W ostatni dzień 2018 roku na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt zmian w ustawie o przemocy w rodzinie. Ale już 2 stycznia 2019 roku rząd w te pędy go wycofywał. Okazało się, że według projektu jednorazowa przemoc... przestałaby być przemocą domową. To tak, jakbyśmy człowieka złapanego pierwszy raz na plądrowaniu naszego domu nie mogli nazwać złodziejem. Wolno nam dopiero, gdy znów przyjdzie przetrząsać nasze szuflady.
Nie mam pojęcia, jak urzędnikom udało się przepuścić takiego „byka". Mam za to pomysł, jak takim przypadkom zaradzić. Jego inspiracją jest inny rządowy projekt. Ma on wprowadzić policję lekową zamiast inspekcji farmaceutycznej. Policję z prawdziwego zdarzenia, z bronią i całym arsenałem wywiadowczym – jak to jest w przypadku skarbówki, inspekcji drogowej, celnej itd.
Uważam, że należy powołać jeszcze inną formację! Policję Ochrony Legislacji Aktów Konstytucyjnych (POLAK). Służbę pilnującą przestrzegania zasad dobrej legislacji. Korzyści ogólnopaństwowe byłyby ogromne. Proszę sobie wyobrazić „całkowicie hipotetyczną sytuację": oto urzędnik próbuje przesłać do Sejmu projekt nowelizacji ustawy, pomijając wymagany prawem etap konsultacji społecznych. Jego palec zbliża się do klawisza „enter" na komputerze. A tu nagle zza paprotki wyskakuje funkcjonariusz! „Stać! Policja legislacyjna! Połóż ręce z dala od myszki" – krzyczy, udaremniając złamanie zapisów Konstytucji RP.
Albo inny urzędnik. Wyobraźmy sobie, że pisze on projekt ustawy gospodarczej całkowicie sprzecznej z konstytucją biznesu. Ba! Sprzecznej z tym, co mówi w telewizji premier! W momencie, w którym kończy akapit gwałcący obietnice swego pryncypała, zza telewizora wypada dwóch agentów w kominiarkach. Wykręcają mu ręce z okrzykiem „W imieniu dobrej legislacji jesteś zatrzymany!".
Jakiż byłby efekt psychologiczny! Urzędnicy ze strachu zaglądaliby do doniczek, szukając kamer, sprawdzali, czy nie ma podsłuchów w fusach po herbacie itp. Kto wie, może zaczęliby nawet propaństwowo myśleć...?