POLAK na straży prawa

Zaraza złej legislacji wciąż toczy naszą administrację. Kolejny dowód na to przyniósł nam przełom grudnia i stycznia.

Publikacja: 13.01.2019 20:00

POLAK na straży prawa

Foto: Adobe Stock

W ostatni dzień 2018 roku na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt zmian w ustawie o przemocy w rodzinie. Ale już 2 stycznia 2019 roku rząd w te pędy go wycofywał. Okazało się, że według projektu jednorazowa przemoc... przestałaby być przemocą domową. To tak, jakbyśmy człowieka złapanego pierwszy raz na plądrowaniu naszego domu nie mogli nazwać złodziejem. Wolno nam dopiero, gdy znów przyjdzie przetrząsać nasze szuflady.

Nie mam pojęcia, jak urzędnikom udało się przepuścić takiego „byka". Mam za to pomysł, jak takim przypadkom zaradzić. Jego inspiracją jest inny rządowy projekt. Ma on wprowadzić policję lekową zamiast inspekcji farmaceutycznej. Policję z prawdziwego zdarzenia, z bronią i całym arsenałem wywiadowczym – jak to jest w przypadku skarbówki, inspekcji drogowej, celnej itd.

Uważam, że należy powołać jeszcze inną formację! Policję Ochrony Legislacji Aktów Konstytucyjnych (POLAK). Służbę pilnującą przestrzegania zasad dobrej legislacji. Korzyści ogólnopaństwowe byłyby ogromne. Proszę sobie wyobrazić „całkowicie hipotetyczną sytuację": oto urzędnik próbuje przesłać do Sejmu projekt nowelizacji ustawy, pomijając wymagany prawem etap konsultacji społecznych. Jego palec zbliża się do klawisza „enter" na komputerze. A tu nagle zza paprotki wyskakuje funkcjonariusz! „Stać! Policja legislacyjna! Połóż ręce z dala od myszki" – krzyczy, udaremniając złamanie zapisów Konstytucji RP.

Albo inny urzędnik. Wyobraźmy sobie, że pisze on projekt ustawy gospodarczej całkowicie sprzecznej z konstytucją biznesu. Ba! Sprzecznej z tym, co mówi w telewizji premier! W momencie, w którym kończy akapit gwałcący obietnice swego pryncypała, zza telewizora wypada dwóch agentów w kominiarkach. Wykręcają mu ręce z okrzykiem „W imieniu dobrej legislacji jesteś zatrzymany!".

Jakiż byłby efekt psychologiczny! Urzędnicy ze strachu zaglądaliby do doniczek, szukając kamer, sprawdzali, czy nie ma podsłuchów w fusach po herbacie itp. Kto wie, może zaczęliby nawet propaństwowo myśleć...?

POLAK mógłby mieć również oddział poselski. I to chyba na prawach oddzielnego departamentu. Praca tam byłaby bowiem wyjątkowo trudna. Na przykład sprawa 100-lecia Niepodległości. 12 listopada 2018 roku uchwalono dniem wolnym od pracy z wyprzedzeniem zaledwie kilku dni! To casus potężnego kalibru. Żeby powstrzymać tak rozpędzoną poselską fantazję, potrzebne byłyby chyba oddziały szybkiego reagowania legislacyjnego, desantowane ze śmigłowców niczym wojskowi komandosi jednostki specjalnej GROM. Na ich uzbrojeniu powinny być polowe wydania Konstytucji RP, wodoodporne druki rozporządzenia „zasady techniki prawodawczej". Wyjątkowo opornych posłów funkcjonariusze mogliby obezwładniać, obrzucając poradnikami „Nauka logicznego myślenia w weekend". Koniecznie w twardej oprawie.

Jest jeszcze jeden plus powstania nowej formacji. Zaspokoiłaby ona potrzeby tych ministrów, którzy chcieliby wszystko i wszędzie podsłuchiwać, prześwietlać oraz wymierzać srogie kary. Bo chyba się nie boją, że POLAK zastukałby do ich gabinetów? Prawda?

W ostatni dzień 2018 roku na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt zmian w ustawie o przemocy w rodzinie. Ale już 2 stycznia 2019 roku rząd w te pędy go wycofywał. Okazało się, że według projektu jednorazowa przemoc... przestałaby być przemocą domową. To tak, jakbyśmy człowieka złapanego pierwszy raz na plądrowaniu naszego domu nie mogli nazwać złodziejem. Wolno nam dopiero, gdy znów przyjdzie przetrząsać nasze szuflady.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację