Zatem Piotr Kraśko i Georgette Mosbacher. Redaktora Piotra Kraśkę jako dziennikarza znam od lat. Cenię za profesjonalizm. Za pasję z jaką wykonuje swój zawód i emocje. Dynamikę narracji i przekazu. Szanuję go także za uczciwość. A najbardziej za rozbrat z Jackiem Kurskim. Podziwiam także biegłość w obcym dla mnie języku i nieobce mi zamiłowanie do sportu.
Zatem czekałem podekscytowany. Niestety. Po kilkunastu minutach rozmowy poczułem niesmak w ustach i mózgu, które to odczucie potęgowało się z każdą kolejną minutą; prowadzący wywiad rozpoczął rozmowę z panią ambasador od pytań o pandemię w Nowym Jorku, najwyraźniej zapominając, że gołębie pocztowe coraz szybsze i przekazują nam codziennie aktualne wieści zza oceanu. Pani ambasador z nienagannym makijażem i uśmiechem, opowiedziała o trosce jaką w niej wywołuje widok namiotów szpitalnych rozstawionych w parkach w Nowym Jorku, i że nie jest w stanie przyzwyczaić się do widoku ulic, które zawsze tętniły gwarem i życiem a teraz nagle opustoszały. Wyraziła jednocześnie nadzieję i optymizm, że ludzka solidarność o której przecież tak wiele wiedzą Polacy zwycięży i powrócimy dla lat szczęśliwości, czyli biznesu. Trzeba być tylko ufnym i cierpliwym - pouczyła.
Po kolejnym zestawie pytań, pani ambasador z kurtuazją odniosła się do stacji TVN (notabene należącej do amerykańskiej sieci "Discovery") w której co prawda od czasu do czasu krytykuje się szanowanego przez nią prezydenta Donalda Trumpa, z czym się nie zgadza, niemniej w wolnym kraju niezawisłość mediów to podstawowe prawo, i ona, w imię wiary w demokrację godzi się z tym.
Kolejne pytania dotyczyły funkcjonowania w okresie pandemii ambasady amerykańskiej w Warszawie. Dowiedzieliśmy się, że wszystko jest pod kontrolą, zakupiono dodatkowe komputery, wyznaczono strefy przemieszczania się, naklejając widoczne pasy na podłodze. Co zaś się tyczy samej pandemii, oświadczyła, że w Warszawie czuje się o wiele bezpieczniej niż gdyby była w Nowym Jorku. Bowiem Polska - jej zdaniem - to kraj demokratyczny, dobrze zarządzany , a rząd nasz troszczy się o obywateli.
W tym momencie poprawiłem się "w siodle", sorry - na kanapie. Jak mawiały nasze babki, "byłem przy nadziei", że w końcu rozmowa potoczy się we właściwym kierunku i dowiem się, jaki ma pogląd pani ambasador na sprawy istotne dla Polaków. Czekałem kiedy red. Kraśko zada najważniejsze pytania: o polską demokrację. O wielokrotne łamanie konstytucji i jej podstawowego prawa: wolnych, powszechnych, tajnych, wyborów. Czekałem na pytanie, co pani ambasador sądzi o zmianach w ustawie o ordynacji wyborczej bez gwarantowanego okresu sześciu miesięcy. O tym, że wybory przeprowadzić ma nie Państwowa Komisja Wyborcza, a jakiś minister przy pomocy Poczty Polskiej, nie bacząc na sprzeciw autorytetów naukowych - epidemiologów, lekarzy innych specjalności. Wbrew RODO, Senatowi, konstytucjonalistom, prezydentom największych miast w Polsce - generalnie - woli społeczeństwa polskiego.
Czekałem na pytanie, czy "parcie" za wszelką cenę do wyborów w okresie narastającej pandemii to - zdaniem pani ambasador wyraz troski o społeczeństwo.
Niestety. Nie doczekałem się tych pytań. Dowiedziałem się natomiast, że pracownicy ambasady i obywatele amerykańscy w Polsce są bezpieczni, że stacjonującym u nas jednostkom wojsk amerykańskich też nic nie grozi, i że pani ambasador choć ma teraz o wiele więcej pracy znajduje czas na czytanie książek...
Sfrustrowany wyłączyłem telewizor. A potem pomyślałem sobie, że dziennikarstwo to niewdzięczny zawód, a mój umysł kiepski. Nawet uczciwy, rzetelny dziennikarz, gdy wchodzi w sferę polityki, musi się podporządkować narzuconym regułom. Pani ambasador z racji fachu też nie może wyrażać własnych opinii, i zapewne przed udzieleniem wywiadu musiała skonsultować się ze swoimi zwierzchnikami zza oceanu. Nie mam na myśli szczegółowych instrukcji, bo to nie Kreml. Mówię o sugestiach w jakim "klimacie" powinna prowadzić rozmowę, i jakich tematów w imię interesów amerykańskiej polityki unikać.
Jeśli bowiem za kwotę wielu miliardów dolarów sprzedaje się polskiemu rządowi trzydzieści parę samolotów bojowych, które co najwyżej wzmocnią siłę wojsk amerykańskich i sojuszniczych, lecz nie mogą stanowić najmniejszej przeciwwagi dla sił zbrojnych potencjalnego napastnika, to takiego rządu nie wolno krytykować. Także z tytułu wszystkich innych amerykańskich aktywów w Polsce. Myślę też, że i red. Kraśki nie ominęły podobne sugestie ze strony pryncypałów w TVN. Ale - podkreślam - to tylko moje domniemanie.
Zatem wyszło, jak wyszło. Elegancko. Miło i elokwentnie. Z obu stron. A wiadomo: być elokwentnym to znaczy powiedzieć coś komuś...
Tak też się stało...