się nowymi pomysłami, bo inaczej nie zobaczą premii albo zobaczą wymówienie. Więc gdy przychodzi termin, zespół naciskany przez bossa wysmaża jakiś projekt.

„– No więc, szefie... mamy taką koncepcję, że jak użytkownik nie grzebie w pilocie, to mu po czterech godzinach wyłączamy wizję...

– Ale po co?

– No wie szef, to innowacyjne jest... Może też trochę eko, to zawsze się liczy...

– A dlaczego akurat po czterech?

– Ja osobiście proponowałem po ośmiu, Anita po pięciu, Damian po dwóch. Więc policzyliśmy z grubsza średnią i wyszło cztery...

– No, dobra, spróbuję to wcisnąć".

I szef działu idzie z tym na zarząd: „Panie prezesie, opracowaliśmy w moim dziale koncepcję, żeby ludziom po czterech godzinach wyłączać wizję.

– Ale po co?

– No, prezesie, był inwent, był resercz, był konfirm na testach, więc czemu nie?

– A dlaczego akurat po czterech?

– To jest precyzyjnie wyliczone. Oprogramowaliśmy symulację i nie chce wyjść inaczej. Zresztą mogę zarządzić prezentację...

– NIE! Kolego! Prezentację niekoniecznie!". Bo prezes ma już w bagażniku kije do golfa i niczego bardziej nie pragnie, niż żeby to spotkanie się jak najszybciej skończyło. Więc niewiele myśląc, a dokładniej wcale, decyduje: „OK, klepnięte".

No to klepnięte.

Nikt z tego nie ma pożytku: ani operator, bo płacę mu ryczałtem za miesiąc, ani dostawca prądu, ani ja, bo jakbym chciał wyłączyć, tobym wyłączył. Nawet sąsiadom to nie na rękę, bo wystarczy, że pogłośnię, i znowu mam cztery godziny wolnego.

Rozmawiałem o tym z moją córką, która powiedziała mi rezolutnie: „Przecież możesz tę usługę wyłączyć". I tu się z moją rezolutną córką nie zgadzam. Coś takiego mogę sobie ewentualnie włączyć, ale w standardzie to jest kompletnie bez sensu. Każdy może zamówić strzyżenie psa w domu, ale jeśli co cztery godziny ktoś będzie pukał do drzwi z pytaniem, czy przypadkiem nie trzeba ostrzyc psa, to już przy drugim pukaniu dojdziemy do wniosku, że mamy do czynienia ze świrem.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację