Deweloperzy i prawnicy ostrzegają, że na skutek ograniczeń w obrocie ziemią podrożeją nowe mieszkania i biura. Wszystko dlatego, że po 30 kwietnia br. liczba gruntów inwestycyjnych w miastach będzie mniejsza.
Zgodnie z uchwalonymi w piątek przepisami nabywcą gruntów rolnych może być jedynie rolnik indywidualny. Inny podmiot, np. inwestor, deweloper, spółka, będzie mógł je kupić tylko za zgodą Agencji Nieruchomości Rolnych, jeśli nie będzie chętnych wśród rolników. Nawet jeśli uda mu się uzyskać zgodę agencji, to i tak nie zacznie od razu budować. Ziemię bowiem trzeba uprawiać przez dziesięć lat.
– Ograniczenie obrotu gruntami doprowadzi do tego, że wkrótce nie będzie gdzie budować. W górę pójdą zatem ceny gruntów, a następnie m.in. mieszkań. Za kilka lat trudno więc będzie znaleźć nowe biuro czy mieszkanie – ostrzega Jacek Bielecki, dyrektor firmy deweloperskiej Marvipol.
Problem jest poważny, bo według oficjalnych statystyk w granicach miast znajduje się blisko 100 tys. ha ziemi rolnej.
– To ograniczenie jest absurdalne. W mieście się nie uprawia roli – mówi Bielecki. – Niestety, większość terenów, na których buduje się w miastach, to grunty uznawane za rolne, mimo że z rolnictwem nie mają nic wspólnego. Nierzadko to place w centrach miast.