We wtorkowy wieczór wszyscy mogliśmy się poczuć młodsi o trzy-cztery lata. Było jak w czasie osławionych posiedzeń sejmowej komisji sprawiedliwości, gdy pod osłoną nocy nowelizowano ustawy o Trybunale Konstytucyjnym i Sądzie Najwyższym, wprowadzając do nich „dobrą zmianę”.
Czytaj także: Trzęsienie ziemi nie poprawi urzędu RPO
Komisja, pod kierunkiem posła Piotrowicza, z żelazną konsekwencją jak czołg przetoczyła się po paragrafach. Dyskusji, pytań, wniosków formalnych, przewodniczący nie dopuszczał. To wtedy zamiast „porządek dzienny” zaczęto mówić „porządek nocny”. PiS przyjęło wtedy taką strategię by jak najszybciej – nawet kosztem ograniczenia debaty parlamentarnej - przepchnąć przez parlament wielkie i kontrowersyjne zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Widać uznali, że inaczej się nie uda.
Ale trudno zrozumieć, dlaczego przewodniczący Piotrowicz dopuścił do poniżenia rzecznika praw obywatelskich – konstytucyjnego organu, który ma obowiązek co roku przedstawić parlamentowi sprawozdanie ze stanu przestrzegania praw człowieka i obywatela w naszym kraju. Jego sprawozdanie jest naprawdę ciekawe, wcale nie tak jednowymiarowe jakby to chcieli widzieć krytycy Adama Bodnara, i przygotowane w nowatorski sposób – na podstawie poszczególnych artykułów konstytucji.
Bodnar je przedstawił, potem zaczęła się dyskusja, w której – zgodnie z regulaminem i parlamentarnym obyczajem - posłowie zadali pytania. Rzecznik chciał odpowiedzieć, ale głuchy na protesty przewodniczący Piotrowicz zamknął posiedzenie. Oświadczył, że rzecznik miał złożyć sprawozdanie – i je złożył, a debaty nie dopuszcza.